OLAF
Nie
pozwolimy by osoby zewnętrzne ingerowały w naszą demokrację – oznajmił u końca
swej kanclerskiej misji Olaf Scholz po
historycznym już wystąpieniu wiceprezydenta USA.
Za młodu Olaf (ur. w 1958 r. w RFN, czyli "na Zachodzie", czyli w demokracji, czyli w poturbowanym po przegranej wojnie, ale już dostatnim społeczeństwie niemieckim) odkrył, że jest marksistą i tak się wobec rówieśników zadeklarował. W życie publiczne wchodził w latach 80. , gdy był już członkiem Juso (Junge Sozialisten) – młodzieżówki zachodnioniemieckiej partii socjaldemokratów SPD. Już w roku 1982 (w Polsce był stan wojenny Jaruzelskiego) 24-letni Olaf demonstrował przeciwko NATO w ogóle, a w szczególności przeciw militarnej obecności USA w RFN. Opowiadał się za unicestwieniem amerykańskiego imperializmu na rzecz światowego pokoju. W organizacji był działaczem sumiennym, pracowitym, jego pozycja w Juso rosła. Nawiązał bratnie kontakty z FDJ (Freie Deutsche Jugend) - młodzieżówką komunistycznej, totalitarnej partii SED w NRD i brał udział w tamtejszych oficjalnych demonstracjach przeciw, można rzec… „zewnętrznej ingerencji w naszą demokrację”. Dokumenty pokazują, że rychło został doceniony (z imienia i nazwiska) przez kierownictwo SED. W efekcie zaproszono go do rozmów „na szczycie”. W 1984 r. (w Polsce komuniści zamordowali ks. Popiełuszkę) usiadł przy stole w siedzibie Komitetu Centralnego SED (obok federalnego szefa Juso, nieco starszego Horsta Wegnera), a gospodarzem był sam Egon Krenz - wtedy sekretarz KC, który za kilka lat zostanie następcą komunistycznego przywódcy NRD Ericha Honeckera. Rozmowy kierownictwa Juso z parteikamerad'em Krenzem urwały się po zjednoczeniu Niemiec, gdy temu ostatniemu przywódcy NRD postawiono zarzuty kryminalne i skazano na sześć lat więzienia. Nie wiemy, czy po rozpadzie Związku Sowieckiego Olaf nadal czuł się marksistą, ale też nie wiemy, jakie ma dziś poglądy i czy w ogóle potrzebuje je mieć.