środa, 31 stycznia 2018

Antysemityzm - zagadnienie aktualne

OSTATNIA ROZMOWA DYMARSKIEGO Z MICHNIKIEM

Mój kolega z łódzkiej szkoły filmowej i nie tylko, scenarzysta Jan Purzycki napisał na FB, że w życiu nie spotkał antysemity. Może i nie spotkał, ale to nie znaczy, że ich nie ma.

Na zdjęciu - jak widać - obejmuje mnie Adam Michnik (w jego mieszkaniu przy Alei - nomen omen - Przyjaciół w Warszawie. Było to dawno temu - co też widać - pod koniec lat 70. lub na początku 80. 
Po raz ostatni widziałem się z Michnikiem w r. 1989 po "wyborach czerwcowych" w redakcji "Gazety Wyborczej Solidarność". Zaatakował mnie:
- Kogo wyście z Poznaniu dali do Sejmu?!
- Mnie przy tym nie było - zwróciłem uwagę (po półrocznym pobycie za granicą wróciłem między I a II turą wyborów). 
- Nie było, nie było... dąsał się. - Ty mi nie mów, że nie maczałeś w tym       palców!  A taki Marek Jurek! - Michnik już krzyczał.
- Marek Jurek jest posłem Ziemi Kaliskiej - broniłem się jeszcze.
- Nie ważne, to jest antysemita!
- Znam człowieka, antysemityzmu nigdy nie ujawniał.
- Leszek, co ty, dziecko jesteś (to ulubiony zwrot Adama)?! Tacy są najgorsi -     oni nigdy nie ujawnią!!!
                                                                       
 Lech Dymarski

niedziela, 28 stycznia 2018

Historia -  świadek ujawnia po latach

Rozmowa Jaroszewicza z Gierkiem


To zdjęcie z roku 1971 można określić jako kultowe. W III RP było wielokrotnie publikowane, ostatnio - z podpisem Przyśpieszajmy obywatele (ironiczna aluzja do zapowiedzianego przez I sekretarza KC PZPR "przyśpieszenia rozwoju gospodarczego" - de facto wyjścia ze beznadziejnej stagnacji ery gomułkowskiej) w piśmie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich - Forum Dziennikarzy w r. 2010. 
Okazuje się, że między Gierkiem a Prezesem Rady Ministrów odbyła się krótka lecz istotna - z dzisiejszego punktu widzenia - rozmowa. Słyszał ją świadek, na zdjęciu czwarty od lewej (widać czoło i oprawkę ciemnych okularów) - wtedy funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu. Według niego, Piotr Jaroszewicz, pokazując zegarek powiedział: Spójrz, Edwardzie, dostałem od radzieckich nową Pobiedę. E, tam, nosiłem Pobiedy przez pół życia, teraz mam nasz polski Blonex - miał odpowiedzieć Gierek. Szczepański* ci dał?  - padło pytanie. Nie - odpowiedział stanowczo I sekretarz. - Żona kupiła za swoje!
"Nie mogłem dłużej milczeć" - powiedział nam pan Jan (nie chce ujawniać nazwiska)  i dodał: "Chcieliśmy wolności słowa a tymczasem szukające tanich sensacji media piętnują naszych młodych polityków za szpanowanie zegarkami. Przecież to było zawsze!" Nasz rozmówca ponadto twierdzi , że jego przełożony z BOR (na zdjęciu drugi od prawej, widać tylko czoło) słyszał później, jak na pożegnanie Gierek powiedział do Jaroszewicza: "Do poniedziałku, Piotrze" - co w jego przekonaniu świadczyło, że wymienili się na kilka dni zegarkami. 
Świadek historii - pan Jan, mimo zaawansowanego wieku, jest widoczny wśród Obywateli R.P., wcześniej był aktywny w Komitecie Obrony Demokracji.  "Jak było tak było, ale co się dzieje obecnie, napawa mnie smutkiem. Nie o taką Polskę nam chodziło" - powiedział nam na koniec z wyczuwalną nutą rozgoryczenia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Maciej Szczepański - ówczesny szef tzw. Radiokomitetu, w PRL sądzony po upadku Gierka m.in. za zakup z kasy budżetu TVP żywego kucyka na urodziny wnuka I sekretarza.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                             fot. Bogdan Łopieński

niedziela, 21 stycznia 2018

Z ostatniej chwili

NOWA KOALICJA NA PODHALU

Według wiarygodnego źródła, na jutrzejszej sesji Rada Powiatu wybierze nowy zarząd. Stanie się to w  wyniku zawiązania nowej koalicji w tamtejszym samorządzie - dzisiaj w samo południe doszło do lokalnego porozumienia Młodych Demokratów Platformy Obywatelskiej z PiS. Echa z warszawskich central partyjnych nie są jednoznaczne. "Co Pan Bóg rozłączył, niechaj człowiek nie ośmieli się łączyć" - powiedział nam anonimowo polityk zbliżony do władz PiS. Z kolei według informatora zastrzegającego dyskrecję, Grzegorz Schetyna miał mu powiedzieć w prywatnej rozmowie: "Jestem za, co nie zmienia faktu, że jestem przeciw".

Na zdjęciu: radny klubu Młodzi Demokraci PO desygnowany na nowego członka zarządu i szef  lokalnej struktury PiS.
fot. Bogdan Łopieński (za: Forum Dziennikarzy. Pismo SDP. nr 97/98/99).




czwartek, 18 stycznia 2018


FEJSBUK. Na moim profilu po lewej stronie ekranu wyświetliło mi się: "Gdybyś teraz był DJ-ejem, jakbyś się nazywał?" Nie wiem. Jak babcię drybcium, nie wiem. Wybaczcie Państwo, po prostu nie wiem, więc nie odpowiem. 

niedziela, 7 stycznia 2018

Sylwester 1977. Z prawej Stanisław Barańczak.

"Domówka", dawniej: "prywatka".
Moja żona, wielce doświadczona nauczycielka akademicka zwróciła mi uwagę, że do przytoczonego wiersza Barańczaka potrzebne jest objaśnienie. Ma rację; ja nie jestem nauczycielem i zapominam, że publikuję nie tylko dla swoich rówieśników (czyli - stwierdzam z żalem - starszych ludzi) ale chcę przecież, żeby czytając, rozumieli młodsi. 
Zatem: daty podałem (wiersz datowany przez autora - grudzień r. 1976, publikowany w tłumaczeniu ang.  - w grudniu 1981). Druga data jest zapewne bardziej znana: wprowadzenie stanu wojennego, uwięzienie tysięcy działaczy Solidarności i - jak się wtedy mówiło - wojna polsko-jaruzelska. Kilka lat wcześniej, we wrześniu r. 1976, zawiązał się Komitet Obrony Robotników, którego sygnatariuszami byli m. in. pisarze, uczeni, aktorzy. Wśród nich - adiunkt na UAM, znany już autor młodszego pokolenia, dr Stanisław Barańczak. Z jakiej przyczyny powstał ten Komitet, czym się zajmował - o tym można się dowiedzieć pod hasłem "KOR". 
Nazajutrz po tym, gdy Radio Wolna Europa (patrz: "RWE") podało informację o powstaniu KOR-u, punktualnie o godz. 6 rano (wg ówczesnych przepisów wkraczanie do mieszkań dopuszczalne było od szóstej; wcześniej, w okresie stalinowskim i później, w stanie wojennym, takich ograniczeń nie było) przybyli po mnie trzej funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i zabrali do swojej siedziby przy ul. Kochanowskiego w Poznaniu. Według ówczesnej praktyki obywatela nie informowano o przyczynie ani podstawie prawnej; po prostu: pan pójdzie z nami. Na miejscu indagowano mnie w sprawie nielegalnej zbiórki pieniędzy na pomoc dla represjonowanych robotników Ursusa i Radomia. Nie przyznałem się do tego, a nie kłamałem, bo jeszcze pieniędzy nie zbieraliśmy. A więc trzej królowie, zaś kadzidło to niepowtarzalny aromat papierosów "Popularne", które trzej palili, kiedy się ubierałem. Złoto owszem, zegarki, choć młodzi esbecy lubili też sygnety. Pan pojedzie z nami.
Fiat - samochód na wyposażeniu wszelkich instytucji PRL (SB używała wersji mocniejszej 1500 cm, którą dało się poznać po pracy silnika). Dla starszego od nas pokolenia  symboliczny i nieporównanie bardziej złowrogi (Urząd Bezpieczeństwa w latach 50. torturował i mordował) był czarny Citroen.
Gdy wypuszczono mnie z pokoju przesłuchań, na korytarzu spotkałem się wzrokiem z oczekującym na ławce Stachem. W nocy wrócił z Warszawy, rano goniec dostarczył do domu "wezwanie do stawienia się". Tak to zorganizowano; esbecy ostentacyjnie, głośno mnie pożegnali, że niby na kawę do nich wpadłem... Był taki pogląd, że ci esbecy są psychologicznie przeszkoleni. Może i byli, ale moim zdaniem na poziomie nader podstawowym. Pod koniec lat 80., gdy po raz ostatni zabrali mnie "na Kochanowskiego", jeden zuch tak zagaił: Panie Leszku (oni nieznośnie tak się zbliżali), no, niech pan powie, kto tu w mieście panu przeszkadza, Pałubicki, Leonard Szymański, pan powie, my pomożemy, pan powinien tę całą konspirację chwycić mocną ręką, bo bałagan jest... Panowie oficerowie - odpowiedziałem - czy my się znamy od dzisiaj? Wiemy, co powiedział kapitan Kloss do Sturmbannführera - nie ze mną te numery, Brunner.

sobota, 6 stycznia 2018

Trzej królowie

6 stycznia 2018 r. 

rozpoczynam swój blog

 wierszem Stanisława Barańczaka 

"Trzej królowie" z r. 1976.