Znajda. Inteligentnie pozostawiona na stacji benzynowej (wczesne lata 80., czas niedoboru artykułow żywnosciowych, także dla ludzi). Już nie szczeniak, ale młoda, jeszcze nie zagłodzona. Podczas aktu tankowania paliwa (nie przesadzam z tym aktem: paliwo było kartkowo-limitowane, a też nie zawsze było, bo przecież była wojna) weszła do trabanta i wyszła dopiero pod domem. Była bardzo łagodna i lubiła wszystkich gości. Któregoś dnia przyszła do domu rewizja. Zuzia była trochę zdezorientowana, bo mężczyźni choreograficznie zachowywali sie nieco inaczej niż goście z "Solidarności". Zachowała jednak spokój. Po kilku godzinach nieproszeni goście zabrali się do wyjścia wraz ze skonfiskowanymi książkami. Zatrzymał sie w korytarzu pan porucznik, stoi, patrzymy sobie w oczy. Wreszcie zapytał: Czy mógłby pan coś zrobić z pieskiem? Okazało się, że swobodnie opuszczona dłoń pana z SB znajduje sie w szczękach Zuzi. Nie to, że ugryzła: ujęła w zęby, można powiedzieć, palce i trzyma. I pokornym spojrzeniem jakby mnie pyta: Haknąć skurwysyna, czy zostawić? Nie chciałem mieć dodatkowych kłopotów, powiedziałem spokojnie: Zuzia, puść pana. Puściła. Pan porucznik odetchnął. Na odchodne zapytał jeszcze: Pies tresowany, tak? Oczywiście - odpowiedziałem. - Pan się dziwi? Po tym zajściu przykleiłem do wewnętrznych drzwi duże zdjęcie Zuzi z tytułem: PIES - BOHATER i opisem wydarzenia. Goście (proszeni) czytali... i pokazywali Zuzi znak V. Po jakimś czasie znów przyszła rewizja i wyszła z m.in z tym zdjęciem i opisem. Do tej pory nie odnaleziono w zasobach archiwalnych IPN teczki: Sprawa Operacyjnego Rozpracowania figuranta "ZUZIA".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz