Rok 1990. Rosjanie słuchają Romaszewskiego
Nie tylko Rosjanie. W r. 1990 na II Międzynarodową Konferencję Praw Człowieka w Leningradzie przybyli także ludzie z całego Związku Sowieckiego. Merem miasta, którego mieszkańcy nieśmiało używali już nazwy Peterburg, był Sobczak, kolega Gorbaczowa. Jego zastępcą - nieznany wtedy szerzej Putin. Tenże Sobczak, na fali "głasnostii" zgodził się na to wydarzenie.
Związek Sowiecki jeszcze się nie rozpadł, dopiero co masakrowano Gruzinów, ale wtedy, tam w Leningradzie chcieliśmy dostrzec, że w Rosji rodzi się społeczeństwo. Na tym wielkim obszarze po raz pierwszy w historii.
Jeśli był zarodek, to niestety, skończyło się bezgłośnym poronieniem. W Federacji Rosyjskiej nie ma społeczeństwa. Jest ludność. Ludność z przeszłością niedostatku, czasem głodu, która (jakby to Marks stwierdził - z pominięciem etapów od feudalizmu) nasyciła się narodową dumą i daniami z McDonalda. Ta ludność nie potrzebuje ani wiedzy o świecie, ani demokracji, bo demokracja to była "smuta" za Jelcyna. A teraz jest przynajmniej porządek i wreszcie "u nas wsio jest, tolko diengi miet". Czyli posłuszeństwo jednak się opłaca. Ludność odzyskała "rosyjską dumę". Najlepsze rakiety, okręty i tanki. Prezydent mądry, nader sprawny fizycznie, nowoczesny. Świat znów ma respekt przed Rosją.
Będzie gorzej, coraz gorzej - dla Rosjan i dla świata. Wczoraj zadaliśmy sobie pytanie: co zrobi ta ludność? Dziś wiemy: to, co każą. Każą bić, mordować - budiem ubijat, takij prikaz. Każą siedzieć cicho w domu - budiem tisze. Posmotrim, władza na pewno rozwiąże problemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz