niedziela, 17 lutego 2019

Odebrać Nobla?




Jakiś internauta w furii zadał pytanie: czy istnieje procedura wnioskowanie do Komitetu Noblowskiego o odebranie Pokojowej Nagrody Nobla? 
Zapewne nie istnieje. Ale trzeba ochłonąć i sprawę rozważyć, czy - jakby powiedział nieodżałowany prof. Geremek - pochylić się nad nią. Reprodukuję telegram, odebrany wkrótce po przyznaniu  Nagrody Lechowi Wałęsie. Treść: gratulacje z okazji pokojowej nagrody nobla.  Adresowany - jak widać - do mnie, przez znajomą panią z Francji, Polkę z pochodzenia, osobę prywatną. Znajoma ta wiedziała, że byłem i jestem zaangażowany w Solidarność i bynajmniej nie pomyliła mnie z imiennikiem, faktycznym laureatem. Uznała, jak sądzę, że jestem jednym z wielu, dla których Nobel dla LECHA to satysfakcja dla mnie i wielu, wielu innych. Ta nagroda dla Solidarności, przyznana "na ręce" Lecha Wałęsy, ceremonialnie była odebrana (jakże dostojnie - łza się w oku kręci) przez żonę laureata. Zatem, Panie i Panowie - nie odbierajcie Pani Danucie (i mnie, i wielu, wielu) tej nagrody.


wtorek, 12 lutego 2019


Jan Olszewski – wspomnienia spontaniczne

Obywatel a SB. Jan Olszewski był współtwórcą KOR, choć nie członkiem – sygnatariuszem Komitetu;  uznano bowiem, że będzie potrzebny jako adwokat i trzeba zachować pozór, że jest z boku. Przypomnę, że był anonimowym autorem obszernej broszury pt. Obywatel a SB, powielanej w drugim obiegu. Był to wyczerpujący poradnik dla każdego nękanego przez bezpiekę, wyposażał także w niezbędną dla nękanego wiedzę prawną, choćby taką, że esbekowi wolno zadawać pytania, ale indagowany nie musi na nie odpowiadać – proste, oczywiste, a jednak rewolucyjne. Ta książeczka zastępowała wszelkie, ewentualne szkolenia , drukowaliśmy ją masowo w okresie „S”.

Statut, strajk. Był współautorem statutu jednego, krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego.  Jako nasz doradca, na posiedzeniach KKP nie stawał w pierwszym szeregu, jak Geremek czy Mazowiecki, nie rywalizował też o dostęp  do ucha Wałęsy. Aktywniej wystąpił na historycznym posiedzeniu Krajowej Komisji Porozumiewawczej w Bydgoszczy, gdzie decydowano o strajku generalnym w odpowiedzi na poturbowanie działaczy „S”.  Przemawiał żarliwie,  przekonując nas do umiaru; powoływał się na swoje doświadczenie w Powstaniu Warszawskim (krótko mówiąc, obawiał się, że strajk generalny spacyfikują sowieckie czołgi).  Po stanie wojennym w artykule  (w londyńskim  „Aneksie”  i w krajowej prasie podziemnej) pt. Porozumienie warszawskie (ono zdecydowało o odwołaniu strajku) wspominałem, że jeden z naszych starszych doradców  przestrzegał przed wzniecaniem powstania, choć nikt z KKP nie proponował jego proklamacji.  Później spotkałem Pana Jana u Romaszewskich, który  pozytywnie zrecenzował mój tekst, mówiąc coś takiego: co do analizy tamtej sytuacji i oceny tego Porozumienia, zgadzam się w całości, ale ja naprawdę byłem świadkiem tego koszmaru w 44 roku… Taki był Pan Jan.

Komitet Obywatelski. W Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie (zbojkotowanym już przez Geremka, Michnika et consortes - ówczesnych wrogów Wałęsy) Jan Olszewski,  w sytuacjach kameralnych małomówny,  przemawiał długo, lecz zebrani słuchali w skupieniu, bo z mówcy emitowała charyzma.  Był w tym gronie politycznym i duchowym liderem.

Rząd. Państwo Olszewscy zajmowali małe  mieszkanie, premier nie skorzystał jednak z oferowanego mu bardziej właściwego (także z powodu wymogów bezpieczeństwa) lokum i kompromisowo, z wymuszona zgodą najemcy, BOR wprawił kuloodporne szyby.
W konstrukcji rządu Olszewski musiał iść na kompromis z Prezydentem. Wałęsa „włożył” do rządu m.in. Krzysztofa Skubiszewskiego (MSZ). Gabinet był mniejszościowy i poszerzenie bazy rządu wydawało się koniecznością. Trwały wielotygodniowe rozmowy, bez udziału dziennikarzy.  Mimo udziału liderów wielu partii, były to de facto negocjacje z Unia Demokratyczną. Unia chciała dużo (m.in. tzw. resorty siłowe!). Dla premiera, który już oddał MSZ,  byłaby to nawet nie rekonstrukcja, a ubezwłasnowolnienie. W końcu zdarzyło się tak, że po kilku godzinach  rozmów przestał odzywać się z jednej strony Olszewski,  a naprzeciw długiego stołu - Mazowiecki. Przez niekończące się minuty reszta pokornie czekała. Wyszedłem do toalety, na korytarzu rzucił się na mnie tłumek dziennikarzy. I co, jakie ustalenia, niech pan coś ujawni!  Rozmowy trwają – powiedziałem. Tymczasem w sali obrad – nadal cisza. Mazowiecki powoli podniósł wzrok w górę i przerwał impas: To może…  może przerwa? Zgoda. Wszedłem z pryncypałem do gabinetu. Zatroskany powiedziałem z grzeczną ironią, że negocjacje weszły w fazę  milczenia, czyli krytyczną.  Bo wie pan – powiedział po namyśle premier -  gdy ja widzę, jak Tadeusz podnosi  oczy do sufitu, to mi mowę odbiera.
Był premier Olszewski w Poznaniu (przypomnę – rok 1992). Nie zaprzeczę, nalegałem. Zatem, spotkanie z pracownikami Cegielskiego, ”kultowego” kombinatu. Ale też spotkanie elitarne: siły naukowe, twórcze i artystyczne miasta. Chodzi o wizerunek. Te siły, to nie są źli ludzie, ale proszę zrozumieć – mówię pryncypałowi - to jednak nie Warszawa i oni, będąc tak jak wszyscy w szoku transformacyjnym, wiedzę polityczną, jak i wytyczne postępowania, czerpią codziennie z lektury Pisma, znaczy z Wyborczej Gazety i homilii ojca redaktora naczelnego Adama. To spotkanie się odbyło na uniwersytecie, no, takie drętwe. A potem w Cegielskim. Jak się okazuje: mrowie ludzi,  jak w czasie pierwszej „S”. Zatem mówię pryncypałowi: to właściwie masówka, ale nikt ich nie zmuszał, wiara przyszła tłumnie, bo premier do „Ceglorza” przyjechał, w tej sytuacji sugeruję: krótki wstęp i dać ludziom zadawać pytania. Pryncypał zaczął, jak uprzedził… krótkim wstępem. Mówił pięknie, niestety ok. 40 minut. Wreszcie pytania. Zgłasza się człowiek: Panie premierze, jak był u nas Barcikowski (wicepremier w PRL, członek Biura Politycznego PZPR), też długo mówił i pan teraz pięknie mówił, a Cegielski upada! Potem u mnie w domu premier pyta: jak pan sądzi, dlaczego ten człowiek skojarzył mnie z Barcikowskim? Być może przez ten opadający na czoło kosmyk włosów – pomyślałem głośno. Chyba że tak – przytaknął Pan Jan.

Rząd obalony. W „Pałacyku” - siedzibie Komitetu Obywatelskiego przy Al.  Ujazdowskich małe grono z pokolenia byłego premiera, znani adwokaci, nasi obrońcy w PRL. Informuję:  właśnie Jacek Kuroń powiedział w telewizji w kontekście lustracji, że ludzie, którzy chcieli do tego doprowadzić, są po prostu chorzy. Dystyngowani starsi panowie milczą, a pan Jan pyta: czy na alkoholizm? Pytanie złośliwe, Jacek Kuroń  w tamtym okresie nie rozstawał się z legendarnym termosem,  ale sarkazm wytłumaczalny. Jan Olszewski był  obrońcą Kuronia przed komunistycznymi sądami .   Wtedy bronił, ale teraz, mając na myśli „Gazetę Wyborczą”  pytał: a co tam piszą nasi milusińscy (to odsyłacz do piosenki legendarnego Kabaretu Starszych Panów)? No, pisali. Na pierwszej stronie złośliwa karykatura Pana Jana. Pod nią osobiste wynurzenia komentatora: Kauzyperda. Wielekroć słyszałem takie niemiłe określenie adwokata.  Nie rozumiałem, dlaczego tak niektórzy mówią. Teraz wiem – przez pół roku szefem rządu był kauzyperda. Szef komentatora, Michnik napisał obok, pod tytułem Odejście w niesławie: „historia oceni ich bez litości”. Okładka tygodnika Wprost: twarz byłego premiera, najbardziej pochmurna z dostępnych w archiwum, na czole wielkimi literami:  NIENAWIŚĆ.  W „Gazecie Wyborczej” świeży  wiersz Wisławy Szymborskiej: „Nienawiść”  (drugi w jej dorobku w tym zakresie, po raz pierwszy, będąc młodą poetką zdemaskowała lirycznie nienawiść imperialistów do Stalina).  Wałęsa obrzucił Olszewskiego obraźliwymi słowami. W telewizji dziennikarka pyta, czy będzie riposta. Pan Jan mówi, że jest synem kolejarza, na ulicy i podwórku poznał wiele mocnych słów, ale od dawna ich nie używa.

Oskarżyciel Popiełuszki, Jan Bez Ziemi. Mijają lata. Jan Olszewski, wciąż poseł, kandydat na Prezydenta RP tłumaczy się (zmuszony niejako przez młodsze otoczenie zwolenników) w Radiu Maryja, że nie jest masonem. W Poznaniu pewien nie znany mi wcześniej starszy człowiek (jak się okazało aktywista powstałego właśnie Klubu „Gazety Polskiej”) mówi mi: Olszewski? Nigdy! On oskarżał Popiełuszkę! Dziad wyciąga pomiętą ulotkę wyborczą: Tu stoi jak byk - oskarżyciel po-sił-ko-wy w procesie księdza Popiełuszki! Panie, mówię, czytaj pan dokładnie:  proces morderców Popiełuszki. No właśnie – nie ustąpił – morderców, morderców!
 Jan Olszewski przegrał wybory, Lech Wałęsa też, prezydentem został Aleksander Kwaśniewski.  Olszewski  pozostawał posłem, do kolejnej reelekcji nie była potrzebna wyborcza kampania, po prostu na pana Olszewskiego się głosowało. Jan Bez Ziemi – tak mówili niektórzy posłowie; znaczyło to, że nie ma własnej  partii i szeregów do władzy już nie poprowadzi. Ale był widoczny: przez zwolenników, jak i tych, którzy przed laty go obalali: jestem, widzę was i słucham.