wtorek, 8 października 2019


Hanna Łukowska - Karniej. Warszawskie Powązki.






Drogi Panie Leszku! Dziękuję za słowa otuchy i solidarności. Dzięki Panu i tym wszystkim, którzy o mnie – o nas – pamiętają wiem, że Solidarność żyje i zwycięży. Z tą wiarą łatwiej w więzieniu. Solidarność Walcząca „walczy o serca i umysły”.  Cieszę się, że ludzie coraz mniej się boją i mają odwagę upubliczniać swoje poglądy. Im więcej nas będzie tym szybciej spełnią się nasze nadzieje na lepsze jutro. Obecnie jestem już we Wrocławiu, pan Morawiecki nadal na Rakowieckiej. Życzę Panu, wszystkim przyjaciołom, sobie oraz wszystkim Polakom Rzeczpospolitej Solidarnej. Wdzięczna za pamięć Hanna Łukowska- Korniej  z S.W. 
Wrocław 24 I 88.
W miarę możliwości proszę w moim imieniu podziękować i złożyć życzenia solidarności wielu bezimiennym którzy o mnie pamiętali. Bóg zapłać. 
H.

(przypis: użyta forma "pan Morawiecki" to kamuflaż, Hanna była bliską współpracowniczką Kornela)

czwartek, 3 października 2019


Kornel Morawiecki – wspomnienie



Kornela, doktora fizyki poznałem „fizycznie” na I Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w Gdańsku (jesień 1981).  Wcześniej znałem go „zaocznie” jako wrocławskiego  uczestnika antykomunistycznej opozycji. Uniknąwszy internowania w stanie wojennym, ukrywał się i powołał kadrową organizację „Solidarność Walcząca” .  O zasadności utworzenia SW, jej działaniach, dorobku – napisano już wiele; ja dodam wspomnienie osobiste.

Spotkaliśmy się we Wrocławiu, co nie było łatwe przy zachowaniu reguł konspiracji; był przecież poszukiwany listem gończym.  Wydało mi się, że wygląda mizernie. W części prywatnej rozmowy okazało się, że mamy w Poznaniu wspólnego przyjaciela – Jana Komolkę, pisarza. Tenże był współposiadaczem obiektu w województwie pilskim, pod miejscowością Człopa. Był to poniemiecki dom przy nieistniejącym już młynie wodnym, na odludziu, wokół gęsto zarośnięty.  Oczywiście bez prądu, kanalizacji, ale z czystą wodą strumienia. Była ciepła wiosna i tak się zgadało, że Kornelowi potrzebne są słoneczne wczasy. Pomysł poparli obecni na spotkaniu bliscy współpracownicy.  W Poznaniu sprawę uzgodniłem z Komolką  i wkrótce dowieziono Kornela (szarym autem marki warszawa, które nie zwracało na siebie uwagi) do Poznania, skąd ruszyliśmy do miejsca docelowego.  Był tam też współwłaściciel domostwa z żoną, Bolesław Kuźniak, poeta. Bolo był kolegą zaufanym, niemniej uznaliśmy z Jankiem, że przedstawimy Kornela jako kuzyna z Wrocławia, bo po co ludzi straszyć?  Nazwisko przywódcy SW było powszechnie znane, a za ukrywanie czołowego wroga Polski Ludowej można było pójść do pudła (ostatecznie Kornel zdemaskował się przed Kuźniakami sam). Nie pamiętam już, jak długo wypoczywał Kornel w tym dobrowolnym „ośrodku odosobnienia”, choć bezspornie nabrał sił, także z tej przyczyny, że Kuźniakowa była gastronomicznie nader sprawna mimo „niedoborów rynkowych”.  Ja wróciłem do Poznania  i – zabrzmi to dziwnie – był to dla mnie trudny czas. Kornel Morawiecki był wtedy najbardziej poszukiwanym przez SB człowiekiem podziemia.  Do „złapania” Go powołano w centrali specjalny sztab i grupę operacyjną.  A On sobie leży na słońcu i strumień mu szemrze… Jak wspomniałem, nie było tam żadnej kanalizacji ani latryny, więc z potrzebą chodziło się do lasu. Gdy szedł Kornel, Komolka ruszał za nim i dyskretnie obserwował; no bo jeśli „oni”, zamaskowani, czają się w lesie, a Kornel nie wróci? A może zginie beż śladu? To nie była psychoza, to były realia. Takoż czas mijał, a ja drżałem na myśli, że nagle dziennik telewizyjny poda z tryumfem, że Służba Bezpieczeństwa w wyniku żmudnych działań operacyjnych aresztowała ukrywającego się Kornela Morawieckiego.  I ja będę z tym żył, jako pomysłodawca tych „wczasów”!  Jak wiadomo, długo jeszcze SB musiała się starać, żeby złapać Kornela.

Post scriptum: Kiedy po latach Morawieckiego wreszcie namierzono, organizacja Amnesty International (wtedy nie była jeszcze lewacką agendą!) odmówiła wstawiennictwa za aresztowanym, motywując to tym, że „Solidarność Walcząca” nie wyrzeka się przemocy, a Amnesty broni tylko osób walczących „non violence”.  Ta opinia o Kornelu oczywiście podyktowana była z kraju przez „wiarygodne źródła  głównego nurtu podziemnej Solidarności”. Tymczasem w kwestii przemocy było na przykład tak, że sfrustrowana bezpieka ukarała ukrywającego się Kornela w osobliwy (choć charakterystyczny w bloku sowieckim)  sposób: porwano małoletniego syna, wywieziono do lasu i tam pozorowano egzekucję. Jednak nie zabito Go, zatem – przepraszam za sarkazm – przemocy nie było, a Mateusz jest premierem.