Kornel Morawiecki – wspomnienie
Kornela, doktora fizyki poznałem „fizycznie” na I Zjeździe Delegatów
NSZZ „Solidarność” w Gdańsku (jesień 1981).
Wcześniej znałem go „zaocznie” jako wrocławskiego uczestnika antykomunistycznej opozycji.
Uniknąwszy internowania w stanie wojennym, ukrywał się i powołał kadrową
organizację „Solidarność Walcząca” . O zasadności
utworzenia SW, jej działaniach, dorobku – napisano już wiele; ja dodam
wspomnienie osobiste.
Spotkaliśmy się we Wrocławiu, co nie było łatwe przy
zachowaniu reguł konspiracji; był przecież poszukiwany listem gończym. Wydało mi się, że wygląda mizernie. W części
prywatnej rozmowy okazało się, że mamy w Poznaniu wspólnego przyjaciela – Jana
Komolkę, pisarza. Tenże był współposiadaczem obiektu w województwie pilskim,
pod miejscowością Człopa. Był to poniemiecki dom przy nieistniejącym już młynie
wodnym, na odludziu, wokół gęsto zarośnięty.
Oczywiście bez prądu, kanalizacji, ale z czystą wodą strumienia. Była
ciepła wiosna i tak się zgadało, że Kornelowi potrzebne są słoneczne wczasy. Pomysł
poparli obecni na spotkaniu bliscy współpracownicy. W Poznaniu sprawę uzgodniłem z Komolką i wkrótce dowieziono Kornela (szarym autem
marki warszawa, które nie zwracało na siebie uwagi) do Poznania, skąd
ruszyliśmy do miejsca docelowego. Był
tam też współwłaściciel domostwa z żoną, Bolesław Kuźniak, poeta. Bolo był
kolegą zaufanym, niemniej uznaliśmy z Jankiem, że przedstawimy Kornela jako
kuzyna z Wrocławia, bo po co ludzi straszyć?
Nazwisko przywódcy SW było powszechnie znane, a za ukrywanie czołowego
wroga Polski Ludowej można było pójść do pudła (ostatecznie Kornel zdemaskował
się przed Kuźniakami sam). Nie pamiętam już, jak długo wypoczywał Kornel w tym
dobrowolnym „ośrodku odosobnienia”, choć bezspornie nabrał sił, także z tej
przyczyny, że Kuźniakowa była gastronomicznie nader sprawna mimo „niedoborów
rynkowych”. Ja wróciłem do Poznania i – zabrzmi to dziwnie – był to dla mnie
trudny czas. Kornel Morawiecki był wtedy najbardziej poszukiwanym przez SB
człowiekiem podziemia. Do „złapania” Go
powołano w centrali specjalny sztab i grupę operacyjną. A On sobie leży na słońcu i strumień mu
szemrze… Jak wspomniałem, nie było tam żadnej kanalizacji ani latryny, więc z
potrzebą chodziło się do lasu. Gdy szedł Kornel, Komolka ruszał za nim i
dyskretnie obserwował; no bo jeśli „oni”, zamaskowani, czają się w lesie, a
Kornel nie wróci? A może zginie beż śladu? To nie była psychoza, to były
realia. Takoż czas mijał, a ja drżałem na myśli, że nagle dziennik telewizyjny
poda z tryumfem, że Służba Bezpieczeństwa w wyniku żmudnych działań
operacyjnych aresztowała ukrywającego się Kornela Morawieckiego. I ja będę z tym żył, jako pomysłodawca tych
„wczasów”! Jak wiadomo, długo jeszcze SB
musiała się starać, żeby złapać Kornela.
Post scriptum:
Kiedy po latach Morawieckiego wreszcie namierzono, organizacja Amnesty
International (wtedy nie była jeszcze lewacką agendą!) odmówiła wstawiennictwa
za aresztowanym, motywując to tym, że „Solidarność Walcząca” nie wyrzeka się
przemocy, a Amnesty broni tylko osób walczących „non violence”. Ta opinia o Kornelu oczywiście podyktowana
była z kraju przez „wiarygodne źródła
głównego nurtu podziemnej Solidarności”. Tymczasem w kwestii przemocy
było na przykład tak, że sfrustrowana bezpieka ukarała ukrywającego się Kornela
w osobliwy (choć charakterystyczny w bloku sowieckim) sposób: porwano małoletniego syna, wywieziono
do lasu i tam pozorowano egzekucję. Jednak nie zabito Go, zatem – przepraszam
za sarkazm – przemocy nie było, a Mateusz jest premierem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz