Wszyscy wyjdą na ulice
„Strajków już nie będzie. Wszyscy wyjdą na ulice” -
zapowiedział tym razem w tytule popołudniowy „Expres Poznański”. Gazeta cytuje
wypowiedzi kilku osób, w tym wiceprzewodniczącego związku „Solidarność” w MPK: Grozi nam Sierpień 80.
Ludzie są na skraju wyczerpania. Prędzej czy później wyjdą na ulice. Panowie z
rządu podwyższają sobie pensje naszym kosztem. Miała być dekomunizacja - nie
ma. Z kolei, według przewodniczącego Solidarności w zakładach Cegielskiego,
bunt społeczny może wystąpić „i to w sposób niekontrolowany”. W komentarzu
redakcyjnym czytamy, że przede wszystkim
nasza władza powinna na bieżąco, zrozumiałym językiem, wyjaśniać społeczeństwu sytuację w kraju, a nie tylko pokazywać się z okazji powrotów z zagranicznych wizyt. Z tym trzeba się zgodzić. Nie jest
wyjaśniona sytuacja w kraju. Ale, jeśli jest to także misją mediów, to czy wyjaśniają tę
sytuację zadowalająco? Czy próby wyjaśniania w żadnym wypadku nie mogą się obyć
bez zeznań ministrów, prezesów, rzeczników wychodzących z posiedzeń w sprawie
poszerzenia, zwężenia czy zachowania koalicji?
W latach 70., przed powstaniem Solidarności,
zaistniało niezależne dziennikarstwo. To, co było tworzone, nazywało się - w
odróżnieniu od „prasy” - bibułą. „Bibuła”, z oczywistych względów, nie
wystawała pod bramami URM, KC PZPR, a jednak „zrozumiałym językiem i na
bieżąco” pomagała w wyjaśnieniu sytuacji w kraju. Zmieniła się sytuacja
polityczna i prostego odniesienia do tamtych czasów, nie ma.
Przede wszystkim - prasa jest wolna.
Niedawno przeczytałem w którejś gazecie wypowiedź redakcyjną,
że „my, dziennikarze jesteśmy reprezentacją społeczeństwa”. Przesada. W krajach
dojrzałej demokracji nikt by na to nie wpadł. Reprezentację się wybiera, a
czytelnicy nie wybierali zespołów redakcyjnych. Co najwyżej wybierają gazety
spośród tej oferty rynkowej, która została im dana. Cały zaś świat
dziennikarski w Polsce jest w 90% czerwony i różowy, a proporcje podziałów
mentalnych w społeczeństwie są inne. Ogół dziennikarstwa nie tylko nie jest
więc żadną reprezentacją, ale jest stroną wobec społeczeństwa. Stroną
politycznego, kulturowego sporu. Albo media podporządkują sobie
mentalnie całość społeczeństwa i będą decydować o wszystkim, albo społeczeństwo
jako całość zmieni mentalność dziennikarskiego ogółu. Do tej pory
postpeerelowskie dziennikarstwo wygrywa, bo się uwłaszczyło i posiada „środki
produkcji”. Wszystko niby jest w porządku: obywatel ma prawo słuchać i czytać,
a świat dziennikarski - grupa społeczna w znacznym stopniu wyalienowana - ma
prawo pisać, mówić i ewentualnie przedstawiać „telefoniczną opinię publiczną”.
Do czasu. Do czasu aż opinia publiczna nie wyjdzie z domu, na przykład na
ulicę.
Zanim do tego dojdzie, jeszcze jedno zdążę wyjaśnić: „czerwone”
od dawna nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek ideologią. Ostatnim ideologicznym
przywódcą komunistycznym w najnowszej historii Polski był Władysław Gomułka. On
i jego towarzysze, kierując się przesłankami ideologicznymi postanowili, że
ludzi, którzy bez pozwolenia wyszli z fabryk na ulice, należy zabić. Owszem,
nie było to dla nich przyjemne i na pewno traktowali to jako konieczne zło. Po
nich, dwiadzieścia lat temu, doszli do władzy tacy, którzy powiedzieli: Trzeba po nowemu! Ci, bez żadnej pomocy nauki marksistowsko-leninowskiej, wyciągnęli
praktyczny wniosek, że zabijanie w obecnej epoce jest ryzykowne i źle widziane
przez demokratyczny Zachód, skąd można wyciągnąć forsę. Miarkowali się więc i
pod przywództwem Edwarda Gierka na ogół ograniczali się do bicia tych z fabryk,
na przykład w Radomiu czy w Ursusie. Wtedy to raczkujące niezależne
dziennikarstwo, podając fakty i opinie, wyjaśniało sytuację w kraju: państwem
tym rządzą gangsterzy, podlegli większym gangsterom ościennego mocarstwa,
mający na usługach wojsko, gwardię militarną (MO, ZOMO itp.) oraz cywilną,
czyli dziennikarzy.
Dzisiejsze „czerwone” redakcje bronią interesu materialnego i
walczą o więcej, kierując się zasadą, że im gorzej, tym lepiej. Im większa
dezinformacja, chaos, pesymizm, utrata wiary w wszelkie wartości i autorytety -
tym większa szansa na odzyskanie władzy politycznej. O co natomiast chodzi
„różowym”? Racje są zróżnicowane. Jedni po prostu zarabiają niespodziewanie
dużo (średnia pensja dziennikarza w wysokonakładowej gazecie to kilkanaście
milionów, pensja szefa rządu - około sześciu) i temu towarzyszy poczucie
zagrożenia wywołujące agresję. Inni - z powodu popełnionych w życiu błędów - są
szantażowani przez starych czerwonych gangsterów, a za dużo mają do stracenia.
Większość jednak, to ludzie wykształceni z dolegliwością zawyżonej samooceny -
podatni na manipulację przez usytuowanych politycznie i materialnie ideologów - „oszołomów”, którzy na „dzień dobry” odpowiadają
krzykiem: „Polski nacjonalizm! Ksenofobia! Ciemnogród!”
Ale, o czym mówimy? Ludzie przecież mają wyjść na ulice, jak
podaje prasa. Prasa, radio, telewizja tym razem też wylegną na ulice, bo wolno.
Jest jednak podział ról dziennikarskich. Ktoś będzie musiał z kamerą, z
mikrofonem, notatnikiem zająć pozycję w punkcie docelowym - i tu nowoczesny
problem! Gdzie on będzie? Redakcja musi przecież przewidzieć! Dokąd dojdzie ze
swoimi ludźmi działacz związkowy przedsiębiorstwa komunikacyjnego? Pod Zarząd
Miasta czy Zarząd Regionu, pod Urząd Wojewódzki czy Komendę Policji? Może pod
witryny prywatnych sklepów, a może do placu, gdzie handlują "ruscy"? Pod bank? A może do redakcji gazety? A jeśli już gdzieś dojdziemy, to
co? Być może do protestu dołączy policja z postulatami, a nawet rząd. Ach, bym zapomniał: są jeszcze kościoły.
Jeśli nie ma innej rady, to trudno, wszyscy spotkamy się na
ulicy. Tylko Pan Bóg, po swojemu, będzie nas miał w swej opiece.
1992
______________________________
Nota: felieton powstał w czasie półrocznego trwania rządu Jana Olszewskiego. Od jego powstania prasa zaczęła dostrzegać rosnące społeczne niezadowolenie. Po obaleniu rządu społeczeństwo dowiedziało się z gazet, że jest zadowolone.
fot. Jacek Awakumowski/ECS
1992
______________________________
Nota: felieton powstał w czasie półrocznego trwania rządu Jana Olszewskiego. Od jego powstania prasa zaczęła dostrzegać rosnące społeczne niezadowolenie. Po obaleniu rządu społeczeństwo dowiedziało się z gazet, że jest zadowolone.
fot. Jacek Awakumowski/ECS

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz