wtorek, 18 lutego 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
        

    
    NIE

     Ostrzegam w pierwszym zdaniu: straciłem psychiczną odporność, a pazur mój stał się nietolerancyjny. Winna jest temu moja rodzima prasa poznańska, nad którą co tydzień pochylam się z troską - i Urban. W przeddzień prima aprilis, czyli 31 marca nowy „Dziennik Poznański” zamieścił dramatyczny tekst wyrażający niepokój o losy wysokonakładowego, bogatego pisma „NIE”. Obecność pisma „NIE” na czytelniczym rynku sprawia, że jest w Polsce trochę mniej straszno, trochę bardziej śmiesznie - przeczytałem. Ale - najbardziej otulona etosem władza w Polsce prędzej czy później pokaże swój nietolerancyjny pazur i brak psychicznej odporności na samo istnienie jakiejkolwiek politycznej opozycji.
     Różne rzeczy różnych ludzi rozmaicie śmieszą. Przed laty opowiedział mi Jacek Kleyff swoją niezwykłą przygodę w warszawskiej taksówce: na widok starej, niezdecydowanej kobiety taksówkarz najpierw zwolnił, potem przyspieszył. Przerażonej kobiecie stopy wrosły w jezdnię, odchyliła się gwałtownie do tyłu, wyrzucając na boki ręce i muśnięta błotnikiem auta fiknęła koziołka. Taksówka niespiesznie pomknęła dalej, niewiasta została na jezdni w kałuży mleka z rozbitej butelki, a pasażerowi odjęło mowę. Po chwili dziwny taksówkarz, kontrolując w lusterku reakcję klienta odezwał się w te słowa: Babcia podfruwajka - ha-ha-ha-haaa!
     Ale do rzeczy. Chodzi przecież, jak pisze poznańska gazeta: O dalszy, niezależny byt sarkastycznego i mocno niewygodnego dla władzy pisma. Zagłady pisma od dawna pragnie prawicowa ekstrema i spora część kościelnych hierarchów. Kto jednak grozi konkretnie? Państwo Nowowiejscy, którzy padli ofiarą primaaprilisowego żartu Urbana o wykupie hymnu narodowego i Roty; domagają się rzekomo zamknięcia pisma „NIE”. Czy rodzinie Nowowiejskich, tak zasłużonej dla polskiej kultury, odpowiadać będzie rola mimowolnego narzędzia rodzącej się nietolerancji? Mógłbym przytaczać zdanie po zdaniu i dojść do wniosku, że artykuł napisał sam Urban i słono poznańskiej gazecie zapłacił. Jak się ma pieniądze to można realizować najskrytsze zachcianki, nawet jakieś pragnienie samozagłady. Na taki bowiem trop wpadła poznańska gazeta, dochodząc do wniosku, że może być tak, że Jerzy Urban, prowokując swe męczeństwo (w cudzysłowie lub bez) chce Polakom udowodnić, iż przenigdy ich udziałem nie stanie się ani pluralizm, ani polityczna swoboda, wyrażająca się choćby w przyzwoleniu na publiczne istnienie takich przeciwników, którzy myślą inaczej.
     Zgoda, prowokacja zawsze ma swój cel. Wiadomo też, że ofiarami prowokacji często padają prowokatorzy, ale żadna to nauczka. Prowokacja to żywioł małości, małość to pierwiastek ludzki, a Urban - wbrew podejrzeniom niektórych prawicowych ekstremistów i części zwykłych ludzi - jest człowiekiem, potomkiem Adama, którego Bóg stworzył na swój obraz i podobieństwo. Tak, jak księdza Jerzego Popiełuszkę, męczennika bez cudzysłowu. Urban nienawidził ks. Jerzego za to, że był człowiekiem, katolikiem, księdzem, Polakiem i antykomunistą. Zanim Urban się uwłaszczył i stworzył poczytne pismo „NIE”, był ministrem propagandy wojny polsko-jaruzelskiej. Wtedy (a było mniej śmiesznie) bardzo poważnie i systematycznie przegotowywał wykonawców wyroku do zbrodni. Udało się, zwłaszcza, że ksiądz Jerzy zginął nie od razu, ale w męczarniach. Trudno orzec, czy śmierć Popiełuszki sprawiła Urbanowi osobistą satysfakcję, na pewno jednak nie poruszyło to jego emocji. Zwykły, uwikłany w przemoc i zbrodnie człowiek po czymś takim wycofałby się z życia publicznego i korzystając z wielkoduszności bliźnich oraz zgromadzonych pieniędzy oddałby się np. uprawie działki. Jest jednak Urban człowiekiem idei, jak Nadieżda Krupska, Goebels, Berman, Brystygierowa czy Różański. Z męczeństwa i śmierci Jerzego Popiełuszki mieliśmy odnieść korzyść poznawczą - Boga nie ma! Niestety, społeczeństwa wielokrotnie okazywały nietolerancję wobec swoich wielkich i pobłażliwość dla małych. Urban nie daje jednak za wygraną - atrakcyjne pismo „NIE” ma przygotować nas mentalnie do sytuacji, kiedy żarty z tortur i wyławiania ciała w worku z zalewu sprawią, że będzie nam „bardziej śmiesznie”.
     Staram się to wszystko rozumieć, ale skoro nie jest jeszcze aż tak śmiesznie, jakby niektórzy chcieli, to mogę wyrazić swój pogląd, że miejsce Urbana jest w więzieniu. Więzienia są przecież dla ludzi, a od tamtego czasu dolegliwości odosobnienia zmalały; w otwartej celi można mieć telewizor, magnetowid, a jeśli osadzony jest bogaty, to sam się wyżywi - wypiska jak się patrzy, nie to, co kiedyś: papierosy "Popularne", wkład do długopisu i embargo na czaj. Te dwa - cztery latka dla równowagi ducha dobrze by zrobiły. W prawie amerykańskim wszystkie oskarżenia prywatne o zniesławienie przez pismo „NIE” dałyby redaktorowi naczelnemu łącznie na pewno więcej niż sto lat więzienia.
     Artykuł, dostrzeżony przeze mnie w poznańskiej gazecie naprawdę utrzymany jest w tonie poważnym. Gdzieś tam wyczuto, że Urban tym razem przekroczył granicę subtelnego żartu z tym hymnem, Rotą, ale zwłaszcza przesadził z „żartami” z zacnych ludzi, których w to wmieszał. Ot, poniosła go forma. Poczucie bezkarności osłabiło czujność.
     Nie wyszło natomiast dostatecznie na jaw, że Urban przygotowywał się do 1 kwietnia na dwa fronty. Na dzień 26 marca próbował zwołać konferencję prasową w sprawie odmowy przez „Ruch” kolportażu nowego pisma. Redakcje otrzymały telefaxy z osobistym podpisem: 2 kwietnia miał się ukazać nowy tygodnik „NIE” dla dzieci, wydawany i redagowany przeze mnie. Pierwszy numer jest już w drukarni (...) P.S. redakcje, które nie mogą delegować swych przedstawicieli upoważnione są do wykorzystania informacji zawartych w powyższym tekście. Kogo śmieszy, tego śmieszy. Sprawę hymnu i Roty jakoś przełykam, ot, nieudany żart. Ale, gdyby Urban chciał poważnie coś z tymi dziećmi robić, to wtedy mój ekstremistycznie prawicowy pazur rodzącej się nietolerancji wznosi się do góry: NIE RUSZ!!!
                                                                                                                  11.04.1992
_____________________________
rysunek: Wojciech Wołyński












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz