Niejako naprzód
Lokalna
rozgłośnia Polskiego Radia przedstawiła książkę nieznanego szerzej autora o
zbrodniach komunistycznych w mieście wojewódzkim N. Autor podkreśla w
przedmowie - powiedziała na początku pani redaktor - że przedstawiając tragiczne
fakty nie formułuje oskarżeń, gdyż jego praca ma charakter historyczny, a nie
polityczny. Po czym nastąpiła rozmowa z autorem.
- Przedstawia pan w swej książce wstrząsające
fakty prześladowań i zbrodni, których dopuścili się w naszym mieście
funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa - zagaiła dziennikarka.
- Tu muszę z całą mocą podkreślić - odparł
natychmiast autor - że moją intencją nie było i nie jest oskarżanie, ja tylko
ukazałem...
- Właśnie - przerwała mu pani z radia - w
książce przewijają się nazwiska nie tylko ofiar, ale i prześladowców.
- Proszę pani - tu już autor zirytował się - powinnością
historyka jest zbadanie i ujawnienie prawdy historycznej, lecz z całą mocą
zaznaczam, że książka nie ma charakteru oskarżycielskiego, lecz faktograficzny,
ja jestem jak najdalszy od wskazywania, to znaczy ja w najmniejszym stopniu nie
chciałem... ja tylko ukazałem...
- Prawdę - dopowiedziała rozmówczyni,
wybawiając autora, i taktownie, lecz stanowczo zakończyła rozmowę, mimo że
zdesperowany historyk próbował jeszcze ripostować: - Tak, ale...
Czym
tłumaczyć dziwne zachowanie autora? Długością cyklu wydawniczego? Coś się
pewnie w mieście N. od napisania do wydania książki zmieniło, ale na nic
zapewnienia o takiej czy innej intencji, gdy prawda zbadana i udokumentowana od
chwili jej publicznego przedstawienia oskarża sama.
Krwawe,
wyraźne karty najnowszej historii otwierają się, a zapisane bladoniebieskim
atramentem karty peerelowskiej codzienności posklejały się na dobre. Kolejne
roczniki młodzieży nie dadzą jednak wiary, że życie w PRL było nieprzerwanym
ciągiem zmagań o biologiczne przeżycie, a każdy dzień przynosił wyzwanie do
obrony honoru, godności i wiary. Rozumienie wagi rocznic, pamięć zamordowanych
nie wystarczą. Czy młodzi ludzie rozumieją „szare” biografie swoich rodziców (i
dziadków); czy mogą z ich duchowych doświadczeń wyciągnąć jakieś nauki? Ale czy
też, gdyby chcieli, mają taką szansę, gdy starszym dolega komunikacyjne
zaparcie?
Sięgnąłem
po wybór wierszy znanego poety, wydany nie tak dawno w serii popularnej,
skierowanej właśnie do młodych czytelników. W przedmowie krytyk rysuje
biografię pisarza, którego, już to przez treść swoich utworów, już to wskutek
odważnych zachowań publicznych spotykają nieprzyjemności: cenzura, niemożność
wydania książki w oficjalnym obiegu, zakaz publikacji w ogóle, wyrzucenie z
pracy i inne represje. Wreszcie, jak pisze przedmówca, w roku 1975 poeta
„złożył legitymację partyjną” na znak protestu przeciw gierkowskim zmianom w
konstytucji. Biografia ta dla młodego czytelnika ma być przykładem
konsekwencji, choć... Nie można wykluczyć, że przerwie on lekturę po owym
tajemniczym słowie „złożył". Spróbujmy odtworzyć naiwną, choć uzasadnioną
analizę: poeta miał jakąś legitymację, którą złożył i załóżmy, że była to jego
osobista legitymacja. Czy dosłownie złożył ją na pół po tym, gdy zerknął od
niechcenia na swoje zdjęcie sprzed jakiegoś czasu i, ogarnięty melancholią,
schował z powrotem do kieszeni? Gdzież tu jednak protest? Nie, taka czynność
ani nie byłaby publicznym gestem, ani nie miałaby nic wspólnego z jakąś ważną
życiową decyzją. Złożenie legitymacji (na znak protestu) stwierdzającej
przynależność do partii było więc uroczystym aktem. Gdyby było inaczej,
biografista wzmiankowałby o pozbyciu się dokumentu, albo w ogóle kwestia
legitymacji w przedmowie by nie zaistniała. Jeśli wszakże odciął sie od swojej partii,
dlaczego po prostu nie oddał legitymacji, zamiast przystępować do ceremonii
złożenia? Nie mógł oddać dokumentu, bowiem znaczyłoby to, że kiedyś go pobrał,
a takie wydarzenie w ogóle nie jest w zwięzłej biografii wzmiankowane. Nie mógł
tym bardziej przedmówca - stylista napisać, że pisarz wystąpił z partii, bo to
znaczyłoby, że kiedyś wstąpił, a jeśli to zrobił, to kiedy i dlaczego?
Książka nie
zawiera historycznych przypisów, ale przyjmijmy, że młody czytelnik wie już, iż
kiedyś działała i rządziła tylko jedna partia. Domyśla się zatem, że w minionym
systemie człowiek rodził się członkiem partii; legitymację wystawioną w
urzędzie stanu cywilnego do jakiegoś tam wieku rodzice przechowywali razem ze
świadectwem szczepienia przeciw ospie; być może na czarno-białych fotografiach
z komunii świętej dzieci trzymają właśnie te legitymacje, a nie, jak dziś,
książeczki do nabożeństwa. Nieliczni, ci odważniejsi i bardziej przenikliwi, w
którymś momencie życia mówili uświęconej tradycji „dość” i w uroczystym akcie
złożenia legitymacji ślubowali zerwanie z dotychczasowym porządkiem. A potem
wybuchła Solidarność: protest robotniczy o podłożu ekonomicznym przerodził się
w masowy ruch składania, przy czym ci, którzy się zagapili i złożyli
legitymacje najpóźniej, to dzisiejsi członkowie Socjaldemokracji
Rzeczypospolitej Polskiej i dlatego dziś złośliwie mówi się o nich
„postkomuniści” (post - łac. = po, za, późniejszy, tylny, w tym
wypadku: później niż inni komuniści).
Przypomniałem
sobie zasłyszane z radia zeszłoroczne wystąpienie wysokiego urzędnika
Kancelarii Prezydenta na uroczystości w Zakładach „Cegielski” z okazji rocznicy
Poznańskiego Czerwca 1956. Protest ten i jego tragiczne, krwawe następstwa -
powiedział mówca - posunęły sprawę niepodległości Polski niejako naprzód. Długo
myślałem o tym „niejako”. Posunęły, czy nie posunęły? Posunęły niejako, czyli
jakby posunęły, to znaczy jakby nie było pewne, że posunęły; albo posunęły na
pewno, choć jeszcze nie jest pewne, czy do przodu. Z czego to wynika - z
nabytego w PRL nawyku asekuracji, czy też nie są to żadne erystyczne sztuczki,
tylko zwykłe przejęzyczenia i... czy to już nam zostało na zawsze?
25.10.1995
_________________________________
Na zdjęciu ze Stanisławem Barańczakiem - pozujemy na klasyków marksizmu -leninizmu. Lata 70. (przed "złożeniem"). Fot.: Anna Barańczak.
_________________________________
Na zdjęciu ze Stanisławem Barańczakiem - pozujemy na klasyków marksizmu -leninizmu. Lata 70. (przed "złożeniem"). Fot.: Anna Barańczak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz