Pół na pół?
Etos „Solidarności” nie przegrał. Ale już nigdy nie wygra, tak
jak nie wejdziemy do tej samej rzeki. Społeczeństwo polskie wcale nie chce się
dzielić na dwa światy: wartości i antywartości. Społeczeństwu - czy jego części
- nie można wyrzucać, że nie pamięta „jak było”, bo do niczego to nie prowadzi,
a bynajmniej nie przysparza politykom - oskarżycielom popularności. Nie jest
rozsądne wytykanie niedojrzałości tym, którzy w ostatnich latach „nie odczuli
poprawy” i zagłosowali nie po naszej myśli, bo w demokracji obywatel po to jest
rządzony, aby odczuwał poprawę. (Gdyby w latach 80, po wprowadzeniu stanu
wojennego, Polakom żyło się coraz lepiej, komuniści nie byliby przecież skłonni do podzielenia się władzą z "Solidarnością"). Wyborcy nie pragną, aby politycy ich
doskonalili; chcą, aby politycy doskonalili samych siebie.
Jeśli jednak wyborcy nie kierują się tylko motywacją
materialną, a dokonują także ocen wartościujących, etycznych, to należy założyć, że przez pięć lat obywatele
obserwowali realizację „etosu” przez poszczególnych ludzi - jego „depozytariuszy”,
w tym prezydenta Lecha Wałęsy. Wielu obywateli - wcale nie sympatyków komunizmu
- zapewne w ciągu ostatnich lat zwątpiło w ów etos i wielu z nich, gdy
usłyszało po raz kolejny o „ideałach sierpnia” nie wiedziało już, o czym
dokładnie mowa. Jest czas na inwenturę etosu i ideałów. Jeśli rzeczony etos
istnieje w mentalności szerokiej postsolidarnościowej elity, jeśli jest w
stanie pokierować jej aktywnością publiczną - to wiele jest do wygrania. Jeśli
go nie ma "w sercu i umyśle", a będzie eksponowany tylko na sztandarach i w
płomiennych antykomunistycznych mowach - wtedy jeszcze więcej wyborców znajdzie
się w ideowej pustce.
Etos Solidarności może wygrać wybory, ale nie wygra
wszystkiego. Czas idzie naprzód, postkomuniści nie przywrócili gospodarki
socjalistycznej, nie wypowiedzieli otwartej wojny Kościołowi, nie przywrócili ustroju totalitarnego i nie
„wypięli się” na Europę. Są przecież - zawsze byli - pragmatyczni. Problem w tym, czy my,
pamiętając o kulturowych, etycznych i patriotycznych imponderabiliach też potrafimy
być pragmatyczni.
Sztab wyborczy Lecha
Wałęsy ogłosił już, że nazajutrz po przegranych wyborach sztaby wszystkich
szczebli przekształcą się w struktury wielkiego obozu patriotycznego, gotowego
do wyborów parlamentarnych. Czy nie należy trochę ochłonąć? Przeprowadzić
remanent polityczny, odbyć rozmowy z innymi sztabami? Co będzie, jeśli zgodnie
z prawicową tradycją powstanie na wyścigi kilka „wielkich obozów
patriotycznych”? Co będzie, jeśli dojdzie do szarpania sukna - wyrywania sobie
prawa własności etosu? Jak w takiej sytuacji miałby się odnaleźć Wałęsa - już
nie prezydent wszystkich Polaków?
Chcę mocno wierzyć,
że nie dojdzie do publicznego „szukania winnych” porażki Wałęsy. Jest to po
przegranej reakcja naturalna, ale w tym miejscu i czasie nie byłaby
uzasadniona. Nie przegraliśmy powstania, nie znaleźliśmy się wraz z milionami
wyborców na wygnaniu; działają mechanizmy demokratyczne. W nocy wyborczej
niefortunnie spróbował rozliczeń Leszek Moczulski, wytykając części elektoratu kandydatów
prawicowych z pierwszej tury poparcie dla Kwaśniewskiego. Musiał mu zwrócić
uwagę Jacek Kurski, że istnieje zjawisko elektoratu „żelaznego” i ruchomego a
gdy kolejny wykres pokazał, że część elektoratu KPN też oddała głosy na lidera
SLD - Moczulski już do sprawy nie powrócił. Niech więc jego przypadkowy blamaż
będzie przestrogą dla wszystkich skłonnych do szukania sprawców przegranej. Bo
w tym procederze każdy może być mocny.
Polska jest bardziej
zdezorientowana, niż podzielona na pół. Musiał kto inny tłumaczyć Michnikowi,
że polaryzacja społeczeństwa w momencie wyboru między dwoma kandydatami na
prezydenta nie jest stała. Dodajmy - nie jest tym bardziej tak klarowna jak
polaryzacja dwóch sztabów wyborczych.
Przed wyborami
biskupi polscy zwrócili uwagę, że stajemy przed wyborem nie osoby, a systemu
wartości. Teoretycznie tak. W praktyce ogromna część społeczeństwa wybierała po
prostu jedną z kandydujących osób, a nie system wartości, ideologię, program.
Na to nie ma rady. A jeśli spora jednak część ostatecznego elektoratu Lecha
Wałęsy wybierała system wartości, a nie jego osobę, mówiąc prościej: oddała
głos na Lecha „z musu”, jak by
powiedział Moczulski - stawiając ponad wszystko ojczyznę, to jakie z tego
wyciągnąć wnioski?
Nie jestem w stanie nazajutrz po wyborach przewidzieć, jakie
będzie działanie Lechowej charyzmy w nowej, wyzywającej sytuacji i jaki będzie
odzew na jego nie osłabione (tego jestem pewien) przywódcze aspiracje. Na razie
w wyborach prezydenckich przegrał Lech Wałęsa, a nie - chcę w to wierzyć -
system wartości, który - on w to wierzy - wciąż reprezentuje. Sądzę, że dla
wielu Polaków nie było pewne, czy na TYM systemie ON się opiera.
1995
_______________________________
Na zdjęciu (mojego autorstwa) Lech Wałęsa na Jasnej Górze, 1988. Lechu ma wtedy, niewidoczny na zdjęciu, złoty róg.
Fotografię umieściłem na okładce solidarnościowego pisma (wyszło, jak wyszło, ale to i tak był szczyt pdziemnej techniki).
Fotografię umieściłem na okładce solidarnościowego pisma (wyszło, jak wyszło, ale to i tak był szczyt pdziemnej techniki).


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz