poniedziałek, 20 kwietnia 2020



       Hennelowa nie czuje wiatru historii?

     Nieżyjący już wybitny badacz literatury Roman Zimand, przenikliwy publicysta polityczny („Leopolita”), swego czasu sparodiował publiczną korespondencję pomiędzy Lechem Wałęsą (przewodniczącym NSZZ „Solidarność”) a Henrykiem Wujcem (sekretarzem Prezydium Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie). Jak pamiętamy, Wałęsa, podkreśliwszy zasługi i zalety Wujca, odwołał go z funkcji; ten mu odpisał‚ że nie ma do tego tytułu‚ na co tamten poradził, żeby jednak czuł się odwołany.
     Najwyższej próby tekst Leopolity (ukazał się w regionalnym tygodniku „Obserwator Wielkopolski”) przez mistrzowskie połączenie stylu wysokiego z knajackim pozwolił dostrzec towarzysko — polityczną głębię konfliktu ujawnionego w drużynie noblisty. Dość przypomnieć, że w parodii Leopolity Heniek zakończył swój przepełniony rewerencją list do Lecha słowami „możesz mnie fuknąć”.
     Nikt Leopolity nie zastąpi. Ale też sensacyjna korespondencja Józefy Hennelowej z Adamem Michnikiem („Dlaczego Wiatr w „Gazecie”? - „Gazeta Wyborcza”, 10 grudnia, strona 2) prowokowała nie tyle do sparodiowania, co przetłumaczenia na język potoczny. Wcześniej „Gazeta Wyborcza” zaskoczyła niektórych czytelników publikacją artykułu prof. Wiatra o Julianie Hochfeldzie. Nie był to wywiad ani wyjaśnienie, ale - jak zauważyła wierna czytelniczka Józefa Hennelowa - właśnie artykuł (co, dopowiedzmy, wskazywało na przemyślaną promocję kontrowersyjnego ministra). Z głęboką przykrością muszę wyznać, że nie rozumiem - napisała pani Józefa do pana Adama. Wyraziła ona kiedyś sprzeciw wobec rzucania jaj na Wiatra (za co, jak przypomina Michnikowi zebrała od opozycji wiele głosów oburzenia), ale jednak spodziewała się, że pewnych osób w zaprzyjaźnionym domu nie spotkamy nigdy. Zmartwiliście niejednego Waszego czytelnika, nie tylko mnie - zakończyła swój przepełniony goryczą list.
Panu Adamowi natomiast sprawiła przykrość domniemana sugestia pani Józefy, którą ogromnie szanuje za mądrość, prawość charakteru i odwagę, że kto ciska w prof. Wiatra jajami, grzeszy w tym samym stopniu, co ten, który publikuje artykuł Wiatra w „Gazecie”. Michnik odpowiedział zatem, ze również odczuwa przykrość i też nie rozumie: Przecież „Gazeta” powinna sięgać do autorów z różnych obozów politycznych, inicjować debaty, zaś o kryterium publikacji tekstu winien decydować jego poziom, a nie nazwisko autora.
     Czy to jakieś jaja?! - zapyta czytelnik, który dopiero z łamów „TS” dowiaduje się o tej niezwykłej wymianie listów. Nie: to sprawa poważna, znamienna dla postępującej krystalizacji indywidualnych postaw ideowych jak i procesu partyjnej polaryzacji. Jeśli zarysowała się niezbyt przejrzyście, to dlatego, że korespondencję nawiązano publicznie w metajęzyku.
     Spróbujmy opisać wydarzenie prostym językiem. Naiwność pani Józefy ma swoje granice i nie da ona sobie powiedzieć, że właśnie zaistniała historyczna konieczność przypomnienia Juliana Hochfelda, a Wiatr jest jedynym, który go zna. Miała ona w Krakowie przykrości towarzyskie po tym, gdy na łamach „Tygodnika Powszechnego” wzięła Wiatra w obronę, wychodząc z założenia, że w dyskusji uniwersyteckiej na jaja miejsca nie ma. Nie kwestionuje podziału ról; owszem, to pan Adam jest od polityki, ale nie chce być tak zaskakiwana, jeśli było ustalone, że „Gazeta” do odwołania jest znów antykomunistyczna. Tymczasem po tej publikacji Kraków jest zdezorientowany. „Gazeta” nie musiała zachęcać środowiska, żeby odcięło się od jaj, ale z tego nie miało wynikać, że taki Wiatr jest normalnym autorem jej łamów. Pani Józefa oczekuje rychłej odpowiedzi - co to wszystko znaczy, bo nie wie, co mówić w towarzystwie. Niektórzy pytają wręcz, czy szykuje się zjednoczenie. Wśród osób poprawnej opcji na ogół sądzi się, że trzeba zachować tożsamość i nie zrywać ostatecznie z korzeniem. Odcięcie się od pnia miałoby fatalne skutki prestiżowe.
    Być może więc pani Józefa tłumaczy sobie doraźnie, że pan Adam był za granicą, a Helenka była chora i jacyś smarkacze redakcyjni nie dopatrzyli. Czeka jednak na właściwą wykładnię i wyraża żal, że „Gazeta” czyni bez uprzedzenia takie niespodzianki, które stawiają środowisko w sytuacji co najmniej niezręcznej. Nie może przecież dopuścić do siebie myśli, że „Tygodnik Powszechny” staje się dla „GW” balastem. Pani Józefa martwi się.
     Wyjaśnienia pana Adama najlepiej streszczają cytowane powyżej trzy słowa, kończące - w parodii Leopolity - odpowiedź Heńka na list Lecha.
                                                                                                                 15.02.1995
__________________________________
Poniżej jedyne dostępne w internecie zdjęcie Romana Zimanda i wybrane książki.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz