Hennelowa nie czuje wiatru historii?
Nieżyjący
już wybitny badacz literatury Roman Zimand, przenikliwy publicysta polityczny
(„Leopolita”), swego czasu sparodiował publiczną korespondencję pomiędzy Lechem
Wałęsą (przewodniczącym NSZZ „Solidarność”) a Henrykiem Wujcem (sekretarzem
Prezydium Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie). Jak pamiętamy, Wałęsa,
podkreśliwszy zasługi i zalety Wujca, odwołał go z funkcji; ten mu odpisał‚ że
nie ma do tego tytułu‚ na co tamten poradził, żeby jednak czuł się odwołany.
Najwyższej
próby tekst Leopolity (ukazał się w regionalnym tygodniku „Obserwator
Wielkopolski”) przez mistrzowskie połączenie stylu wysokiego z knajackim
pozwolił dostrzec towarzysko — polityczną głębię konfliktu ujawnionego w
drużynie noblisty. Dość przypomnieć, że w parodii Leopolity Heniek zakończył
swój przepełniony rewerencją list do Lecha słowami „możesz mnie fuknąć”.
Nikt
Leopolity nie zastąpi. Ale też sensacyjna korespondencja Józefy Hennelowej z
Adamem Michnikiem („Dlaczego Wiatr w „Gazecie”? - „Gazeta Wyborcza”, 10
grudnia, strona 2) prowokowała nie tyle do sparodiowania, co przetłumaczenia na
język potoczny. Wcześniej „Gazeta Wyborcza” zaskoczyła niektórych czytelników
publikacją artykułu prof. Wiatra o Julianie Hochfeldzie. Nie był to wywiad ani
wyjaśnienie, ale - jak zauważyła wierna czytelniczka Józefa Hennelowa - właśnie
artykuł (co, dopowiedzmy, wskazywało na przemyślaną promocję kontrowersyjnego
ministra). Z głęboką przykrością muszę
wyznać, że nie rozumiem - napisała pani Józefa do pana Adama. Wyraziła ona
kiedyś sprzeciw wobec rzucania jaj na Wiatra (za co, jak przypomina Michnikowi zebrała od opozycji wiele
głosów oburzenia),
ale jednak spodziewała się, że pewnych
osób w zaprzyjaźnionym domu nie spotkamy nigdy. Zmartwiliście niejednego
Waszego czytelnika, nie tylko mnie - zakończyła swój przepełniony goryczą
list.
Panu
Adamowi natomiast sprawiła przykrość domniemana sugestia pani Józefy, którą ogromnie szanuje za mądrość, prawość
charakteru i odwagę, że kto ciska w
prof. Wiatra jajami, grzeszy w tym samym stopniu, co ten, który publikuje
artykuł Wiatra w „Gazecie”. Michnik odpowiedział zatem, ze również odczuwa
przykrość i też nie rozumie: Przecież
„Gazeta” powinna sięgać do autorów z różnych obozów politycznych, inicjować
debaty, zaś o kryterium publikacji tekstu winien decydować jego poziom, a nie
nazwisko autora.
Czy to
jakieś jaja?! - zapyta czytelnik, który dopiero z łamów „TS” dowiaduje się o
tej niezwykłej wymianie listów. Nie: to sprawa poważna, znamienna dla
postępującej krystalizacji indywidualnych postaw ideowych jak i procesu
partyjnej polaryzacji. Jeśli zarysowała się niezbyt przejrzyście, to dlatego,
że korespondencję nawiązano publicznie w metajęzyku.
Spróbujmy
opisać wydarzenie prostym językiem. Naiwność pani Józefy ma swoje granice i nie
da ona sobie powiedzieć, że właśnie zaistniała historyczna konieczność
przypomnienia Juliana Hochfelda, a Wiatr jest jedynym, który go zna. Miała ona
w Krakowie przykrości towarzyskie po tym, gdy na łamach „Tygodnika
Powszechnego” wzięła Wiatra w obronę, wychodząc z założenia, że w dyskusji
uniwersyteckiej na jaja miejsca nie ma. Nie kwestionuje podziału ról; owszem,
to pan Adam jest od polityki, ale nie chce być tak zaskakiwana, jeśli było
ustalone, że „Gazeta” do odwołania jest znów antykomunistyczna. Tymczasem po
tej publikacji Kraków jest zdezorientowany. „Gazeta” nie musiała zachęcać
środowiska, żeby odcięło się od jaj, ale z tego nie miało wynikać, że taki
Wiatr jest normalnym autorem jej łamów. Pani Józefa oczekuje rychłej odpowiedzi
- co to wszystko znaczy, bo nie wie, co mówić w towarzystwie. Niektórzy pytają
wręcz, czy szykuje się zjednoczenie. Wśród osób poprawnej opcji na ogół sądzi
się, że trzeba zachować tożsamość i nie zrywać ostatecznie z korzeniem.
Odcięcie się od pnia miałoby fatalne skutki prestiżowe.
Być może
więc pani Józefa tłumaczy sobie doraźnie, że pan Adam był za granicą, a Helenka
była chora i jacyś smarkacze redakcyjni nie dopatrzyli. Czeka jednak na
właściwą wykładnię i wyraża żal, że „Gazeta” czyni bez uprzedzenia takie
niespodzianki, które stawiają środowisko w sytuacji co najmniej niezręcznej.
Nie może przecież dopuścić do siebie myśli, że „Tygodnik Powszechny” staje się dla „GW”
balastem. Pani Józefa martwi się.
Wyjaśnienia
pana Adama najlepiej streszczają cytowane powyżej trzy słowa, kończące - w
parodii Leopolity - odpowiedź Heńka na list Lecha.
15.02.1995
__________________________________
Poniżej jedyne dostępne w internecie zdjęcie Romana Zimanda i wybrane książki.





__________________________________
Poniżej jedyne dostępne w internecie zdjęcie Romana Zimanda i wybrane książki.









Brak komentarzy:
Prześlij komentarz