niedziela, 17 listopada 2019

Bp Bronisław Dembowski - wspomnienie



                                 
       Któregoś dnia usłyszeliśmy okrzyki klawiszy: kto życzy sobie do spowiedzi, przygotować się do opuszczenia celi! Choć zaskoczeni, wszyscy oczywiście sobie życzyli. Okazało się, że to ksiądz Dembowski (podówczas prałat) wyjednawszy zgodę władz, przybył do Aresztu Śledczego w Białołęce z misją wyspowiadania nas. Doprowadzano pojedynczo do sali widzeń; na więziennym taborecie czekał spowiednik, drugi taboret czekał na grzesznika. Klawisz w oszklonym kantorku bacznie obserwował. Szybko otrzymałem rozgrzeszenie, prawdę mówiąc niewiele zdążyłem powiedzieć. Zdążyłem wszakże szeptem zapytać: co ksiądz sądzi, co oni z nami zrobią; Sybir już chyba nie wchodzi w grę, ale w radio mówiono, że towarzysz Siwak w KC postulował utworzenie obozu pracy przymusowej na Żuławach... Nie ma się co zbytnio martwić - odpowiedział prałat - moja ciotka za Stalina dostała czapę (wyrok śmierci), w 56-tym wyszła na wolność i żyje do dzisiaj!

Z zewnątrz poradzono nam, żeby pisać o umożliwienie uczestnictwa w mszy świętej; Prymas to podchwyci i przedstawi władzom taki postulat.  Tak się stało i odtąd co niedzielę przybywał ksiądz Dembowski. W sali widzeń oddzielono kąt kocem i tam, przy stoliku spowiadał asystujący prałatowi młody kapłan.  Tu trzeba zastrzec - spowiadał, lub nie, zależnie od woli osadzonego; była to przecież okazja do pozyskania wiedzy o sytuacji na zewnątrz. Takoż udał się "do spowiedzi" Jacek Kuroń. Kameralna, ascetyczna msza trwała już jakiś czas tak jak szeptana rozmowa za kocem, zza którego nagle odezwał się krzykiem Kuroń: Otóż  ja się z księdzem ab-so-lut-nie nie zgadzam! Ocknął się nawet dyżurujący lecz przysypiający klawisz, spojrzał surowo i pytająco na celebranta, a ten odpowiedział mu mimicznie i gestycznie, jakby mówiąc: cóż, spowiedź wielkich ludzi - bywa niełatwa. Zaraz po mszy wciąż rozedrgany Kuroń poskarżył się "Bronkowi": otóż w trakcie "spowiedzi" ksiądz stwierdził, że władza pochodzi od Boga! Jacku - spokojnie wyjaśnił Dembowski - kapłan młody, przejęzyczył się; wszyscy wiemy, że od Boga pochodzi społeczeństwo, a prawowitą władzę ustanawia wolny człowiek.

Którejś niedzieli prałat przekazał mi gryps, dyskretnie wysupłany z sutanny i tajemniczo skomentował: niech pan poinstruuje swojego kolegę, że w liście nie pisze się o listonoszu. Czytam pod celą. Gryps z więzienia w Gębarzewie. Wojtek Wołyński, artysta plastyk, w pierwszym zdaniu napisał tak: Leszek, posyłam ci gryps przez katabasa...

Podczas mszy przed świętami Wielkiej Nocy, zachęceni  przez księdza Dembowskiego, chodziliśmy w kółko - rytuał, a poza tym wyłom w więziennej monotonii.  Może pan dołączy - zwrócił się prałat do pilnującego klawisza.  Ech, wyrosłem... - odparł niemłody strażnik. Proszę pan, do tego się dorasta - skonkludował ksiądz "Bronek" Dembowski.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz