Prawo do repliki
Prawo do repliki jest tym
fragmentem prawa prasowego, na który najczęściej powołują się „zainteresowane
osoby fizyczne”, a więc osoby dotknięte publikacją wiadomości uznanej za
nieprawdziwą lub stwierdzeniem naruszającym - w ich ocenie - dobra osobiste. W
prawie prasowym przez „prasę” rozumie się także programy TV i audycje radiowe.
Ust. 7 art. 32 mówi, że tekst sprostowania lub odpowiedzi nie może być dłuższy
od dwukrotnej objętości fragmentu materiału prasowego, którego dotyczy, ale
redaktor naczelny nie może wymagać, aby sprostowanie lub odpowiedź były krótsze
niż pół strony znormalizowanego maszynopisu. W programach radia i telewizji
„pół strony maszynopisu” odpowiada czasowi określonemu przez przyjętą normę.
Kontrowersję wzbudził niedawny
przypadek skutecznego odwołania się do „prawa repliki” przez posła, Adama
Michnika. Wygłosił on w porze dziennika telewizyjnego odpowiedź na wystąpienie
prezydenta RP podczas wiecu w Gdańsku, z którego sprawozdanie podały wcześniej
„Wiadomości”. Zacytował sporną - jego zdaniem - wypowiedź prezydenta: Panie Geremek, panie Michnik, demokracja
była, jest i będzie, ale z demokracją trzeba iść, trzeba iść z narodem, ale nie
tak, że tylko wy macie rację. Poseł przytoczył następnie fragment Pisma
Świętego; stwierdził także, że remedium na problemy kraju nie będzie „kotlet z
Michnika”. Treścią repliki było, jak zdołałem zrozumieć, że ludzie czekają na
spełnienie obietnic wyborczych Lecha Wałęsy (dobrobyt, rozdawanie pieniędzy), a
on, nie mogąc temu sprostać rzuca tłumowi kozła ofiarnego - Adama Michnika.
Nazajutrz w swojej wpływowej gazecie poseł umieścił tekst repliki wraz z uwagą,
że nie wykorzystał przysługującego mu według prawa prasowego czasu - 2 x 54
sekundy.
Problem spiętrzył się, ponieważ
wypowiedź posła Michnika mogłaby z kolei być uznana przez prezydenta za
„wiadomość nieścisłą” czy też „stwierdzenie zagrażające dobrom osobistym”. Lech
Wałęsa nie będzie oczywiście, powołując się na prawo do repliki, wnioskować do
kierownictwa telewizji o czas antenowy na odpowiedź, bo nie pozwala mu na to
ranga i prestiż piastowanego urzędu. Gdyby jednak prezydent zechciał replikować
na wypowiedź Michnika jako osoba fizyczna, to w myśl prawa prasowego należałoby
zmierzyć czas spornych (w uznaniu Lecha Wałęsy) fragmentów wypowiedzi posła. Z
około 100 sekund (w myśl ustępu 7 art. 32 rozdz. 5) redaktor winien odjąć czas
fragmentu Ewangelii jako bezsporny, fragment dotyczący „kotletu z Michnika”
jako nie będący przedmiotem sporu i na pewno czas przytoczonej wypowiedzi Lecha
Wałęsy na wiecu. Pozostałe kilkanaście sekund pomnożone przez dwa dałoby
maksymalny czas „kontrrepliki”, nie mniejszy jednak - co reguluje prawo prasowe
- niż czas przeliczalny na pół strony maszynopisu.
Jak widać, ścisłe trzymanie się
prawa prasowego powinno zniechęcać polityczne osoby fizyczne do korzystania z
jego przepisów. Jest wręcz przeciwnie, ponieważ świat polityczny z tekstem
prawa prasowego nie jest dostatecznie obeznany, a zdarza się, że posłowie mylą
programy informacyjne państwowej telewizji z trybuną sejmową, co dane mi było stwierdzić
jako redaktorowi naczelnemu dzienników telewizyjnych.
Pewna posłanka, adwokat, która
przybyła z przygotowaną kilkuminutową mową polityczną nie dała wiary, że prawo
prasowe, na które się powołuje dałoby jej „replice” najwyżej 60 sekund i
zarzuciła mi próbę ograniczenia wolności słowa z przyczyn politycznych. Co
ważniejsze jednak, powołanie się na prawo prasowe to także przyjęcie do
wiadomości jego art. 33 ust. 20, który zezwala redaktorowi odmówić
opublikowania sprostowania lub odpowiedzi, jeśli nie odpowiadają one wymaganiom
określonym w art. 31. Znaczy to, że redaktor naczelny ocenia, czy istotnie
chodzi o sprostowanie wiadomości nieprawdziwej lub nieścisłej lub o reakcję na
stwierdzenie zagrażające dobrom osobistym. Posłanka owa, której niestety uległem (cynicznie zakładając, że sama się ośmieszy),
wygłosiła w czasie dziennika „w imieniu dwustu posłów lewicy” kilkuminutową
polemikę z innymi posłami, którzy wystąpili w telewizji uprzednio. Mimo to moją
perswazję oceniła potem publicznie, na posiedzeniu sejmowej komisji kultury i
środków masowego przekazu, jako „zastosowanie metod stalinowskich”. Ponieważ
nazajutrz podała to prasa, zaistniały dostateczne powody, abym zwrócił się do
redaktorów naczelnych o sprostowanie wiadomości nieprawdziwej i odpowiedzi na
stwierdzenie zagrażające moim dobrom osobistym...
Każde wystąpienie publiczne
prezydenta uznaje się a priori za wydarzenie, z którego dziennik TV powinien
przekazać relację. Prezydent jako osoba polityczna wygłasza także treści
polemiczne. Prawo prasowe nie przewiduje jednak, aby poseł (czy jakakolwiek
osobistość polityczna) mógł domagać się specjalnego wystąpienia w programie
informacyjnym dla wygłoszenia repliki. Poseł ma przecież do dyspozycji trybunę
sejmową, ma także - jak każdy obywatel - prawo występowania na wiecu, z którego
środki masowego przekazu podadzą sprawozdanie, jeśli okaże się on wydarzeniem
wysokiej rangi. Decyzja kierownictwa telewizji, zezwalająca posłowi na polemikę
z prezydentem w czasie programu informacyjnego była decyzją polityczną, ale nie
spowodowaną przepisami prawa prasowego. Gdyby istniało takie prawo, które
pozwalałoby wszystkim politykom na polemikę z serwisami informacyjnymi środków
przekazu, to program informacyjny nie mógłby w końcu relacjonować życia
politycznego, polegającego właśnie na wielości zapatrywań poszczególnych osób,
ugrupowań czy grup interesu.
Wyimaginowane przez niektórych
polityków prawo do powszechnej repliki działałoby przecież i w drugą stronę.
Niedawno inny poseł, Jan Lityński, w swoim wystąpieniu sejmowym - powodowany
przesłankami politycznymi - zanegował bez uzasadnienia moje zawodowe -
redakcyjne kwalifikacje. Wyobraźmy sobie, że powołując się na jakieś urojone
„prawo do repliki” domagam się od kancelarii sejmu zarezerwowania czasu podczas
najbliższego posiedzenia, w tym samym dniu tygodnia i o tej samej porze, na
rzeczowe ustosunkowanie się do stwierdzenia zagrażającego dobrom osobistym.
Uznano by to, rzecz jasna, za nieporozumienie.
Wzajemne „dotarcie się” świata
politycznego i dziennikarskiego wymaga czasu, a najbardziej precyzyjne przepisy
prawa nie uregulują rzeczywistości z dnia na dzień. Dziennikarze muszą być
wyrozumiali oraz świadomi tego, że powoływanie się na to, jak to jest w takim
czy innym kraju Europy jest częściowo daremne - tam relacje polityki z mediami
kształtowały się w demokracji. Politycy natomiast nie powinni zapominać, że
prawo chroni dobra osobiste wszystkich obywateli.
1991
__________________________
rys. Andrzej Mleczko
Felietony z lat 90. publikowane na łamach "Tygodnika Solidarność"
1991
__________________________
rys. Andrzej Mleczko
Felietony z lat 90. publikowane na łamach "Tygodnika Solidarność"

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz