sobota, 25 stycznia 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
     


     Jan Józef

     Są ludzie, którzy odchodząc, zamykają jakiś czas. Halina Mikołajska - tego, co zabrała ze sobą nie umiem przedstawić w jednym zdaniu. Z grona dawnego KOR stary profesor Edward Lipiński odszedł z socjalizmem jako wyznaniem wiary. Żal byłoby stwierdzić, że Jan Józef Lipski (który reaktywował w latach 80. PPS w kraju) odchodząc zamknął czas autorytetów moralnych.
     Pojęcie to zostało w latach 80. zdewaluowane poprzez, rzekłbym, „etatyzację”. Nabrało charakteru rangi politycznej, jak „czołowy doradca” czy „wybitny przywódca”. Autorytet moralny. Jan Józef nim był. Nie „za coś”; za więzienie, za płomienne tyrady o moralności, których nie wygłaszał. O jego autorytecie moralnym stanowiło wszystko, a więc cała biografia, w niej słowa i czyny, moralność prywatna i moralność publiczna. Lipski, z przekonań politycznych niepodległościowy socjalista nigdy nie służył komunizmowi, podobnie jak starsi od niego, nieżyjący socjaliści: adwokat Aniela Steinsbergowa i wspomniany ekonomista, profesor Lipiński. To wówczas, w latach 70, gdy powstawał Komitet Obrony Robotników, praktycznie nie miało znaczenia - ryzykowali wszyscy równo w tej samej dobrej sprawie.
     Jan Józef Lipski był politykiem z przypadku. Co to znaczy? Z przypadku, tyle co z konieczności. W nowszych dziejach PRL przyszedł czas, kiedy ktoś, czując się polskim inteligentem musiał powiedzieć: dość, jeśli nie ja, to kto? W biografii Lipskiego były to także lata 70, kiedy to Polska Zjednoczona Partia Robotnicza postanowiła po raz kolejny wziąć odwet na buntujących się robotnikach. Lipski zaangażował się w Komitet Obrony Robotników z pobudek moralnych. To moralność - i patriotyzm - zmusiły go do polityki. Jakże brzydko zabrzmiałby używany wciąż  slogan propagandowy (wykreowany, niestety przez część dawnego KOR) w odniesieniu do Jana Józefa: Lipski był wybitnym literaturoznawcą, tylko niepotrzebnie wszedł w dziedzinę, która nie była jego przeznaczeniem. Mógłby przecież w tym czasie napisać tyle dobrych książek...
     Jan Józef odszedł z przekonaniem, że polityka wyjęta spod moralnej oceny nie jest zajęciem dla ludzi uczciwych. Bardzo się ucieszyłem, gdy stanął na czele PPS. Nie czując potrzeby przystąpienia do tej partii cieszyłem się, że w konstruowanym od nowa polskim pluralizmie lewica odradza się z nurtu socjalistyczno-niepodległościowego, z tradycji Abramowskiego, Daszyńskiego, Ciołkoszów. Zmartwiłem się więc, gdy zaraz zaczęło się to psuć, ku uciesze komunistów, zawłaszczających znów lewą stronę polskiej tradycji politycznej.
     Jan Józef, jako człowiek mądry i sprawiedliwy nie uległ tej obsesji dzielenia działaczy byłego KOR na naszych i niesłusznych. Zachowanie dobrych, poprawnych stosunków ze wszystkimi wymagało silnej woli, gdy jedni, którym ufał, wychowani w atmosferze kastowości pragnęli decydować, że nie wolno współpracować z innymi - którym też ufał.
     Od roku 1986 spotykałem się z Janem Józefem regularnie co miesiąc, w warunkach konspiracyjnych, w małym gronie Rady Polskiego Funduszu Praworządności. Byli tam, prócz Zofii i Zbigniewa Romaszewskich m.in. matematyk, prof. Bolesław Gleichgewicht z Wrocławia i adwokat Jacek Taylor z Gdańska. Rada ta odpowiadała za dysponowane przez Komisję Interwencji i Praworządności NSZZ Solidarność pieniądze. Opłacano wysokie grzywny wymierzane przez kolegia, refundowano konfiskowane samochody, wypłacano pensje zwolnionym z pracy z przyczyn politycznych, a po strajkach były to - jak w Stalowej Woli czy na Śląsku - wypłaty masowe.
     Gdy nie działała winda w bloku Jan Józef decydował: - Zaczynajcie beze mnie, dojdę później. Co to jest - wzdychał - idę przez miasto i nie czuję wielkiego zmęczenia, a jak tylko wejdę na schody, to na półpiętrze muszę odpoczywać. Przystawał więc, ale dochodził niezawodnie. Przypominam ten konspiracyjny epizod - Polskiego Funduszu Praworządności, bo po pierwsze nikt, zdaje się, tego nie ujawnił, po drugie - działalność komisji nie cieszyła się poparciem części byłych korowców, ani ich wpływowego, podziemnego „Tygodnika Mazowsze”. Tamci uważali, że nie jest w porządku, gdy ratujemy ludzi przed nędzą bez ich zgody i poza ich kontrolą. Wiedzieli, że Jan Józef zasiada w tej tajnej radzie. Lipski, który konspiracji uczył się jeszcze w AK, traktował ją dosłownie. Z widocznym zakłopotaniem przekazał kiedyś ofertę: jeśli on ujawni skład Rady Funduszu, to oni nas uwiarygodnią. Sprawę roztrzygnęła, jak zwykle bez ogródek, Romaszewska:
     - Janku, dlaczego oni nas chcą uwiarygadniać? Czy twoim przyjaciołom się coś nie pomyliło? A może to my ich uwiarygodnimy?
     Jan Józef chciał być lojalny wobec wszystkich - i był lojalny. Nie kłamał, nie znosił szeptanki, obmowy, poufnej deprecjacji tych, z którymi się nie zgadzał.
     Przeprowadzałem z Nim wywiady: do gazety podziemnej, później do legalnej. Pytany o zgodę mówił: skoro jestem przywódcą partyjnym, to muszę w interesie tej partii udzielać wywiadów. Nie mam pewności, czy wobec takich podziałów politycznych, jakie nastąpiły, był odpowiednim przywódcą swojej partii. Biografia, doświadczenie polityczne, kontakty i autorytet - także za granicą - upoważniały go do ubiegania się o fotel prezydencki. Sądzę, że nawet gdyby cieszył się dobrym zdrowiem nie dałby się na to namówić.
     Odszedł świecki autorytet moralny. Te opuszczone miejsca są puste. To źle. Jest niebezpieczeństwo, że zapragną je zająć - już, zaraz - cwani demagodzy, wyćwiczeni retorzy, by nie powiedzieć: hipokryci. Pamięć społeczna o osobie Jana Józefa Lipskiego utrudni im to.

      20.09.1991


Zdjęcie zrobiłem w mieszkaniu Jacka Kuronia.  Przed "Solidarnością", w latach 70. mówiło się, że na urodzinach Kuronia w jego mieszkaniu mieści się cała anty-peerelowska opozycja. 
 ______________________________
     
Pominąłem felieton pt. "Za rok, w sierpniu".  Przytaczam fragmenty. 
      
     Dziennikarka poznańskiej wkładki „Gazety Wyborczej”, zwróciła się z prośbą o odpowiedź w jednym zdaniu: czego spodziewam się za rok, w sierpniu 1992 r.? Dziwne i trudne pytanie. Właśnie rozwiązuje się Związek Radziecki. My, Polacy, którzy zaczęliśmy praktycznie rozkładać sowieckie imperium zła, kiedy wokół nie było to wcale popularne - poruszamy się teraz w innym niż trzeba wymiarze. Cały polski świat polityczny (i nikt więcej) żyje już opóźnionymi karygodnie wyborami do parlamentu. 
     Pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy: za rok, w sierpniu 1992 na pewno będzie rocznica sierpnia. Nie jest jednak pewne, czy odbędą się uroczyste obchody.
     O tzw. etosie Solidarności rzadko kto w tym roku mówi, bo po pierwsze, nie wiadomo o czym i komu mówić, po drugie, cokolwiek by się mówiło, może to rozdrażnić słuchaczy. Połowę tego etosu wypełnia bowiem Wielka Nadzieja. Tymczasem więcej niż połowa obywateli powie każdemu ankieterowi, że nadzieja na lepsze życie nie spełniła się. Wolność? Większość członków społeczeństw nie jest świadoma niewoli, jeśli nie przymusza się ich do jaskrawie niewolniczej pracy i nie wypędza z domu. Niepodległość? Odzyskujemy ją bardzo nieefektownie, z wewnętrznymi - o dziwo! - oporami, jakby z musu, z narzuconej znów przez obce mocarstwa konieczności. A zresztą, kto tak naprawdę widział na co dzień, że tej niepodległości nie ma? Nasze mundury, nasz hymn, nasi sekretarze naszej wiodącej partii, nasz stan wojenny - wszystko wokół było nasze.
(...)
      W jednostce polskiego wojska przemęczony oficer od szkolenia politycznego wskazuje kijkiem na mapie główne punkty dowodzenia groźnego wroga - NATO, a na pytanie żołnierza, dlaczego nie zmienia się programu nauczania odpowiada, że według ustaleń „okrągłego stołu” jest jeszcze na to dużo czasu. (...)
_______________________________

 Nota historyczna:  Zadanie wprowadzenia Polski do NATO ogłosił jako priorytet dopiero rząd Jana Olszewskiego, co wcześniej było postulowane przez Klub Atlantycki, w którym uczestniczyłem. Prezydent Wałęsa był przeciwny, a nawet rzucił hasło "NATO-bis". Można było się tylko domyślać, że chodzi mu o jakiś zmodernizowany Układ Warszawski. Przeciwna była opozycja: prócz postkomunistów - Unia Demokratyczna. Charakterystyczne było stanowisko Bronisława Geremka: "Nie mówimy stanowczo "nie", będziemy w przyszłości to rozważać...".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz