piątek, 17 stycznia 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"



     Domicyl

     „Spinoza: to nie z importu lek” - śpiewali, jak starsi pamiętają, Starsi Panowie, Wasowski i Przybora. Domicyl nie ma nic wspólnego z sulfatiazolem. Słownik Wyrazów Obcych podaje: Domicyl (łac. domesticus - domowy; domicilium - siedziba) - prawne miejsce zamieszkania, stała siedziba osoby fizycznej.
      Wiosną tego roku dogasający Sejm "Okrągło-stołowy", z inicjatywy swojej Komisji Konstytucyjnej wprowadził poprawkę do ustawy zasadniczej, zawierającą Domicyl. I tak, artykuł 96 stanowi teraz, ze: Każdy obywatel może być wybrany do sejmu i senatu po ukończeniu 21 lat, jeśli stale zamieszkuje na obszarze RP co najmniej od 5 lat.  Nie da się już stwierdzić, komu z członków Komisji Konstytucyjnej zawdzięczamy tę poprawkę.   Powiadają jednak, że Domicyl miał spełnić funkcję przeciwciała dla Stana Tymińskiego, którego historyczną  zasługą było to, że sprowadził wielu wytrawnych i słodkich graczy politycznych na ziemię. Człowiek znikąd - kandydat na prezydenta pomógł (niechcący) światłej części społeczeństwa dostrzec, że część elektoratu oszalała. Nie byłoby to pewne, gdyby po pierwszej turze wyborów nie zauważył tego zza oceanu znany polski profesor uniwersytetu Harvarda.(Ludzie nikomu do szczęścia niepotrzebni, tacy, którzy do transformacji po prostu się nie nadają, ponadto nie piszą książek i nie występują w telewizji, korzystają z tramwaju i autobusu i prawdopodobnie zapomniani są przez Pana Boga - tacy ludzie, obdarowywani raz za razem czynnym prawem wyborczym mogą przecież oszaleć. Stan zasłużył się wiec i przeszedł do historii jak Wojciech Jaruzelski, choć i jego duch wciąż straszy).
     Domicyl jako komponent poprawionej konstytucji wyleczył przy okazji z biernego prawa wyborczego następujące postaci: panie Wandę Piłsudską i Jadwigę Jaraczewską, córki marszałka Piłsudskiego; Władysława Bartoszewskiego, ambasadora RP w Wiedniu; Mirosława Chojeckiego; Lidię Ciołkoszową, Bohdana Cywińskiego, Jerzego Giedroycia, Ryszarda Kaczorowskiego, do niedawna prezydenta RP na Uchodźstwie; Waldemara Kuczyńskiego, Jana Kułakowskiego, ambasadora RP w Brukseli; Jacka Kalabińskiego; Irenę Lasotę; Ludwika Łubieńskiego, Jerzego Łukaszewskiego, ambasadora RP w Paryżu, Jerzego Milewskiego, Emila Morgiewicza, Zdzisława Najdera, Stefana Nędzyńskiego, Jana Nowaka Jeziorańskiego, Włodzimierza Olejnika, Aleksandra i Eugeniusza Smolarów, Bogusława Sonika, Ryszarda Szadkowskiego, Bronisława Wildsteina, Tadeusza Żeńczykowskiego itd., itd.
     Według postanowień konstytucji nikt z polskiej emigracji niepodległościowej lat powojennych, żaden żołnierz Andersa czy Maczka, żaden uciekinier spod stalinowskich prześladowań, żaden działacz emigracyjny, który teraz chciałby włączyć się w budowanie ładu politycznego III Rzeczypospolitej, nie może kandydować do parlamentu.
Wśród wymienionych jest np. obywatel polski, który wrócił do kraju dopiero wtedy, kiedy sąd tutejszy anulował wcześniejszy wyrok śmierci. Od dnia powrotu nie minęło jednak pięć lat. Rzecz nie w tym, czy ma on zamiar z biernego prawa wyborczego skorzystać. Rzecz w tym, że odebrano mu prawo obywatelskie. Jest nie do pomyślenia, aby Karol Wojtyła, papież, kandydował do sejmu czy senatu. Ale nie do pomyślenia było, aby Go pozbawić prawa przysługującego jako obywatelowi polskiemu.
     Rzecz więc nie w  tym, czy - jak plotka głosi - profesor Najder miał zagrozić profesorowi Geremkowi, drugorzędne jest nawet to, czy wizja Polski nie dość europejskiej miała zagrozić przyszłości Polski w Europie. Sprawa zawiera się w moralnym jednak porządku, bez którego Europa nawet taka, jaka jest nie byłaby tym, czym mimo wszystko jest.
     Tymczasem posłowie kontraktowego sejmu przygotowujący tekst ordynacji wyborczej do parlamentu normalnego poszli dalej, w kierunku reglamentacji czynnego prawa wyborczego. W przyjętej przez sejm ordynacji (a zawetowanej przez prezydenta)  w artykułach 17 i 28 ustanowiono, że obywatele polscy przebywający za granicą wpisani zostaną na listę uprawnionych do głosowania, jeśli posiadają ważne paszporty. Jeśli ich nie okażą w dniu głosowania - nie dostaną karty i basta. Chodzi o tych samych, których dwa lata temu przekonywaliśmy, żeby głosowali, mimo oporów wobec "demokracji częściowej" wynikłej z ustaleń Okrągłego Stołu. Tak wybrany sejm mówi teraz: emigranci poszli won od urny, już was nie potrzebujemy.
     Nie ma gremium, choćby zebranego na Wiejskiej, które miałoby prawo demonstrować w imieniu ogółu taką nonszalancję wobec rodaków zamieszkałych za granicą. Które zwłaszcza miałoby prawo upokorzyć żyjących żołnierzy spod Monte Cassino zaledwie kilka miesięcy po tym , jak emigracyjny prezydent, symbol ciągłości Państwa Polskiego, uroczyście zdał insygnia władzy nowemu prezydentowi wybranemu w powszechnych wyborach.
     Ograniczono wreszcie prawa wszystkich obywateli do wybierania takich posłów, jakich chcą spośród innych wybrać.  Ograniczono prawa polskich emigrantów politycznych, którzy dopiero po upadku ustroju komunistycznego mogli lub chcieli powrócić do kraju. Nie ograniczono praw tych, którzy do emigracji politycznej zmuszali.
     Zaiste, większa część posłów sejmu kontraktowego oszalała, proponując - w wyniku działań Domicylu - moralną ucieczkę z Europy. Nie da się już ustalić, kto z członków Komisji Konstytucyjnej podał ten cudowny lek na Tymińskiego. Wiadomo przynajmniej, ilu posłów nie przewidziało skutków ubocznych.

                                                                                                          28.06.1991

__________________________
* Stanisław Barańczak


Felietony z lat 90. publikowane na łamach "Tygodnika Solidarność"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz