czwartek, 23 stycznia 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"


     
    Sierpień

     Wiadomość podana przez lokalne radio zastała mnie przy kopaniu szamba. Wiedziałem, że to się tak skończy. Szaleństwo nie zna przecież miary. Polska droga? Polish joke? Polskie poczucie czego? Smaku? Humoru? Brak wyczucia? Ostateczna utrata równowagi psychicznej? Pytania nasuwają się bez ładu, odpowiedzi nie przychodzą. Duszno zrobiło się w dole.
     Jakie miary tolerancji tu zastosować - polityczne, obyczajowe, psychologiczne? Pot ścieka po twarzy. Wygramoliłem się na górę. Płot, jak leżał, tak leży, łany z rezygnacją czekają na ścięcie, słońce stoi. Wszystko na swoim miejscu. A jednak zakręciło mi się w głowie. Przysiadłem na pieńku, wyciągam z pomiętej paczki papierosa „Carmen”, zaciągam się raz i drugi. Spokojnie. Na wsi człowiek, jeśli nie popije, to wolno myśli. Zwłaszcza jak robotę przerwie. Pies ujada na drugim skraju wioski; nic, wydawałoby się, naturalnej równowagi nie zakłóci. A jednak... Kura gdacze, a jakbym dźwięk kastanietów słyszał! Krowy muczą, coraz niecierpliwiej czekając gospodarza, a tam w dalekiej Hiszpanii, kraju corridy Adaś z Wojtkiem na ty przechodzą!*
     Myśl ta jednemu i drugiemu na pewno nieraz przyszła do głowy. Na wyjeździe, w zmienionym otoczeniu, w dalekim pięknym kraju przychodzi ośmielenie. Kto proponował? Czy wszystko stało się bez uchybienia tradycji, czy na pewno był pocałunek? Ach, mieć to na taśmie - zwolnić tempo, powoli przyśpieszać, podkładając dźwięk popularnego bolera Ravela. Coraz żywsza konwersacja, uchwycona w kadrze głębia spojrzeń, nagłe, spontaniczne spełnienie. Ole! Rozładowanie, ukojenie, czas szczerości wolnej od wstydu. Wojtek wyznaje, że gdy teraz spojrzy wstecz, to miarkuje, iż nigdy nie był komunistą. Polakiem był, a może i więcej. Czy i tym razem ten drugi niezawodnie ripostował? Że, powiedzmy, nigdy nie był antykomunistą, lecz, po prostu, Europejczykiem?
Poczułem nudności - od tych azotynów w wodzie studziennej, co je w tym roku Sanepid wykrył. Tfu! - sam sobą zaskoczony plunąłem w dół głośno, swojsko, z rozmachem, gdy stanęła mi przed oczyma fotografia, która kiedyś obiegła cały świat: Breżniew z Honeckerem całują się chciwie w usta. Chwyciłem łopatę, wskoczyłem z powrotem do dołu. Może nie z wewnętrznej potrzeby kopania, a z podświadomego strachu przed niesamowitościami tego świata?
     Bo i na wsi naszej dziwnie się dzieje. Gdzie do miastowego z dumnym respektem chłop się odnosił - teraz rozpaczliwie głodem mu pogrozi. Gdzie się w progu przybysz pokłonił - tam teraz pod nieobecność gospodarza przez okno wlezie szybę tłukąc, pustą flaszkę i nieobyczajny bałagan zostawi. Gniewa się wieś.
     Młody, najbardziej pracowity rolnik, taki, co to nową chatę z kolumną, owalami i trójkątną wanną postawił - do Beneluxu dojeżdża dorobić przy rozwożeniu piwa. Ziemię uprawia trochę, żeby całkiem się nie zapuściła. Kuzyn jego z innej wioski dalej poszedł: sprzedał gospodarstwo, postawił w miasteczku pawilonik, kupił kamery video, otworzył punkt usługowy: „Sony - video. Śluby, pogrzeby, uroczystości”. Starsi, słabsi; ci leniwi i bez inwencji, małorolni - żyją, jak żyli. Struktura zaopatrzenia uległa zmianie. Towar do GS-u przychodzi rzadziej. Przy szosie, gdzie zawsze był Klub Książki i Prasy „Ruch”, teraz jest sklep wielobranżowy. Towary zagranicznego pochodzenia: dresy „California”, gumy do żucia w kilku gatunkach, nawet bielizna seksowna, cola w plastikowych butelkach, telewizor „Samsung”. Na oko więc wieś nie ubożeje. O nowym wójcie źle nie mówią: ludziom nie ubliża, wodę bieżącą bez azotynów ma zakładać naokoło.
     Działa jeszcze sierżant NN. Rosły, gruby, krzepki, przez lata całe gazikiem wpadał do wsi siejąc popłoch. Za komuny posłuszeństwo egzekwował. Dał się we znaki, nienawiść zaskarbił. „Sztywny” na niego mówili. Lornetował nasze kobiety w kąpieli, zaczaiwszy się w zaroślach po drugiej stronie jeziora. Zjawił się potem NN, dowody sprawdzał:
     - Państwo tu, powiedzmy, ze słońca, wody korzysta, a w tej sprawie mnie aż województwo indaguje.
     - W jakiej sprawie? Jakie województwo?
     - Uuuu... - sierżant kiwał głową tajemniczo - już wy lepiej wiecie. Na okoliczność podejmowanych działań. No to obserwuję.
     - Oj, „Sztywny”, teraz jesteś car i Bóg - mówili chłopi, gdy popili. - Ale jak tylko przejdziesz na emeryturę, sprawiedliwość wymierzymy. Uch, będziem bili!
     Przygasł znacznie NN przed emeryturą, chłopom się nie naprzykrza, a i oni zmiękli, inne są problemy. Jeden tylko, co to niby dla złożenia wyjaśnień dziesięć lat temu dobrowolnie z sierżantem pojechał, a po 48 godzinach aresztu bez chleba kolegium z pomówienia, bez postępowania dowodowego, a z woli sierżanta pozbawienie wolności orzekło - ten zapomnieć nie może. Nie daruję, mówi, sprawiedliwości dojdę.
     Człowiek na wsi wolniej myśli. Gdyby tak - chodzi mi po głowie - kupić flaszkę ciepłej wódki, z sierżantem NN - „Sztywnym” na ryby się udać, tam brudzia wypić?
     Sterczą na brzegu jeziora dwa krzyże złączone inicjałami. Dwa lata temu dwóch wędkarzy popiło, wsiadło na lichą łódkę, kamień jako kotwicę zabierając. Sznura nie było jak zaczepić, więc jeden wokół pasa uwiązał. Gdy wypłynęli, rzucił kamień, sznura do dna nie starczyło, poszedł do wody za kamieniem, tak go zakotwiczyło. Drugi skoczył za nim, tamten go kurczowo obłapił, nie puścił.

23.08.1991
____________________________
*Polska Agencja Prasowa doniosła, że przebywający w Madrycie Wojciech Jaruzelski i Adam Michnik przeszli na "ty" i uroczyście wypili bruderszaft.

                                                                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz