Tuman
Gdy Moskwę przykrywa mgła, z obu lotnisk nie odlatują samoloty. Komunikat
jest prosty i nie budzący wątpliwości: tuman,
czyli mgła. Rzekę zawrócisz, morze wysuszysz, ale na tumana sposobu nie ma. Ludzie
przyzwyczajeni są do czekania. Nikt nie wie, kiedy tuman ustąpi, choć jedno
jest pewne: ustąpi pierwszy, bo ludzie ustąpić nie mogą. Lotnisko Domodiedowo
zamienia się w koczowisko; z godziny na godzinę
ludzi przybywa, a kto zajął miejsce leżące wczoraj - pilnie go strzeże.
Gdy tuman nie ustępuje i gdy nie wiadomo, kiedy ustąpi, na krajowym
(związkowym?) lotnisku, w kiosku komercyjnym (mamy to za sobą)* można kupić
puszkę piwa. Gdy płaci się za nią 40 rubli, jedną dziesiątą tutejszej
przeciętnej pensji (czyli 1 dolar) - tłumek rozstępuje się z podziwem i może
zazdrością. Znawcy mówią, że oba
podmoskiewskie lotniska, krajowe i międzynarodowe zlokalizowano tam, gdzie
tuman jest najgęstszy. Może decydowały względy strategiczne, żeby wróg nie
dojrzał z góry?
Zagraniczny pasażer, jeśli nie decyduje się na koczowanie, musi dotrzeć do
Moskwy. Żeby pokonać te kilkadziesiąt kilometrów, potrzebny jest transport. Ale
służbowy transport, który przywozi gości na krajowe lotnisko zaraz odjeżdża, bo
transport dobrze wie, że nie ma szansy na odlot i trzeba będzie tych gości
wozić po ogromnej Moskwie w poszukiwaniu miejsca do spania. A na jeżdżenie nie
ma zlecenia, czyli zajawki. Nie ma
też zajawki na spanie, bo wczorajsza już nieważna, ponieważ planowo goście
odlecieli - choć z powodu tumana nie odlecieli. Sprzeczność jest
pozorna: jeśli gości dowiezie się do Moskwy, to nazajutrz powstanie sytuacja,
że będą musieli z Moskwy jechać na lotnisko, więc po co im jeszcze jeden
kłopot? W Moskwie jednak przydzielony służbowo do obsługi delegacji pan
Anatolij wciela się w rolę oficera pierwszej linii frontu, a gdyby telefon miał
nie tarczę, a korbkę - byłoby dokładnie tak, jak na radzieckim filmie wojennym.
Towarzyszu (tej formy używa się z przyzwyczajenia) zrozumcie, jest krytyczna
sytuacja. Kry-tycz-na! Zróbcie, co w waszej mocy. Poszukajcie towarzysza, może
on połączy się z towarzyszem, może uda się coś zrobić? Z drugiej strony drutu
kumpel pana Anatolija zapewne odpowiada: „Weź się odwal, jakeś nie załatwił, to ja ci
nie załatwię” - ale my mamy wiedzieć, że Anatolij poruszył niebo i ziemię,
słowem zrobił co w jego mocy i więcej. Zanim dojdzie do zakwaterowania w
elitarnym hotelu radiokomitetu, odbędzie się długi ceremoniał dogoworienia, czyli dogadania się z
panią od wszystkiego - recepcjonistką.
- Jest, widzicie towarzyszko, taka
niecodzienna sytuacja. Oto samyje
gławnyje towariszczi z polskowo radia i
telewidienia. To są - rozumiecie - goście naszych towarzyszy z najwyższego
kierownictwa. A w Moskwie - tuman. Odlecieć nie mogą, spać muszą. Rozumiecie -
sytuacja krytyczna. Co robić?
- No, ja rozumiem, to rzeczywiście sytuacja krytyczna. A więc to polscy
mili goście, a w Moskwie - tuman. Samoloty nie lecą. A zajawki nie ma. Jest
noc. No to co ja, biedna, mogę zrobić? Ja nic nie mogę zrobić, przecież zajawki niet?
- Pomyślcie, proszę. Na pewno są
jakieś awaryjne możliwości.
- No… chyba że te pokoje lux za
dopłatą 100 rubli.
Pan Anatolij odwraca się, mruga okiem: dogadaliśmy się. Zbieramy 100
rubli. W hotelu, jak się okaże, jest wiele wolnych pokoi. Nasz opiekun żartobliwie
daje do zrozumienia, że należy mu się butelka koniaku (przed odlotem do Ałma -Aty kupię komercyjnie gruziński, Anatolij będzie się wzbraniał, ale przekonuję go, że to gest przyjaźni).
Na razie jednak pije polską wódkę z hotelowej szklanki, wznosi toast za
przyjaźń i zaraz w krótkim wywodzie podważa słuszność Rewolucji Październikowej,
jak i rewolucji w ogóle. Szlachta przekazywała swoje majętności z pokolenia na
pokolenie i zabór ich mienia był bezprawny. Potem dowcip o Breżniewie, a na
poważnie o zaletach pokojowego współistnienia. Geopolityka: jeśli Rosja i
Niemcy (i zwłaszcza Polska - dodaje taktownie) będą współpracowały, to żyjąc
zgodnie zapanujemy razem nad resztą Europy. Anatolij – mówi kolega z delegacji –
ty najpierw zapanuj jutro nad transportem na lotnisko, na Europę przyjdzie czas
później. Opiekun zostawia nas w hotelu. Tyle przecież
załatwił, czy można więcej? Na lotnisko jedzie się godzinę. Taksówek w Moskwie prawie
już nie ma. „Krytyczna sytuacja” trwa i trwać będzie.
Najważniejsze jednak - zachować spokój. Pośpiech i nerwy nic nie pomogą.
Przed lotniskiem auto osobowe najeżdża z
tyłu na mikrobus. Nawet nie stłuczka, reflektory całe. Pojazdy zostają na swoich miejscach. Był
wypadek i ruszać się nie wolno. Ruch wstrzymany, kierowcy wysiadają z
autobusów, palą papierosy, czekają. Pojawia się milicjant. Potem drugi. Potem
trzeci. Oglądają. Przyjeżdża patrol. Wstępne przesłuchanie kierowców. Ocena
wypadku. Milicjanci przystępują do pomiarów. Dokładnie mierzą odległości od
wszystkich stron obydwu aut do przyjętych punktów orientacyjnych. Oficer
skrupulatnie sporządza szkic. Nikt nie trąbi, nie pogania. Trzeba czekać.
Kierowca rusza wreszcie, ale zatrzymuje samochód na pierwszym
skrzyżowaniu. Jest tam budka, a w niej inni milicjanci. Oni, teraz dopiero,
przystępują do sporządzania właściwego protokołu wypadku, w oparciu o posiadane
już dane. Co kilkanaście minut z budki wychodzi już to milicjant, już to nasz kierowca;
znikają z tyłu, w krzakach, wracają. Po godzinie protokół sporządzony. Pytamy
kierowcę o to wychodzenie z budki i wchodzenie. - A, tam, za krzakami, w
dole... mają taki mały stawek rybny. Kapitan miał branie, złowił dobrą płoć -
wyjaśnia.
Niedziela. W centrum Moskwy plac Puszkina wypełniony tłumem, człowiek przy
człowieku - to kolejka, zakręcona niezliczoną ilość razy. Czas oczekiwania -
pięć godzin. Cel - otwarcie baru Mc Donalda. Ludzie ubrani nieźle, twarze
spokojne, skupione.
Radio Moskwa podaje: „Dziś rano przez moskiewski tuman przebiło się
słońce. Synoptycy nie wykluczają powrotu zamglenia po południu”.
______________________________
* "Sklepy komercyjne" to wynalazek tzw. "późnego Gierka". Można było kupić mięso, także np. szampon do włosów, niedostępny w detalu, ale ceny odstraszały i wzbudzały gniew. W prasie "drugiego obiegu" ukazał się rysunek W.Wołyńskiego: jedna świnia dorodna, druga wynędzniała - z podpisem: świnia komercyjna/ świnia detaliczna. Wkrótce wybuchła "Solidarność" i sklepy komercyjne zniknęły. Aż do lat 90. funkcjonowały jednak sklepy "Pewex" - tam zamożniejsi kupowali (np. dżinsy, samochody, ale i polską szynkę eksportową "Krakus") za tzw. bony dolarowe.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz