wtorek, 28 stycznia 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
     

Tuman

     Gdy Moskwę przykrywa mgła, z obu lotnisk nie odlatują samoloty. Komunikat jest prosty i nie budzący wątpliwości: tuman, czyli mgła. Rzekę zawrócisz, morze wysuszysz, ale na tumana sposobu nie ma. Ludzie przyzwyczajeni są do czekania. Nikt nie wie, kiedy tuman ustąpi, choć jedno jest pewne: ustąpi pierwszy, bo ludzie ustąpić nie mogą. Lotnisko Domodiedowo zamienia się w koczowisko; z godziny na godzinę  ludzi przybywa, a kto zajął miejsce leżące wczoraj - pilnie go strzeże. Gdy tuman nie ustępuje i gdy nie wiadomo, kiedy ustąpi, na krajowym (związkowym?) lotnisku, w kiosku komercyjnym (mamy to za sobą)* można kupić puszkę piwa. Gdy płaci się za nią 40 rubli, jedną dziesiątą tutejszej przeciętnej pensji (czyli 1 dolar) - tłumek rozstępuje się z podziwem i może zazdrością.  Znawcy mówią, że oba podmoskiewskie lotniska, krajowe i międzynarodowe zlokalizowano tam, gdzie tuman jest najgęstszy. Może decydowały względy strategiczne, żeby wróg nie dojrzał z góry?
      Zagraniczny pasażer, jeśli nie decyduje się na koczowanie, musi dotrzeć do Moskwy. Żeby pokonać te kilkadziesiąt kilometrów, potrzebny jest transport. Ale służbowy transport, który przywozi gości na krajowe lotnisko zaraz odjeżdża, bo transport dobrze wie, że nie ma szansy na odlot i trzeba będzie tych gości wozić po ogromnej Moskwie w poszukiwaniu miejsca do spania. A na jeżdżenie nie ma zlecenia, czyli zajawki. Nie ma też zajawki na spanie, bo wczorajsza już nieważna, ponieważ planowo goście odlecieli - choć z powodu tumana nie odlecieli. Sprzeczność jest pozorna: jeśli gości dowiezie się do Moskwy, to nazajutrz powstanie sytuacja, że będą musieli z Moskwy jechać na lotnisko, więc po co im jeszcze jeden kłopot? W Moskwie jednak przydzielony służbowo do obsługi delegacji pan Anatolij wciela się w rolę oficera pierwszej linii frontu, a gdyby telefon miał nie tarczę, a korbkę - byłoby dokładnie tak, jak na radzieckim filmie wojennym. Towarzyszu (tej formy używa się z przyzwyczajenia) zrozumcie, jest krytyczna sytuacja. Kry-tycz-na! Zróbcie, co w waszej mocy. Poszukajcie towarzysza, może on połączy się z towarzyszem, może uda się coś zrobić? Z drugiej strony drutu kumpel pana Anatolija zapewne odpowiada:  „Weź się odwal, jakeś nie załatwił, to ja ci nie załatwię” - ale my mamy wiedzieć, że Anatolij poruszył niebo i ziemię, słowem zrobił co w jego mocy i więcej. Zanim dojdzie do zakwaterowania w elitarnym hotelu radiokomitetu, odbędzie się długi ceremoniał dogoworienia, czyli dogadania się z panią od wszystkiego - recepcjonistką.
      - Jest, widzicie towarzyszko, taka niecodzienna sytuacja. Oto samyje gławnyje  towariszczi z polskowo radia i telewidienia. To są - rozumiecie - goście naszych towarzyszy z najwyższego kierownictwa. A w Moskwie - tuman. Odlecieć nie mogą, spać muszą. Rozumiecie - sytuacja krytyczna. Co robić?
     - No, ja rozumiem, to rzeczywiście sytuacja krytyczna. A więc to polscy mili goście, a w Moskwie - tuman. Samoloty nie lecą. A zajawki nie ma. Jest noc. No to co ja, biedna, mogę zrobić? Ja nic nie mogę zrobić, przecież zajawki niet?
     - Pomyślcie, proszę. Na pewno są jakieś awaryjne możliwości.
     - No… chyba że te pokoje lux za dopłatą 100 rubli.
     Pan Anatolij odwraca się, mruga okiem: dogadaliśmy się. Zbieramy 100 rubli. W hotelu, jak się okaże, jest wiele wolnych pokoi. Nasz opiekun żartobliwie daje do zrozumienia, że należy mu się butelka koniaku (przed odlotem do Ałma -Aty kupię komercyjnie gruziński, Anatolij będzie się wzbraniał, ale przekonuję go, że to gest przyjaźni).
     Na razie jednak pije polską wódkę z hotelowej szklanki, wznosi toast za przyjaźń i zaraz w krótkim wywodzie podważa słuszność Rewolucji Październikowej, jak i rewolucji w ogóle. Szlachta przekazywała swoje majętności z pokolenia na pokolenie i zabór ich mienia był bezprawny. Potem dowcip o Breżniewie, a na poważnie o zaletach pokojowego współistnienia. Geopolityka: jeśli Rosja i Niemcy (i zwłaszcza Polska - dodaje taktownie) będą współpracowały, to żyjąc zgodnie zapanujemy razem nad resztą Europy. Anatolij – mówi kolega z delegacji – ty najpierw zapanuj jutro nad transportem na lotnisko, na Europę przyjdzie czas później. Opiekun zostawia nas w hotelu. Tyle przecież załatwił, czy można więcej? Na lotnisko jedzie się godzinę. Taksówek w Moskwie prawie już nie ma. „Krytyczna sytuacja” trwa i trwać będzie.
     Najważniejsze jednak - zachować spokój. Pośpiech i nerwy nic nie pomogą. Przed lotniskiem auto osobowe najeżdża  z tyłu na mikrobus. Nawet nie stłuczka, reflektory całe.  Pojazdy zostają na swoich miejscach. Był wypadek i ruszać się nie wolno. Ruch wstrzymany, kierowcy wysiadają z autobusów, palą papierosy, czekają. Pojawia się milicjant. Potem drugi. Potem trzeci. Oglądają. Przyjeżdża patrol. Wstępne przesłuchanie kierowców. Ocena wypadku. Milicjanci przystępują do pomiarów. Dokładnie mierzą odległości od wszystkich stron obydwu aut do przyjętych punktów orientacyjnych. Oficer skrupulatnie sporządza szkic. Nikt nie trąbi, nie pogania. Trzeba czekać.
     Kierowca rusza wreszcie, ale zatrzymuje samochód na pierwszym skrzyżowaniu. Jest tam budka, a w niej inni milicjanci. Oni, teraz dopiero, przystępują do sporządzania właściwego protokołu wypadku, w oparciu o posiadane już dane. Co kilkanaście minut z budki wychodzi już to milicjant, już to nasz kierowca; znikają z tyłu, w krzakach, wracają. Po godzinie protokół sporządzony. Pytamy kierowcę o to wychodzenie z budki i wchodzenie. - A, tam, za krzakami, w dole... mają taki mały stawek rybny. Kapitan miał branie, złowił dobrą płoć - wyjaśnia. 
      Niedziela. W centrum Moskwy plac Puszkina wypełniony tłumem, człowiek przy człowieku - to kolejka, zakręcona niezliczoną ilość razy. Czas oczekiwania - pięć godzin. Cel - otwarcie baru Mc Donalda. Ludzie ubrani nieźle, twarze spokojne, skupione.
      Radio Moskwa podaje: „Dziś rano przez moskiewski tuman przebiło się słońce. Synoptycy nie wykluczają powrotu zamglenia po południu”. 
                                                                                                        25.10.1991

______________________________
* "Sklepy komercyjne" to wynalazek tzw. "późnego Gierka".  Można było kupić mięso, także np. szampon do włosów, niedostępny w detalu, ale ceny odstraszały i wzbudzały gniew. W prasie "drugiego obiegu" ukazał się rysunek W.Wołyńskiego: jedna świnia dorodna, druga wynędzniała - z podpisem: świnia komercyjna/ świnia detaliczna. Wkrótce wybuchła "Solidarność" i sklepy komercyjne zniknęły. Aż do lat 90. funkcjonowały jednak sklepy "Pewex" - tam zamożniejsi kupowali (np. dżinsy, samochody, ale i polską szynkę eksportową "Krakus") za tzw. bony dolarowe. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz