piątek, 7 lutego 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
      


    Dziennikarze, politycy

     W minionym roku zaistniał publiczny spór, która z tych aktywnych grup zachowuje się źle. Ostatnio o politykach wypowiedzieli się w TV dziennikarze telewizji, radia i prasy. Spór osiągnął kulminację, gdy Monika Olejnik z Polskiego Radia na pytanie kolegi po fachu, czy kiedyś było lepiej, odpowiedziała twierdząco. Zważywszy, co w roku 1992  znaczy u nas „kiedyś” - po takiej diagnozie dalsze prowadzenie sporu jest niemożliwe i niecelowe. Tym bardziej że politycy w tej części programu nie powiedzieli nic. Albo dlatego, że unikają dziennikarzy, albo nie mają nic do powiedzenia, albo zatajają to, co powinni powiedzieć - te trzy przyczyny  (wymieniane przez dziennikarzy jako zarzuty), mogą działać razem. Np. polityk unika dziennikarzy, bo pragnie zataić fakt, że nie ma nic do powiedzenia - co skądinąd może być nader ciekawą informacją, ale jak ją pozyskać, jeśli polityka nie ma w ogóle, bo uciekł z posiedzenia tylnymi drzwiami. W sporze, o którym mowa, częściej zabierali głos dziennikarze, a racje polityków (przeważnie byłych dziennikarzy) czasem przedstawiali inni dziennikarze. (Krucha to racja, jeśli polityk wyznaje komuś skrycie, że boi się dziennikarzy).
     Przykład prezydencki. Tomasz Lis,* wysłannik telewizyjnych „Wiadomości”, ustawia  kamerę przed prezydentem RP i pyta: Panie prezydencie, czy rząd stworzony przez Jana Olszewskiego podoła? (Mam w pamięci pytanie, które postawiła mi kiedyś mama kolegi z podwórka, praczka: Czy de Gaulle jest dobry?). Zobaczymy - prostolinijnie odpowiada prezydent, i trudno o bardziej wyważoną i wyczerpującą odpowiedź głowy państwa. Gdyby się wystraszył intencji dziennikarza (proste pytania bywają bardzo podchwytliwe), wtedy kilkanaście milionów telewidzów usłyszałoby np.: „Proszę o to spytać pana Olszewskiego” (wykrętne), czy coś w rodzaju: „Nie potwierdzam, nie zaprzeczam” (pozornie zręczne). W obu wariantach obywatel nie dowiedziałby się niczego a nawet stwierdził, że dziennikarze pytają, a politycy nie odpowiadają lub kręcą. Podałem odosobniony niestety przykład znakomitego zgrania profesjonalizmów: dziennikarza i polityka.
    Jest to możliwe - nasuwa się pytanie - że wychodząc z  ustroju, w którym nie było wolności politycznych ani wolności prasy, mamy tak dobrych dziennikarzy i tak słabych polityków? Takiego pytania publicznie nie postawiono jednak, bo też sprawa nie jest aż tak prosta. (Kiedy Stanisław Podemski napisał w „Polityce” z ubolewaniem, że dziennikarze czekali na polityków w deszczu pod Belwederem, serdecznie żal zrobiło mi się naszych dziennikarzy. Kiedy zaś tłumek dziennikarzy z mikrofonami i kamerami zatrzymał fizycznie polityka na korytarzu sejmowym w drodze do toalety - żal mi było polityka). Moim zdaniem coś  nie współgra. Politycy nie wiedzą, co mówić, dziennikarze nie wiedzą, o co pytać. Ludzie zaś chcą wiedzieć, co jest grane. Sięgają więc po gazety i co się okazuje? Okazuje się, że dziennikarze jednak wiedzą, co trzeba! W poznańskim tygodniku „Wprost”, piśmie o światowym poziomie reklam, krajowym zasięgu i prowincjonalnym zadęciu, widzę tableau „Politycy 91”. Fotografie i lakoniczne, zwięzłe charakterystyki - zachodni sznyt. Dowiaduję się np., że jeden polityk to „frustrat”, a o drugim krótko napisane, że po prostu nieudolny. Informacja z pierwszej ręki, trzeba wierzyć. Ale jak przyjąć na wiarę, że inny polityk wskazał jedyną drogę reformowania gospodarki socjalistycznej, a zejście z niej doprowadziłoby do gospodarczej zapaści - skoro różni znający się na rzeczy mówią, że zapaść gospodarcza już jest, a tej jednej, skutecznej drogi nikt jeszcze nie odnalazł? W najistotniejszej dla mojego bytu sprawie dowiaduję się z tego dobrze poinformowanego pisma, że w rzeczywistości (tak właśnie - w rzeczywistości, nie w książce) nie ma alternatywy dla planu Balcerowicza - można go albo kontynuować, albo powrócić do niego po okresie wywołanego hiperinflacją zamętu. A więc kłamią sprzątaczki z Ministerstwa Finansów, gdy rozpowiadają od dłuższego czasu, że żadnego „planu Balcerowicza” już nie ma, a rzekomo powiedział im to kiedyś sam minister w chwili zwątpienia w Nagrodę Nobla. Myli się specjalistyczna prasa europejska twierdząc, że polskiej gospodarce potrzebny jest plan wyjścia z recesji. Wszystko jest w porządku - zapewnia tygodnik, którego redakcja znajduje się zaledwie 300 km od stolicy: jedyna skuteczna droga wskazana, plan jest, a kto nieudolny czy frustrat - na śmietnik historii (lub na bezrobocie).
     Zreasumujmy: co wiedzą dziennikarze? Na ogół wiedzą to, co powiedzą im inni dziennikarze. Wina polityków za ten stan jest tylko częściowa. Ich uniki, tajemnicze miny („nie mam nic do dodania...”), odpowiedzi udzielane na odczepnego w marszu wzdłuż sejmowego korytarza, czyli - najogólniej - nieumiejętność, niedocenianie konieczności dialogu ze społeczeństwem za pośrednictwem mediów - to niewątpliwa wada początkującej demokracji. Tylko niektórzy dziennikarze, bardziej świadomi swojej - nie mniejszej, niż tamtych - odpowiedzialności, reagują w takiej sytuacji właściwie, stawiając publicznie pytania. Na ogół ci zajmujący się polityką wewnętrzną (wykwalifikowani w nie większym stopniu niż politycy) sami udzielają odpowiedzi. Brak informacji nadrabia się opiniowaniem. A że są to zwykle sądy obiegowe i przebrzmiałe - wynika ze skłonności do myślenia stadnego. Być może tłumaczy milczących polityków ich przekonanie, że dziennikarze i tak wiedzą lepiej? Może usprawiedliwieniem dla dziennikarzy jest brak wzoru do naśladowania? Jest taki wzór - „Wolna Europa”. Radio - fenomen, którego misji dotąd nie przekreśliło obalenie komunizmu. Żeby wiedzieć, co się w Polsce dzieje, wciąż najlepiej jest posłuchać tej amerykańskiej stacji.
     Publicysta RWE; pan Odojewski, przytoczył niedawno negatywne opinie zagranicznych korespondentów o stanie dziennikarstwa w Polsce. Wszyscy oni zauważają, że zmorą prasy polskiej jest „upartyjnienie”. Gdyby to było tak, że każda gazeta reprezentuje jakąś tam siłę polityczną! Ja odnoszę wrażenie, że polskie postkomunistyczne dziennikarstwo znowu należy do jednej (przewodniej), partii.

01.1992
_____________________________
* Tomasz Lis. Rok wcześniej był początkującym dziennikarzem telewizyjnych "Wiadomości".  Nieco krnąbrny, ale korzystał z taryfy ulgowej młodego wieku. Zdarzało się, że swój niezależny od mojego pogląd zaczynał: "Ale mój tata mówi, że...". Uznawszy, że jest zdolny, skierowałem go na stałe do obsługi sejmu (do tej pory na Wiejską biegł reporter, który był pod ręką). Lis uznał, że to jest represja, ale wkrótce to "zesłanie" polubił i docenił. Po latach w swojej książce obsmarował mnie, krótko mówiąc: naruszył dobra osobiste. Taki to niegrzeczny chłopiec.

Ilustruję zdjęciem Jana Olszewskiego - dziś rocznica Jego śmierci.
(fot. Maciek Chojnowski / KPRP)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz