sobota, 22 lutego 2020

FELIETONY publikowane w latach 90. na łamach "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"



     Kraina Upadającego Rządu
     
     Najbardziej optymistyczna prognoza rozwoju wypadków w Polsce byłaby taka, że produkcja powoli, ale równomiernie rośnie, wyniki w handlu zagranicznym poprawiają się w tym samym tempie, inflacja maleje, ludzie odczuwają poprawę poziomu życia, a rząd jak upadał, tak upada. Zapowiedzi konkurencyjnych polityków o rychłym upadku rządu drukowano by na dalszych stronach gazet, a w Wiadomościach wieczornych informacja o kiepskiej „kondycji” rządu podawana byłaby codziennie przed prognozą pogody. Byłby to polski model demokratycznej stabilizacji wolnorynkowej, nieco różny od np. włoskiego, gdzie rządy upadają bez oporu i następują inne. Stan przewlekłego upadku dawałby rządowi pożądaną wygodę rządzenia. I tak, na gniewne, retoryczne zapytanie bezrobotnych protestantów: Co robi rząd, do cholery?! - rzecznik rządu mógłby ze spokojem potwierdzać doniesienia prasowe: Rząd upada. Och, rzeczywiście - przyznawaliby skruszeni demonstranci i ruszali w jedną lub drugą stronę Alej Ujazdowskich.
     Czy są jednak powody do takiego aż optymizmu? Jeśli idzie o upadek, to na pewno tak. Jest to pierwszy rząd, który upada już pięć miesięcy, co więcej: zaczął upadać pierwszego dnia urzędowania. I z tej drogi nie schodzi, a konsekwencja rządzących w dobie transformacji ustrojowej to rzecz pierwszorzędna. Przyznając się jednak do wrodzonego sceptycyzmu, muszę także powiedzieć, że nie jestem wolny od wątpliwości i gdy wsiadam do pociągu relacji Warszawa-Poznań myślę sobie - a może rząd nie upada? Z dworca kieruję się do lokalnej telewizji, gdzie koledzy dziennikarze zadają mi pytanie: Rząd upada, jak pan, jako doradca premiera to skomentuje? - Zapewniam, że zanim wsiadłem do pociągu, to rząd jeszcze pracował - odpowiadam. - Ale wczoraj w Poznaniu były premier pan Mazowiecki oznajmił, że dni rządu są policzone...
     W drodze powrotnej czytam w pociągu poniedziałkową lokalną prasę, która  w tonie euforycznym, jakby chodziło o koniec trzeciej wojny światowej donosi, że rząd właściwie już upadł. Ależ skądże! Chwytam łapczywie „Rzeczpospolitą” i już z nagłówków wiem, że nic się nie stało: rząd, niewzruszony bezlitosną krytyką, nadal upada.
     „Mazowiecki: gabinet w fazie schyłkowej”; „Moczulski: rząd może upaść w tym tygodniu”; „Drzycimski*: możliwości rządu wyczerpały się”. Tymczasem premier tego rządu, zamiast upaść stwierdza, że nad jego gabineten rozpętano sabat polityczny metodami rozmijającymi się z demokratycznym obyczajem. Co za upór!
     Pan Mazowiecki w Poznaniu pytany o upadek rządu przytoczył anegdotę o odchodzącym dyrektorze, który zostawił następcy trzy koperty, zalecając otworzyć pierwszą. Było napisane: Winę za wszystko zrzuć na mnie. Jeśli nie odniesiesz sukcesu, otwórz drugą kopertę. W drugiej kopercie następna rada: Ogłoś reorganizację. Jeśli nie odniesiesz sukcesu, otwórz trzecią kopertę. W trzeciej ostatnia rada: Przygotuj trzy koperty. Były premier stwierdził, że obecny rząd znajduje się w czasie między drugą a trzecią kopertą. Pan Tadeusz, pytany przez dziennikarzy, nie wykluczył możliwości, że będzie odbiorcą trzech, przygotowanych przez obecnego premiera kopert.
     Anegdota, jak to anegdota - odniesiona do rzeczywistości ujawnia paradoks. Wszyscy bowiem aspiranci do fotela premiera otworzyli już pierwszą kopertę i na upadającego wciąż poprzednika zwalili wszystko co można. Trzeba by więc zacząć od reorganizacji i w krótkim czasie odnieść wymierne, odczuwalne przez społeczeństwo sukcesy. Wszyscy poważni politycy z Mazowieckim, przepraszam, z Lechem Wałęsą na czele wiedzą, że żaden rząd w tej sytuacji kraju nie poprawi poziomu życia w Polsce (a zwłaszcza powstrzyma wzrostu bezrobocia) w tak krótkim czasie, żeby pod naporem krytyki nie musiał otwierać trzeciej koperty. Paradoks trzech kopert wyjaśnia, dlaczego rząd obecny wciąż upada.
     Redaktor Krzysztof Wolicki (ur. w 1925 r.), od lat niezrzeszony, ale daleki od adoracji centroprawicy przyrównał wytworzaną atmosferę upadku rządu do corridy. Komentując w telewizji fakt wezwania przez Sejm premiera, aby osobiście przedstawił dymisję ministra bez teki Balazsa, powiedział mniej więcej tak: Wiadomo, że byk jest ranny, ale tłuszcza pragnie, aby obalił się na środku areny, na ich oczach.
     Porównania, jak i anegdoty w starciu z rzeczywistością wywołują paradoksy, ale dociekanie, kto jest torreadorem - w tych rozważaniach nie jest konieczne. Niech zajmą się tym kuluary sejmowe i cała rzesza osób pragnących zachować swoją anonimowość.
     Jeśli więc wskaźniki GUS będą nadal pomyślne, a rząd, traktując je z koniecznym sceptycyzmem nadal będzie upadał, to należy się spodziewać, że większość prasy, czyli opozycja będzie starała się te dane jeśli nie przemilczeć, to pomniejszać, w oczekiwaniu na pogorszenie trendu. Jeśli jednak rzeczywistość będzie przeciwna krytykom rządu, to wtedy jego obalanie zacznie się na poważnie - przejęcie rządu będzie politycznie opłacalne. Na razie fakt upublicznienia przez premiera Olszewskiego danych o produkcji, inflacji i handlu zagranicznym część prasy uznała za nietakt. Grzeczniej byłoby informacje zataić, tymczasem „Olszewski odtrąbił sukces” - napisano z sarkazmem w "Gazecie Wyborczej", bo przecież wiadomo, że jeśli cokolwiek się poprawi, to będzie to zasługa polityki gospodarczej poprzedników. Kto wie czy nie Sekuły.**

     1992
__________________________________________

Na zdjęciach: u góry: spotkanie z poprzednimi premierami w URM - luty
1992. /fot. Jerzy Gumowski/.
Poniżej: 1. premier Olszewski w Białym Domu - kwiecień 1992.
2. Olejnik i Kublik pytają: Panie premierze, kiedy rząd upadnie? 







_____________________________________________________
*  Andrzej Drzycimski był rzecznikiem prezydenta Lecha Wałęsy. Niestrudzenie dokonywał przed kamerami egzegezy wypowiedzi pryncypała: "Pan prezydent w swojej ostaniej wypowiedzi chciał powiedzieć, że...". Jego lojalność nie wystarczyła, podał się do dymisji. Stracił bowiem zaufanie Mieczysława Wachowskiego, szefa Gabinetu Prezydenta.

** Ireneusz Sekuła - wicepremier w rządzie M. Rakowskiego i  przewodniczący Komietu Ekonomicznegio Rady Ministrów.  W III RP poseł (1989-97) z ramienia PZPR, później Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W latach 1993-1995 był prezesem Głównego Urzędu Ceł. Wikipedia:

W 1969 został pozyskany do współpracy z Agenturalnym Wywiadem Operacyjnym. Zgodził się na współpracę, wybierając sobie pseudonim „Artur”. Po werbunku został skierowany na przeszkolenie wywiadowcze. Uczestniczył w praktycznym szkoleniu kompleksowym „Zarys 73”, obejmującym działanie AWO w terenie zurbanizowanym. W czasie ćwiczenia pełnił funkcję radiotelegrafisty. Przez kolejne lata wykonywał zadania pomocnicze. Podczas wyjazdów zagranicznych zbierał informacje dotyczące danego kraju, w tym procedur kontroli paszportowych. Ostatecznie przekwalifikowano go na tzw. telefon konspiracyjny (pośredniczył lub potencjalnie miał pośredniczyć w kontaktach między oficerem AWO a wybranym jego agentem). Współpracę z nim zakończono w 1989.
Od grudnia 1993 do marca 1995 pełnił funkcję prezesa Głównego Urzędu Ceł. W tym czasie prokuratura prowadziła śledztwo związane z jego interesami w „Polnipponie”. Pierwsza próba uchylenia immunitetu w czerwcu 1995 na wniosek prokuratora generalnego Włodzimierza Cimoszewicza nie powiodła się, przeciwko temu głosowali posłowie z SLD i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ostatecznie jego immunitet uchylono w listopadzie 1996, a sam zainteresowany poparł wniosek. W lutym 1998 wrocławska prokuratura oskarżyła go o popełnienie czterech przestępstw, m.in. o działanie na szkodę Głównego Urzędu Ceł i spółki „Polnippon”, której był prezesem[3]. W wyborach parlamentarnych w 1997 Sojusz Lewicy Demokratycznej nie wystawił go na swoich listach. W nocy z 22 na 23 marca 2000 znaleziono go nieprzytomnego w jego biurze przy ul. Brackiej w Warszawie. W ciężkim stanie został przewieziony do szpitala Ministerstwa Obrony Narodowej, gdzie zmarł 29 kwietnia. Został pochowany na cmentarzu w Wilanowie.
Wedle ustaleń poczynionych w wyniku śledztwa było to samobójstwo, Ireneusz Sekuła strzelił sobie trzy razy w brzuch, raz nie trafiając. Ze względu na okoliczności śmierci wysuwano jednak różne hipotezy alternatywne. W zeznaniach członków gangu pruszkowskiego rzekome zabójstwo Ireneusza Sekuły miało związek z długami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz