sobota, 1 lutego 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA "SOLIDARNOŚĆ"
     

    Misja

     Misja Bronisława Geremka nie powiodła się. Rok temu byłoby to wydarzenie szokujące. Najwybitniejszy, najmądrzejszy i najbardziej zasłużony dla polskiej demokracji polityk nie może utworzyć rządu. Na ekranie telewizyjnym pojawiłyby się znane  twarze komentatorów, wyrażające żal, ubolewanie i trwogę. Adam Michnik, w przepojonym patriotyczną troską wystąpieniu, wyznałby zdławionym głosem, że przyszłość Polski widzi czarno - jeśli Bronisław Geremek nie podejmie się misji po raz drugi, to Polskę czeka dyktatura. Władek Frasyniuk stwierdziłby lakonicznie, że lata poświęceń, areszty i głodówki - wszystko to poszło na marne. Znawca stosunków międzynarodowych, np. Ernest Skalski powiadomiłby oniemiałych telewidzów, że jeśli tak, to świat się od nas odwróci i żadnej forsy nie będzie. Ktoś z nowszej emigracji oznajmiłby zgorzkniałym głosem, że jeśli profesor Geremek nie stworzył rządu, to znaczy, że naród oszalał i nie zasługuje na premiera w ogóle. Co wieczór, po głównym dzienniku, znani i lubiani aktorzy  usiłowaliby, już to deklamacją, już to śpiewem odwrócić fatalny bieg zdarzeń. W kościołach... Nie, bez przesady, nie byłoby modłów w kościołach.
     Przez te kilka dni trwania misji nie oglądałem TV i nie czytałem gazet. Każdy dorosły wie, że nawet krótki okres wstrzemięźliwości działa na organizm prawie tak stabilizująco, jak protestacyjna głodówka. Powiem jednak szczerze: bałem się. Bałem się, że misja się powiedzie i powstanie zapowiadany „rząd osobistości”.
     Bronisław Geremek  w latach 1980-81, będąc formalnie doradcą Komisji Krajowej Solidarności, aspirował (skutecznie) do roli zarządcy polityki personalnej, zewnętrznej i wszelkiej innej wielomilionowego związku. Cechą wyróżniającą tego polityka była niespotykana umiejętność poruszania się w świecie abstrakcji, który sam tworzył. Mówiło się np., że pan Bronisław zna konkluzje Biura Politycznego KPZR jeszcze przed zakończeniem jego posiedzenia. Najlepszą jednak opinię o profesorze usłyszałem od jego przyjaciela, Adama Michnika (cytuję): Bronek jest świetny historyk, choć w polityce to jest prestidigitator: on potrafi wyrzucić dziesięć piłeczek w powietrze i utrzymywać je w ruchu, ale odwrócić wtedy jego uwagę od tej czynności może tylko trzęsienie ziemi. Koniec cytatu.
      Nie słuchałem więc i nie czytałem bieżących doniesień, ale nie żyje się przecież w próżni. Żyje się wśród telewidzów. Od przypadkowo spotykanych w trakcie trwania misji osób dowiadywałem się o sceptycyzmie co do szansy skonstruowania „rządu osobistości” przez Bronisława Geremka.
     - Skąd ten sceptycyzm u państwa? - pytałem. - Znacie przecież profesora z telewizji jako polityka szczególnie zręcznego i mądrego?
     - Właśnie z telewizji - odpowiadano - bo jeśli wszyscy są sceptyczni, to coś musi być na rzeczy...
     Wynik wyborów spowodował, że w sprawie utworzenia rządu przez Bronisława Geremka wypowiadali się w telewizji prócz niego i przyjaciół inni politycy, reprezentujący inne partie polityczne. Tym razem dziennikarze nie mogli ich nie dostrzec. Pewnie, że nie jest przyjemne dla twórcy rządu, jeśli zaraz po desygnowaniu politycy różnych orientacji niemal zgodnie wyrażają  dystans do osoby ewentualnego premiera. Korzystne jest natomiast dla opinii publicznej, jeśli telewidz może wysłuchać zdania wielu polityków, którzy, choćby z racji arytmetyki wyborczej, mają coś do powiedzenia. Sprawy idą więc w dobrym kierunku. Telewidzowie dowiedzieli się np., że prof. Geremek jest... "politykiem kontrowersyjnym". Ktoś nawet pozwolił sobie zakwestionować jego kwalifikacje na premiera. Jeszcze przed rokiem było inaczej. Telewizja, przedstawiając życie polityczne, kreowała część zamiast całości. Znaliśmy więc kilku polityków mądrych, zasłużonych i szlachetnych, a słyszeliśmy tylko co nieco o jakiejś plejadzie „oszołomów”, różnej maści niegodziwców, tych, co się nie nadają i o braciach Kaczyńskich. Cechą wspólną tej drugiej grupy, której utajnić już się nie da, bo trzeba by zakwestionować sens demokratycznych wyborów, była nie-przynależność do Unii Demokratycznej i wcześniejsze poparcie kandydatury Lecha Wałęsy na prezydenta. Jeszcze na początku tego roku dopuszczenie w programach informacyjnych TV wypowiedzi przedstawicieli np. ZChN czy KPN uchodziło wśród dziennikarskiej załogi ówczesnej DPI* za ekstrawagancję, a przede wszystkim było - dla dziennikarskiego elektoratu pana Mazowieckiego - zamachem na obiektywizm. Po wystąpieniu któregoś z grupy polityków „niesłusznych”, np. Romaszewskiego, Olszewskiego, Najdera, Macierewicza czy kogoś z PC złość kipiała „na mieście”, a w sztabie przy ul. Czerskiej 8/10 radzono, jak w jutrzejszym wydaniu gazety ukarać sprawcę takiej niegodziwości.**
     Wróćmy jednak do nieudanej misji. Czy zupełnie wolny od sceptycyzmu był prezydent? Złośliwi mówią, że Bronisław Geremek wpadł w tzw. pułapkę ofsajdową. W piłce nożnej jest to takie wydarzenie, kiedy do napastnika leci piękna, długa piłka, a obrońcy drużyny przeciwnej uciekają od bramki krzycząc do sędziego: Spalony! Najdalszy byłbym od posądzenia pana prezydenta o uprawianie tego rodzaju rozgrywek, gdy ważą się losy państwa. Inni mówią, że desygnowanie prof. Geremka było ze strony prezydenta aktem lojalności. Lech Wałęsa powiedział przecież swego czasu publicznie (kiedy to Władysław Frasyniuk protestował przeciwko kandydaturze Mazowieckiego na premiera, twierdząc, że Geremek jest lepszy): Pan Bronisław jest młody i kiedyś na pewno premierem będzie. Ale i w tym wypadku daleki byłbym od dopatrzenia się w decyzji prezydenta sentymentalnego odruchu.
     Wyjaśnienie jest proste: Lech Wałęsa potraktował Bronisława Geremka poważnie i zaproponował mu utworzenie rządu. Profesor Geremek nie był w stanie wywiązać się z tego zadania. Taki bieg wydarzeń nie jest przecież u nas nowością. Niecały rok temu do konstruowania rządu przystąpił Jan Olszewski. Wycofał się z misji, gdy stwierdził, że podyktowanych warunków, także personalnych, jako premier nie może zaakceptować. Jakkolwiek, sądzę, uwagi mec. Olszewskiego byłyby wówczas dla opinii publicznej nader ciekawe, to wycofał się on z powierzonego zadania bezgłośnie. Nie padły żadne oskarżenia, ani dramatyczne przestrogi. Bronisław Geremek jest osobowością polityczną innego rodzaju. Niedoszły premier oskarżył innych polityków o wynoszenie interesu partyjnego ponad interes wspólny, interes państwa. Oskarżenie to padło z ust polityka, który kierując się interesem swojej partii walczył z prezydentem o odsunięcie terminu wyborów; który, zapominając o interesie polskiej demokracji przyczynił się solidnie do zagmatwania ordynacji wyborczej tak, aby jego partia rzuciła na łopatki wszystkie inne siły polityczne.
     Na konferencji prasowej Bronisław Geremek, żeby nas pogrążyć w żalu za rządem, który nie powstał pod jego kierownictwem, przedstawił program. A więc, żeby inwestycje zagraniczne były i żeby służyły. Bo one są potrzebne. Ale są potrzebne te, które mają być, a nie te, które nie są dobre. Żeby przepisy były dla drobnych producentów, a rzemieślnicy wykorzystali ułatwienia. Żeby przepisy nie zmieniały się ciągle. I żeby był Leszek Balcerowicz oraz rolnictwo. Ta misja nie mogła się powieść, ale wierzymy, że sprawy pójdą w dobrym kierunku.

                                                                                                          22.11.1991
_______________________________
* DPI - Dyrekcja Programów Informacyjnych TVP, w tej strukturze były"Wiadomości", "Teleexpress" i "Panorama". Wtedy innej telewizji, prócz TVP nie było.
** Ten sprawca to ja. Jako dyrektor DPI, na łamach "Gazety Wyborczej" byłem prawie codziennym bohaterem, no, raczej "szwarc-charakterem". Po kilku tygodniach od początku mojej "misji" Helena Łuczywo napisała: TAK DALEJ BYĆ NIE MOŻE: POD SZEFOSTWEM DYMARSKIEGO WIADOMOŚCI SĄ Z DNIA NA DZIEŃ CORAZ GORSZE.

                                                ***

U góry (zamiast zdjęcia prof. Geremka): po ogłoszeniu przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (22 lipca r. 1983, w dniu tradycyjnego Święta Manifestu Lipcowego - patrz: Wikipedia)  zakończenia stanu wojennego w Polsce, urzędowa cenzura złagodniała, w taki sposób, że w miejscu treści "zakwestionowanej" w niektórych, tolerowanych "niszowych" gazetach  była taka właśnie nota . Znaczny to był postęp, bo tak, jak w całej historii PRL nie było strajków, tylko, ewentualnie, "przerwy w pracy", tak też słowo "cenzura" w języku oficjalnym nie występowało; działał - jeszcze w czasie rządu Tadeusza Mazowieckiego - Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Niemniej, po zliberalizowaniu ustawy w r. 1983 efekt bywał taki, jak poniżej. W zacnym piśmie "POWŚCIĄGLIWOŚĆ I PRACA" była rubryka, w którym przedstawiano autora i kilka jego wierszy. W moim przypadku wypadło to tak:



... a winieta pisma (Wydawnictwo "Michalineum" przy Kurii Generalnej Zgromadzenia św. Michała Archanioła) wyglądała tak:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz