"Jan Olszewski dowiódł, że nie zna się na sprawach państwowych, a polityka jest dla niego żywiołem całkowicie obcym".
Odkrył to właśnie Andrzej Szczypiorski,* pisarz i publicysta, lat 67, były senator i ideolog obozu Mazowieckiego w wyborach prezydenckich, były żołnierz powstania warszawskiego w szeregach AL, były radca kulturalny ambasady PRL w Danii, członek zespołu redakcyjnego tygodnika „Polityka” w latach 1964-74.
To wielki, współczesny problem odradzającej się Najjaśniejszej Rzeczypospolitej - dyletanctwo. Trafnie ujął go Stanisław Barańczak w wierszu „Dyletanci”.
Pozbawieni zaślepienia historycy niewątpliwie wydobędą na jaw /zastanawiającą cechę tego społeczeństwa,/ które stawia w określonym świetle całą jego manię wielkości: /było to/ społeczeństwo dyletantów.
Ironia poety staje się bardziej gorzka niż zamierzał. Wiersz, powstały już za granicą, odnosi się bowiem do czasu sprzeciwu i dawania świadectwa, czasu którego Barańczak był jednym z bohaterów.
Aktorka marnowała swój talent zbierając podpisy i składki/ porad prawnych udzielał krytyk literacki (wykształcony za państwowe pieniądze),/ suwnicowa, śmiechu warte, zasiadała przy konferencyjnym stole, /powielacze klecone przez fizyka jądrowego/ były, powiedzmy sobie szczerze,/ żałośnie prymitywne./ Każdy robił nie to, co do niego należało.
No, nie każdy, a przynajmniej niezupełnie. Jan Olszewski, poruszając się, jak inni, w obcym mu żywiole polityki robił wtedy - szczęśliwym dla niego zbiegiem okoliczności - także to, co robić powinien. Kiedy aktorka, krytyk, suwnicowa czy fizyk stawali przed peerelowskim sądem oskarżeni o robienie tego, co do nich nie należało, Olszewski stawał tam w swojej niekwestionowanej roli adwokata. Były więc wyjątki w tym całym żałosnym dyletantyzmie.
A Szczypiorski? Trzeba i tę bolesną prawdę wypowiedzieć bez owijania w bawełnę. Andrzej Szczypiorski dowiódł, że nie umie pisać, a literatura jest dla niego żywiołem całkowicie obcym. Pisał jednak z uporem i to już dwadzieścia lat temu zaowocowało - mimo wszystko - interesującą książką „Msza za miasto Arras”. W końcu, jeśli ktoś się uprze, to wszystkiego jakoś tam się nauczy. Ale, powtarzam, chodzi o to, żeby w końcu wszyscy robili to, co do nich należy. Przeznaczeniem Andrzeja Szczypiorskiego było zostać szefem rządu. Dlatego po wojnie podjął studia na Akademii Nauk Politycznych, dlatego był radcą ambasady PRL i wreszcie redaktorem „Polityki”. Ale powiedzieć, że jego konsekwencja nie zaprowadziła go na fotel premiera dlatego, że się nie znał dostatecznie na sprawach państwowych, byłoby tyle złośliwością, co przykładem niezrozumienia prostego faktu, że komunizm tłumił talenty, blokował kariery i w ogóle wywracał wszystko do góry nogami, żeby wszyscy robili nie to, co do nich należało. Któż zaprzeczy, że tak było?
Przypomnijmy sobie, że Józef Stalin był językoznawcą, który dopchał się do władzy i nie znając się na sprawach państwowych unicestwił rolnictwo, a nawet dopuścił się strasznych zbrodni. U nas długoletni szef państwa Władysław Gomułka liczył buraki zebrane z hektara, regulował ruch wagonów na górkach rozrządowych, a nawet decydował, ile stron ma mieć popularny tygodnik „Przekrój”. A kiedy pisarze, uczeni, adwokaci zaczęli głośno mówić, że znają się na sprawach państwowych, że polityka jest ich naturalnym żywiołem - upomniał ich stanowczo: pisarze do pióra! (Dobrze wyczuli przewrotność Pierwszego Dyletanta studenci i odkrzyknęli: pasta do zębów!, gdyż ta, którą wtedy produkowaliśmy w jednym gatunku nadawała się, za przeproszeniem, z ledwością do szorowania lastriko). O to chodziło bowiem w komunizmie, żeby wszyscy robili nie to, co do nich należało. Niech nikt się nie łudzi, żeśmy z tym skończyli, z obcym naszej europejskiej tradycji żywiołem dyletanctwa.
Ma tę świadomość Andrzej Szczypiorski i dlatego mocno, bez literackiego krętactwa, nienormalności powiedział: NIE! Niech wreszcie Jan Olszewski zacznie pisać piękne opowieści! Precz z URM! Nas tam dać! Ci wszyscy, którzy chcą, żeby wreszcie w tym kraju było normalnie, niech gromko dopowiedzą to, czego nie wypada taktownemu pisarzowi, duszącemu się w obcym mu żywiole literatury: Szczypiorski na premiera!
Mimo wszystko, mimo to, że Andrzej Szczypiorski pisał książki z przymusu, nie z wyboru, złamanie przezeń dyletanckiego pióra będzie stratą dla literatury, a więc dla kondycji duchowej Polaków. W „Przewodniku Encyklopedycznym Literatura Polska” napisane jest w odniesieniu do wymienionej już książki: "ukazał mechanizm kształtowania się psychozy zbiorowej, w której racje jednostki skazane są na klęskę". Jakże potrzebne jest teraz odkrywanie na nowo i ukazywanie tego mechanizmu! Jeszcze nie tak dawno poważna zbiorowość uczonych, artystów, dziennikarzy zgodnym chórem, jedną frazą i składnią dawała wyraz przekonaniu, że fizyczna likwidacja dwóch braci - bliźniaków spowoduje natychmiast obniżkę cen i podwyżkę płac. I co? Wpływy ich umniejszyły się ogromnie, a poprawy nie ma. Podczas kampanii prezydenckiej najwrażliwsze jednostki z elektoratu pana Mazowieckiego zapewniały mnie, że Lech Wałęsa jako prezydent uruchomi obozy koncentracyjne. Nie zrobił tego. I tego akurat nigdy nie obiecywał, nie dał powodu do podobnej psychozy.
Najwyższy czas, aby jakiś autentyczny, pogodzony ze sobą i przenikliwy pisarz ukazał mechanizm już nie chuligaństwa w białych rękawiczkach - bo to też towarzyszy odradzaniu się Najjaśniejszej Rzeczypospolitej - ale rozprzestrzeniania się chamstwa w najwyższych sferach intelektu. Jak to możliwe, żeby jeden uczestnik powstania warszawskiego (choć z innej armii, ale walczyły przecież razem) plunął drugiemu głupstwem w twarz, bez zażenowania, ba, z poczuciem świętej misji? Czy to tak można? Z czego to się bierze? Porażenie nienawiścią? Jeśli tak, to do kogo, za co? Na te pytania trzeba szukać odpowiedzi, jak i na to, kiedy to się właściwie zaczęło? Każdy z tym się spotyka i każdy narzeka, ale gdzie przyczyna?
Jakiś czas temu wrażliwy pisarz, objąwszy bardzo ważną funkcję publiczną (prezesa Radiokomitetu)** zaapelował „do przyjaciół i znajomych” o pomoc. Żeby się do niego zgłaszali, że będzie wdzięczny. Czując się przynależny do jednej z wymienionych grup zadzwoniłem. Nie zaniedbałem kurtuazji. Długo jeszcze po odłożeniu słuchawki zapierało mi dech. Zadzwoniłem do wrażliwego intelektualisty, odpowiedział mi prostak. W końcu, ponieważ przedtem pół roku byłem za granicą, pomyślałem sobie, że ja czegoś nie rozumiem, że tu, w tym krótkim czasie stało się coś, o czym nie wiem. Ale minęło kilka lat i nadal nie rozumiem. Może my jesteśmy nazbyt wrażliwi? Może komunizm, upokarzając ludzi utalentowanych, uczciwych, pozostawił u nich potrzebę rekompensaty? I stąd wykorzystuje się okazje, aby pokazać światu, jacy to jesteśmy twardzi? Zanim na to wszystko odpowie literatura, na razie oddaję znów głos ironicznemu Barańczakowi.
Na takiej amatorszczyźnie oparte, życie mogło się toczyć / gładko, bez przeszkód, / odbierając jak należy z rąk każdego / to, co do niego należało.
7.02.1992
_______________________
_______________________
Wikipedia: Według informacji mediów Andrzej Szczypiorski był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL. Był rozpracowywany od końca lat 40. Współpracę nawiązał w połowie lat 50., zajmował się inwigilacją swojego ojca Adama Szczypiorskiego i namawianiem go do powrotu z emigracji do kraju.
Piętnował w swoich wypowiedziach i publikacjach wady Polaków, krytykował też działalność Kościoła katolickiego.
Działał na rzecz niemiecko-polskiego pojednania, w 1995 za podejmowane w tym zakresie starania otrzymał Federalny Krzyż Zasługi. Opowiadał się za pojednaniem i zbliżeniem polsko-żydowskim, stał na czele Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej (TPPI).
"W książce "Konfidenci są wśród nas" Tomasz Tywonek ujawnił, że od roku 1954 Szczypiorski (formalnie od 1955) był Tajnym Współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL (ps. Miglanc, później Mirek), początkowo uczestnicząc w inspirowanej przez władze akcji sprowadzenia do kraju jego ojca - działacza emigracyjnej PPS (miało to służyć rozbijaniu emigracyjnych struktur politycznych). W tym okresie dwukrotnie odwiedzał rodziców w Anglii i pisał na nich donosy. Później został wysłany na placówkę dyplomatyczną do Danii, gdzie w latach 1956-1958 pracował na rzecz wywiadu MSW i skąd został wyrzucony za nielegalne kombinacje finansowe. Po powrocie do kraju kontynuował współpracę, przyjmując kolejne zadania realizowane podczas licznych wyjazdów zagranicznych (przede wszystkim do krajów niemieckojęzycznych, gdzie tajne służby budowały jego pozycję w środowiskach zbliżonych do socjaldemokracji). Czołowym promotorem Szczypiorskiego w krajach kręgu języka niemieckiego był Marcel Reich-Ranicki - pochodzący z Polski Żyd, wybitny niemiecki krytyk literatury, pracownik oraz współpracownik NKWD, UB i Stasi".
** Andrzej Drawicz
Wikipedia: Z akt SB wynika, że od lat 50. był zarejestrowany jako TW „Kowalski”, „Zbigniew” (data rejestrowania: 10 września 1953, 30 grudnia 1971 i 23 lipca 1976 roku, nr arch. 7638/1, nr mikrofilmu – 7638/1.).
W uznaniu wybitnych zasług w działalności publicznej oraz za osiągnięcia w pracy literackiej i publicystycznej decyzją prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z dnia 16 maja 1997 roku został pośmiertnie uhonorowany Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz