środa, 11 marca 2020

FELIETONY PUBLIKOWANE W LATACH 90. W "TYGODNIKU SOLIDARNOŚĆ"


                                                                          


       Gruba deska

     Przykład z najnowszej historii politycznej Polski: kilkanaście dni temu w miejscowości gminnej* powstała struktura Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Wójt otrzymał od instancji wojewódzkiej tej partii uroczyste powiadomienie. Spogląda na nazwiska: pełen komplet miejscowej, materialnie urządzonej pezetpeerowskiej sitwy - nomenklaturki! Najwyższa władza partyjna, państwowa, oświatowa, pegeerowska, milicyjna, powiązana rodzinnie z wojewódzką władzą sądowniczą, prokuratorską, NIK-owską i jakąż tam jeszcze.
      Dlaczego tak się stało? Dlatego, proszę państwa, że głupi nikt nie jest. Po co mają się organizować w Sojusz Lewicy - żeby ich ludzie wyzywali od komuchów? Zrobili przegląd ofert, jakie daje tzw. scena polityczna i wybrali sobie Kongres. Przybrali nazwę, przybiorą i retorykę wybranej partii. Gdy wygrają wybory, będzie to sukces        KL-D, a nie komuny. 
Można sobie wyobrazić sytuację, gdy jakiś niezłomny wyborca odezwie się podczas kampanii wyborczej: Jacyż wy liberałowie i demokraci, przecież wszyscy tu was znają jako starą sitwę, która nie dała sobie krzywdy zrobić? I usłyszy odpowiedź (uważnie rejestrowaną przez obiektywną, lokalną telewizję):
      - Zawsze byłem liberałem i demokratą. Sądziłem, dwadzieścia (dziesięć, trzydzieści) lat temu, że ducha liberalnego i demokrację da się zaszczepić poprzez PZPR. Ale się nie dało! I nareszcie znalazłem partię, która mi odpowiada: Kongres Liberalno - Demokratyczny. W PRL każdy się mylił i nikt nie jest bez winy. Co? Nie słyszę... Albo jesteśmy Europejczykami, albo bez obelg. Wzywam do kultury politycznej. A pan, panie Kowalski, za komuny był wmieszany w jakąś sprawę nielegalnego wywozu chrustu z lasu. Więc nie nurzajmy się już w przeszłości. Tak dalej być nie może. Postawmy na doświadczenie i przyszłość!
       Gdy tydzień temu pisałem, w związku z wizytą Lecha Wałęsy w redakcji o „moralnym bałaganie”, w jakim funkcjonuje polskie społeczeństwo (nie bez winy nowych autorytetów państwowych), miałem na myśli podobne przykłady. Działanie polityczne „na żywca”, „bez znieczulenia” i bez wstydu jest normą. Ktoś wyraził się emocjonalnie: „rzeka hańby wraca do starego koryta!” W tej poetyce powiem to inaczej: po „grubej desce”,** po tej starannie ułożonej kładce lezie, wije się i pełza to wszystko z peerelowskiej przeszłości, co miało zostać za nami i bez czego chcieliśmy budować polską przyszłość.
                                                                                                                 30.10.1992
___________________________
* Do tej konkretnej stolicy gminy udała się z Warszawy młoda, początkująca dziennikarka "Tygodnika Solidarność", bo ówczesny redaktor naczelny Andrzej Gelberg, wysłuchawszy mojej opowieści uznał, że sprawa zasluguje na reportaż. Według instrukcji dotarła dyskretnie do wójta, który podał jej adresy lokalnego aktywu KL-D. Ruszyła. Nie działała "pod przykrywką". Wg. instrukcji przedstawiała się tak: Nazywam się... jestem dziennikarką, przyjechałam z Warszawy (poleciłem jej podkreślać - z Warszawy), z Tygodnika "Solidarność", piszemy reportaż o tym , jak u was powstała struktura nowej partii, Kongresu Liberalno- Demokratycznego. Reporterska misja zakończyła się fiaskiem. Dziennikarka usłyszała jedno pytanie: - Skąd pani jest? - Z tygodnika solidarność. - Solidarność? A idź pani! Także jedną odpowiedź: Męża nie ma w domu. Spróbowała jeszcze pod trzy adresy, ale tam nikogo nie było. Według doniesień moich tajnych współpracowników, rozdzwoniły się telefony: Uwaga! Alarm! Na terenie jest jakaś młoda kurwa z Solidarności z Warszawy i węszy!

** To aluzja do tzw. "grubej kreski". W inauguracyjnym expose (1989 r.) premier kontraktowego rządu Tadeusz Mazowiecki wyraził się, że przeszłość (czyli PRL) oddziela grubą linią. W tamtej chwili nikogo to nie bulwersowało: "strona solidarnościowa" przyjęła, że jest to ogłoszenie ostatecznego końca PRL; postkomuniści  usłyszeli jednak, że nikt za nic nie odpowiada i nie będzie rozliczony. Czas przyszły pokazał, że interpretacja tych drugich była właściwa. Mazowieckiemu przypisano autorstwo "polityki grubej kreski". Po latach słyszałem w Poznaniu obronę byłego premiera: pewna sędziwa pani profesor, przynależna do Unii Demokratycznej stwierdziła, że przypisywanie Mazowieckimu działania na rzecz PRL-bis jest niegodziwe, bo gdy pan Tadeusz mówił o grubej kresce, to nie o to mu chodziło.


Na zdjęciu u dołu założyciele Kongresu Liberalno-Demokratycznego: Jan Krzysztof Bielecki i Donald Tusk (Gdańsk, "Cotton Club"). Kongres początkowo działał w ramach Pozrozumienia Centrum (czyli w sojuszu z J.Kaczyńskim), po wyborze Wałęsy na urząd prezydenta Bielecki został premierem. Później z połączenia KL-D z Unią Demokratryczną powstała Unia Wolności.   
 fot. Tomasz Kosiorowski



                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz