środa, 25 marca 2020

   FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE W TYGODNIKU SOLIDARNOŚĆ"


        Obóz reform w słabszej formie

      - Czy zgadza się pan z tym, że w Polsce najważniejszy jest  dziś podział na zwolenników i przeciwników reform?
      - Tak.
      - To dlaczego zdecydował się pan odejść z Unii, a tym samym dokonać rozłamu w pierwszym z tych obozów?
Po przeczytaniu wywiadu z Aleksandrem Hallem w „Gazecie Wyborczej” („Rozwód z rozsądku”) poczułem się zagubiony nie mniej niż pewien starzec, przygłuchy rolnik, który w okresie rządu Messnera (schyłek PRL) zapytał mnie: Teraz ciagle w telewizji słyszę: formy. Że są formy i mają być formy. Powiedz mi pan, co to jest ta forma? Więc tłumaczę: Nie dosłyszał pan, oni wciąż mówią o re-formach. Chłop zdjął czapkę, podrapał się po głowie: Hmm, reforma, mówi pan... To powiedz pan, co to są te ich reformy?
     I tu mnie „zagiął”. Nie potrafiłem prosto sprawy wyjaśnić.
Najogólniej rozumiem, co czyni Aleksander Hall i dlaczego rozwód Forum Prawicy Demokratycznej z Unią Demokratyczną był nieunikniony. Udzielając wywiadu dziennikarzowi „GW” polityk niechcący pokazał jednak, że wyjście ze struktury nie oznacza automatycznie oswobodzenia z wykształconego w środowisku UD „metajęzyka”, którym też „Gazeta Wyborcza” komunikuje się z wychowanymi przez się czytelnikami. Ja czytuję tę gazetę zawodowo, nie ideowo i dlatego towarzyszy lekturze  dociekliwość - o co to właściwie chodzi, gdy mowa o „obozie reform”; o „koalicji rządowej skupiającej siły proreformatorskie”; o tym, że według Jana Lityńskiego „nie ma dziś elektoratu, który byłby jednocześnie i narodowy, i proreformatorski” i wreszcie o „sukcesie polskich reform”. Hall mówi na zakończenie wywiadu o groźbie „ideologicznej wojny, w której staną naprzeciwko siebie ugrupowania proreformatorskie wyznające liberalizm kulturowy i obyczajowy oraz ugrupowania tradycjonalistyczne, które - walcząc z tymi pierwszymi - będą opóźniać reformy". "Chciałbym - deklaruje lider FPD - aby blok, który tworzymy, zapobiegł takiej polaryzacji i ułatwiał współpracę tych dwóch obozów - niezbędną dla skutecznego modernizowania Polski”.
Tym zdaniem - które daje pewną szansę domyślenia się, o co chodzi, wywiad powinien się rozpocząć. Dalej powinniśmy się dowiedzieć, o jakich reformach mowa - niestety, podaje się czytelnikowi „czystą formę” bez treści. Pojęcie „reformy” nie może być magiczne. Plany reform są albo konkretne, zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika każdej gazety, albo tych planów nie ma. Gdy przebudowuje się ustrój państwa, czy tworzy go od nowa, wtedy też świat demokratyczny nie dzieli się na „zwolenników reform” i „przeciwników reform” - raczej na zwolenników różnych tendencji reformatorskich.
     Dziennikarz, jakby rozżalony na Halla za „rozwód” z obozem reform przypomina rozmówcy, że Unia Demokreatyczna jest za kapitalizmem. Czy to wyróżnia tę partię z całego politycznego świata? Czy nie warto by ustalić, kto jest przeciw kapitalizmowi i za czym jest? Kapitalizmowi nie sprzeciwiają się już komuniści, a Polska Partia Socjalistyczna też nie opowiada się za „ustrojem socjalistycznym”, socjalizm - mam nadzieję - rozumie jako kierunek działań politycznych w warunkach gospodarki rynkowej.
    W interesie ogółu na pewno warto, aby te zasadnicze sprawy stawiane były otwarcie i konkretnie. W interesie UD - okazuje się, że nie. Partia ta od zarania miała kłopoty z przedstawieniem publiczności jakiejś ideologii i do tej pory zastępowano ją cząstkową, doraźną identyfikacją. W sferze gospodarczej na przykład gloryfikowano Balcerowicza, dla którego nie było alternatywy. Balcerowicz spełnił już jednak swoją misję. W innym wymiarze, powiedzmy światopoglądowym - dalsze wytykanie konkurentom politycznym ksenofobii i niechęci do Europy naraziłoby oskarżycieli na śmieszność. W wymiarze politycznym - występowanie przeciw Lechowi Wałęsie jest w przypadku Unii aktualnie „nie po linii”. Między rzeczywistością a Unią Demokratyczną powstała próżnia. W takich wypadkach w sukurs przychodzi magia. „Reformy” nie są programem, lecz zaklęciem. Określenie własnej partii jako „obóz reform” jest czarem rzuconym na publiczność i - rzecz jasna - na wszystkich konkurentów. Skoro reformy są nieuniknione, pożyteczne i konieczne dla przyszłości Polski - spełeczeństwo nie ma alternatywy dla powierzenia władzy obozowi reform, czyli Unii Demokratycznej. Partia ta może, jeśli dobrze rozumiem, otworzyć się na jakieś inne siły proreformatorskie - jeśli takie się ujawnią, a nawet skupić wokół siebie wszystkie siły proreformatorskie, by stawić czoła wszystkim siłom przeciwnym reformom. Kogo jednak Unia do siebie nie przeciągnie, ten - tu nie ma wątpliwości - jest przeciwnikiem reform.
     Samookreślenie się UD jako „obóz reform” inaczej, bo wcale nie magicznie, skutkuje w rozmowach z politykami zachodnimi. Dla obserwatorów zagranicznych, którzy z dystansu oceniają powodzenie czy niepowodzenie „polskich reform”, wizytówka „Obóz reform” jest jednoznaczna - oznacza wolę budowania normalnej gospodarki na gruzach komunizmu.
     W Polsce pamięta się jednak, że przez dziesiatki lat świat dzielił się na dwie części, aż Obóz Pokoju - choć skupiał wszystkie Siły Postępowe na świecie przeciw siłom tradycjonalistycznym, wstecznym i reakcyjnym - przegrał i rozwiązał się. Ale czy poddał się na pewno?

     1993
_________________________________
na zdjęciu Aleksander Hall - w pierwszym rzędzie pierwszy z prawej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz