Szeszczanske wartoszczy
Z góry
uprzedzam wszystkich ludzi czujnych, do których sam chciałbym się jeszcze
zaliczać, że tytuł nie przedrzeźnia nikogo, ale oddaje wymowę pewnego
czarnoskórego Polaka, który w sprawie wartości chrześcijańskich ma wiele do
powiedzenia, a raczej do zapytania. Zwierzę się wyrozumiałemu Czytelnikowi, że
zawahałem się przed użyciem określenia "czarnoskóry". Gdy pracowałem
w telewizji, pewien znajomy Murzyn (murzyn?) zwrócił mi uwagę: dlaczego wy
mówicie w telewizji, że na boisko wszedł czarnoskóry Tigana? Czy mówi się, że
walkę przegrał biały Johnson? Czy ja komuś wytykam, że jest blady? Problem ten
u nas jest nowy i marginalny, bo Polaków o ciemnej karnacji nie ma jeszcze
wielu, choć trzeba się liczyć z tym, że w tym względzie otwarcie na Europę
zrówna nas z Francją, Niemcami czy Szwecją. W Ameryce Północnej jednak (gdzie biali
wyparli krnąbrnych czerwonych Indian, a do niewolniczej pracy sprowadzili czarnych
) problem semantyczny wcale nie jest uregulowany.
Gdy byłem
tam raz jeden, opiekuńcza gospodyni z nowej polskiej emigracji powiedziała mi,
jak odróżnić na ulicy białego od czarnego: czarny nosi ogromne stereofoniczne
radio, które gra piosenki mówione. Ponieważ jednak owa urocza dama należy
(chcąc nie chcąc) do postępowej, liberalnej części amerykańskiego społeczeństwa
- ostrzegła mnie: nie używaj określeń "black" czy "negro",
w Ameryce to nie wypada, biały pomyśli, że jesteś rasistą, a od czarnego możesz
dostać w gębę. To jak się mówi, zapytałem. W ogóle się nie mówi, tu każdy jest
"American". Ostrzegła mnie dalej, abym jadąc metrem broń Boże nie
spojrzał w oczy czarnemu, bo ona, gdy przyjechała to spojrzała i jeden Murzyn
wyzwał ją od białej k... Jadę więc metrem i siada naprzeciw czarny (tylko nie
"czarny" - ostrzegłem siebie czujnie). Jest elegancko ubrany, nie ma
na ramieniu boomboxa, otwiera „Boston Globe”, czyta. Spoglądam, drugi raz, trzeci, kolejny, niby od
niechcenia - nic się nie dzieje. Wysiadł na tej samej stacji i mówi po
amerykańsku: Przepraszam bardzo, że ośmielam się zaczepiać, ale czy pan jest z
Europy? Tak. A widzi pan, ja potrafię was odróżnić. To ciekawe - powiedziałem
strwożony. Tak - on na to przyjaźnie. - To jest bardzo, bardzo ciekawe, ja się
tym zajmuję na uniwersytecie.
Z Murzynami
niewiele jednak miałem do czynienia. Ale weźmy: taki Majewski. W grudniu 1981
roku otworzyły się drzwi celi ZK w Strzebielinku i kilkunastoosobowe grono
poszerzyło się o grupę działaczy Solidarności z regionu słupskiego. Wśród nich
Murzyn, przedstawia się: Majewski, a w klapie marynarki ma orła w koronie z
biało-czerwoną chorągiewką. Jeden dzień, drugi, trzeci, Majewski najczystszą
polszczyzną zgłasza ciekawe uwagi do politycznych i historiozoficznych diagnoz,
aż wreszcie Jankowski (obecnie szef Regionu Mazowsze Solidarności, biały) pyta,
wyręczając innych: Stary, a skąd ty jesteś? Z Ruchu Młodej Polski - odpowiada Majewski.
Potem okazało się, że Majewski urodził się w Polsce z matki tutejszej i ojca -
obywatela Francji. Zmowa genetyczna spowodowała, że biały udział mamy w
poczęciu w żadnym prawie stopniu nie uzupełnił urody "czarnego".
Majewski mógłby swym dogłębnym patriotyzmem zawstydzić wielu bladych. We wrześniu
1980 r. na zebraniu w „terenie” w sprawie Niezależnych, Samorządnych Związków
Zawodowych przekonywał, że Polacy podnieśli się z kolan, a kasa
zapomogowo-pożyczkowa należy do całej załogi; po kilku godzinach agitacji i
dyskusji zabrał głos jakiś sceptyk: Pan tu ładnie mówi, a ja mam jedno pytanie:
skąd pan jest? Z Ustki, odpowiedział Majewski.
Z Majewskim
graliśmy w szachy. Dwa dni przed sylwestrem wszedł do celi klawisz z dwiema wędzonymi
kiełbasami. Widok (jaki i zapach) tych kiełbas wprawił wszystkich osadzonych w
konsternację. Jest tu jakiś - zawahał się czujny funkcjonariusz – taki, ten,
tego… Cygan? Cygana nie ma, Murzyn jest – wyrwał się Jankowski (Region
Mazowsze). No właśnie, powiedział przyjaźnie klawisz, bo tu jest dla niego
kiełbasa, dla Majewskiego, i mówili, że mam patrzeć, gdzie siedzi Murzyn, no.
Położył nam pachnącą kiełbasę na stoliku, Majewski, skupiony na szachownicy, jakby nie
zauważa, więc mówię: Janusz, kiełbasa, twoja kiełbasa! Spojrzał mi głęboko w
oczy: Masz apetyt? Ja nie chcę tej kiełbasy. No, w końcu wszyscy zjedli po kawałeczku..
Otóż nie
tyle odbiegam od tematu, ile jako człowiek czujny, dotychczas go nie podjąłem.
Muszę jednak powiedzieć prawdę: od pewnego czasu prześladuje mnie pewien
Murzyn. A zaczęło się tak: zaraz po tym, gdy powstała Krajowa Rada Radiofonii i
Telewizji, znalazł mnie czarnoskóry jegomość z mikrofonem. Przepraszam, pan
Dimarski, tak? Czi pan się zgodży rozmawiacz? Oczywiście, a dla kogo pan
pracuje? - zapytałem, będąc pewny, że chyba nie dla Reutera. Ja jestem z radia
(tu podał nazwę potężnej pirackiej stacji radiowej w jednym z miast
wojewódzkich). Słucham, niech pan pyta. Pyta: pan jest z RdR, któri broni
szeszczanske wartoszczy. Czi pan będzie bronicz wolnoszcz słowa? Będę. A
tolerancia? Co tolerancja? Czi pan będzie bronicz tolerancie, bo pan jest z
RdR, który broni szeszczanskie wartoszczy? Tu udzieliłem ciekawemu
dziennikarzowi wykładu na temat zadań Rady Radiofonii i Telewizji. Spytałem go
jednak, jak sobie radzi w tym radiu,
skoro nie mówi dobrze w języku słuchaczy. Nie ma sprawy - wyjaśnił biegle -
pitania podłożi kolega.
Minęły
tygodnie pracy i oto po uroczystej inauguracji Rady w Senacie staje przy mnie
ten sam czarnoskóry z mikrofonem. Czi ja moge rozmawiacz? Tak, mówię, ale pod
warunkiem, że nie będzie pan pytał o wartości chrześcijańskie. Nie, nie
szeszczanske wartoszczy, a tolerancia. Czi pan bendzie bronicz tolerancia, bo
pan jest z RdR, który mówi, żeby były szeszczanske wartoszczy. Pan nie mówi
jasno, czi Krajowa Rada będzie za tym, żeby była wolnoszcz słowa i tolerancia?
Wobec kogo i czego tolerancja - zapytałem, ale zamiast odpowiedzi Murzyna,
przepraszam, dziennikarza, usłyszałem głos senatora Piesiewicza: Panie, jakieś
wartości muszą być, co? Lepsze chrześcijańskie niż żadne, nie? Czarnoskóry
dziennikarski bokser uśmiechnął się chytrze: A tolerancia?! Cudzoziemcze -
powiedziałem wreszcie - operujesz w stereotypie, bądź tolerancyjny i o nic już
nie pytaj. O nie, panie Dimarski, pan nie mówi jasno, a ja wiem, co jest
stereotyp, ja wiem, że stereotyp jest niedobry. Kiedy pomyślałem sobie
"uciekać", nagle przypomniałem sobie, że przecież my z piratami nie
rozmawiamy! Już chciałem mu to powiedzieć, ale czujnie ugryzłem się w język -
czy "pirat" to właściwe słowo, czy on tego nie weźmie do siebie?
21.05.1993
_______________________________________
Felieton
odbił się czkawką, tzn. tekstem jakiegoś uczonego medioznawcy w
„Gazecie Wyborczej” pt. „Rasizm ludzi wykształconych”. Autor podał mnie jako
historycznie najnowszy przykład tej dolegliwości. Z drugiej strony, po czasie rozmawialiśmy bez mikrofonu i po wyjaśnieniu
wszelkich nieporozumień i pokonaniu stereotypów dziennikarz dał mi w prezencie
firmową czapeczkę swojej rozgłośni. Wyjaśnił, że on dopiero zaczyna karierę dziennikarską,
a pytania dyktuje szefostwo. Aha, okazało się też, że jest katolikiem z
Zambii.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz