FELIETONY PUBLIKOWANE W LATACH 90. W "TYGODNIKU SOLDARNOŚĆ"
Twój styl
W piśmie
„Twój styl” przeczytałem, z talentem napisany przez kobietę, panegiryczny tekst
o Jacku Kuroniu. Z uczuciami wcale niemieszanymi oglądałem fotografie,
zwłaszcza jego żony, Gajki. Mowa też
o panu Henryku i o Macieju. Gdy poznałem Kuronia ponad dwadzieścia lat temu
senior inżynier był w niezłej formie, a Maciek był chłopcem. Był to czas, kiedy
poturbowany przez reżim Kuroń pisał o sobie jeszcze „jestem komunistą”, aż etos
„prawdziwego komunisty” został po raz kolejny rozstrzelany na Wybrzeżu w
grudniu 1970 roku. O Kuroniu - gdyby odświeżyć wspomnienia - mógłbym napisać co
najmniej kilka felietonów. Zrobiłem to raz, przed laty, posłałem do „Gazety
Wyborczej” - cenzura redakcyjna tekst odrzuciła, bo było o konflikcie na bazie
zsiadłego mleka, jaki zaistniał „pod celą” - Jacek Kuroń twierdził, że tylko
rozbełtane jest smaczne; ja obstawałem przy nierozbełtanym, spożywanym łyżką,
ale i tak przewaga była po mojej stronie, bo mleko było moje. (W celi
więziennej - dopóki klawisz nie otworzy drzwi, poczucie i
przywiązanie do własności jest szczególnie silne). Ktoś życzliwy z redakcji
oddał ten tekst do wychodzącej jeszcze bibuły (podziemnej w szacie,
profesjonalnej redakcyjnie) PWA, czyli Przeglądu Wydarzeń Agencyjnych. Ten ktoś tłumaczył mi odrzucenie tekstu brakiem
poczucia humoru Heleny Łuczywo, co wtedy przyjąłem do wiadomości, nie wiedząc
jeszcze, że poczucie humoru w tej redakcji stawać się będzie coraz bardziej
selektywne.
Pani Anna
Grigo napisała w „Twoim Stylu”, że jedni Kuronia lubią, inni „nienawidzą go z
niespotykaną mocą”. W tekście jest o wszystkim - i o ZMP, i o czerwonym
harcerstwie, a przytoczone słowa Kuronia o „tragicznym wypadku dzieci, którymi
się opiekowałem” przypomniały jak opadły mi ręce, gdy pewien młody człowiek, internowany w
Białołęce przed 31 sierpnia, z przesłuchania zapytał, czy rzeczywiście
Kuroń utopił sześć harcerek. Jest też inny cytat: „Kocham ciebie prawie tak
samo jak partię” - miał wyznać Jacek Kuroń piętnastoletniej Grażynie. Każdy
były komunista wie, że tej treści oświadczenie nie miało wtedy żadnego waloru
humorystycznego, a może nawet jakaś oszołomiona ZMP-ówka złożyłaby fatalny w
skutkach donos na jakiegoś adoratora, który partię umieściłby w swoim sercu na drugim
miejscu. Jest ważna historycznie informacja: „trzon młodego KOR-u stanowiło
czterech harcerzy z Czarnej Jedynki i pięciu walterowców”. Kuroń zwraca uwagę,
że w czerwonym harcerstwie wychował jednak odważnych ludzi. Temu nie przeczmy,
ale gratulujmy Kuroniowi sprawiedliwej pamięci. Wśród tej czwórki z rodzin nie komunistycznych
byli tacy dranie jak Naimski i Macierewicz, co niedawno targnęli się na świętej
pamięci ubeckie archiwa, nie wyobrażając sobie chyba, że wpływy i możliwości
polityczne byłych współpracowników UB i SB są aż tak wielkie.
Na pewno
jacyś ludzie Kuronia nienawidzą, ja w okresie stalinowskim byłem dzieckiem, nie moglem sie nabawić urazów do poszczególnych ludzi. Kuronia jako człowieka zawsze
lubiłem, z mocą, powiedzmy spotykaną u innych. Nawet wtedy, gdy zjadał
wszystkie wspólne (dwa) pomidory, pozostawiając mi wszystkie cztery plasterki
sera, którego tak bardzo mój organizm potrzebował lub odwrotnie, gdy troska
kazała mu zjeść wspólny ser, a jednego pomidora zostawić. Ale, rzecz jasna,
moje więzienne współżycie z Kuroniem, to zaledwie krótki epizod - jak pisałem,
znam go, człowieka starszego o pół pokolenia ponad dwadzieścia lat. Zdania
nasze zaczęły się różnić - już w roku 1981, czyli przed stanem wojennym - nie tylko w kwestii zsiadłego
mleka. Problem zarysował się przede wszystkim taki, że Jacek Kuroń rozumiał
odmienność zapatrywań u ludzi, których nie znosił lub którymi gardził,
natomiast w przypadku tych, traktowanych jako „swoich” (w moim przypadku chodzi
o udział w działalności KOR-owskiej) zjawisko takie sprawiało mu trudność
wytłumaczenia w kategoriach racjonalnych. Bo przecież, jeśli wszyscy chcemy
dobrze, to wszyscy myślimy zawsze tak samo, a wzajemne stosunki ludzi
pragnących dobra są oparte na miłości. U Kuronia razi mnie jego niepokonana, choć historycznie skompromitowana utopijna mentalność społeczna. Z
niej bierze się wiara w konstrukcję ustroju totalnej sprawiedliwości społecznej, tzn. takiego, w którym jedni - potrzebujący - biorą, a drudzy - powszechnie kochani - rozdają. Ci drudzy nie muszą być wyłącznie
pozbawionymi sumienia cwaniakami, rzecz jest bardziej skomplikowana, co wiemy z
podręczników historii i spuścizny literackiej.
„Człowiek,
jeśli jest porządny, zachowuje się po prostu przyzwoicie wobec innych” - cytuje
dziennikarka w „Nowym Stylu”. Banał? Gorzej: półprawda. Gdyby tak było, bylibyśmy już dawno
zbawieni i w ogóle nie byłoby problemu ustrojów społecznych. Powiedzmy, że człowiek, jeśli
jest porządny chce, stara się zachowywać przyzwoicie wobec innych, a jeśli nie
zawsze tak czyni, to z przyczyny, ale nie z winy tzw. okoliczności. Problem się
tragicznie komplikuje, gdy pojawiają się ludzie wykolejeni z cywilizacji, jak w
przeszłości hitlerowcy czy komuniści. Tacy też mają swoje miary
„przyzwoitości”, nie wobec pojedynczego człowieka, ale wobec na przykład rasy
czy klasy, dla dobra tych bytów mordują, wspierają zbrodnie i czują, że są „w
porządku”. Tymczasem dziennikarka twierdzi, że Kuroń „bez złudzeń podsumowuje,
że to nie system sprawia, iż człowiek staje się łajdakiem i nie system sprawia,
że staje się aniołem. To zależy od nas samych”. Jeśli istotnie sformułował on
ten wniosek na ostatnim etapie swojej umysłowej biografii, jest to bardzo
dziwne. Znaczyłoby, że ludzi, którzy od dawna zachowują się porządnie, a
przedtem byli na przykład stalinowcami (oprawcy z lat późniejszych jeszcze się
nie nawrócili) nie tłumaczy nic: byli po prostu świniami z własnego wyboru,
chcieli krzywdy, upodobali sobie zło. Ale dlaczego aż tylu i w tym samym
czasie? I dlaczego tylu z nich zmieniło się? Czy wszystko wyjaśni działanie
Łaski Przenajświętszej lub ustąpienie strachu? „Byłem chory, opętany” - wyznaje
Kuroń (dla ścisłości: ja nie uważam, że ZMP-owiec Kuroń należał do czołówki
złoczyńców, tacy czują się dziś świetnie) i sam sobie przeczy, bo przecież nie
chodzi tu o chorobę psychiczną w sensie dosłownym, która znosi moralną kontrolę
nad czynami i słowami.
Owszem,
„coś w tym jest”, do czego doszedł Kuroń, ale nic przecież nowego. W epoce
postalinowskiej naigrywano się z „winy systemu” - była to zdrowa reakcja na
zmianę bieguna: system jest zły, więc nikt za nic nie odpowiada. Oba bieguny
stanowią o poczynaniach ludzi: jest system społeczny i jest indywidualne
sumienie, a odpowiada się chyba zawsze, nawet w tak skrajnym zorganizowaniu
zniewolenia i przemocy jak obóz koncentracyjny - tam zdarzało się, że
porządny i uczciwy dotąd człowiek porwał drugiemu głodnemu chleb.
Systemem jest
każde zorganizowanie społeczeństwa, w tym więc struktura władzy; jeden system korumpuje (nie tylko materialnie)! mniej, inny bardziej. O tym
wszystkim, co powyżej, napisano już wiele i nie komentowałbym najnowszych
wypowiedzi ciągle popularnego polityka, gdybym nie oceniał, że podzwonne
utopijnego myślenia, które się odezwało, jest dziś i będzie jutro społecznie
niebezpieczne. Znaczy ono: dajcie nam władzę, uczciwym i porządnym, tym, którzy
chcą naprawdę dobrze, a my wam wszystko tak zorganizujemy, że wszyscy będą
zadowoleni. To już było i nie może się powtórzyć.
7.08.1992
_________________________________
Na zdjęciu mojego autorstwa (urodziny Kuronia - lata 80.) z prawej Urszula Doroszewska, współpracowniczka KOR z rodowodu harcerskiej "Czarnej jedynki", w III RP m.in ambasador RP w Gruzji.
Poniżej: na urodziny Kuronia przybywa pisarz Marek Nowakowski (1935-2014)
_________________________________
Na zdjęciu mojego autorstwa (urodziny Kuronia - lata 80.) z prawej Urszula Doroszewska, współpracowniczka KOR z rodowodu harcerskiej "Czarnej jedynki", w III RP m.in ambasador RP w Gruzji.
Poniżej: na urodziny Kuronia przybywa pisarz Marek Nowakowski (1935-2014)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz