sobota, 4 kwietnia 2020

FELIETONY PUBLIKOWANE W LATACH 90. W "TYGODNIKU SOLIDARNOŚĆ"



      Kłamstwa i uprzedzenia

     Siedzi dwóch chłopów w karczmie i jeden tak prawi: - Ignac złowił złotą, znaczy się, rybkę. I teraz co Ignac zechce, to mu rybka sprawi! - Chciałbyś mieć taką złotą rybkę, co? - zapytał drugi chłop.  - Nie, ja bym chciał, żeby jemu zdechła.
     Historyjka ta snadnie ilustruje postawę wielu wybitnych osobistości, także rządowych, wobec Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Skoro nie ja jestem w tej Radzie, to niech ten organ państwa nie działa. Niech prawo się skompromituje i niech panuje chaos. Taką postawę - partyjną - przyjęły dwa człony koalicyjnego rządu: Ministerstwo Finansów i kierownictwo URM. Oba resorty należą do Unii Demokratycznej. Postawę państwową przyjął minister łączności (KLD) i minister sprawiedliwości (ZChN). Dlatego udało się ustalić stan faktyczny: wszyscy nielegalni nadawcy radiowi i telewizyjni są równi wobec prawa. Jest to sukces Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i sukces demokracji. Po raz któryś trzeba było przypomnieć, że o legalności nie decyduje przynależność do jakiejś partii czy sitwy, lecz prawo. Będzie je egzekwować nie Krajowa Rada, tylko prokuratura. Nie Rada wyznaczyła datę 1 lipca, lecz organ ustawodawczy. Rząd miał kilka miesięcy, aby wnieść do Sejmu projekt nowelizacji ustawy. W tym czasie dwa wymienione człony rządu wybrały inną drogę: uniemożliwić pracę Radzie tak, aby nie mogła wszcząć procesu koncesjonowania prywatnych nadawców. Nadchodzi złowieszcza data 1 lipca i wszelkie pretensje mają kierować się do Rady. „KNEBEL NA ETER” - "Gazeta Wyborcza". "Rząd odrzuca koncepcję, w myśl której ustawa miałaby być interpretowana wbrew konstytucyjnej zasadzie wolności słowa" - szef URM Rokita. "Skrajne stanowisko przewodniczącego KRRiT Markiewicza" - rzecznik pani premier. Wszyscy obrońcy słowa i pluralizmu w eterze udają teraz, że dopiero Markiewicz przedstawił im treść Ustawy o Radiofonii i Telewizji z dnia 29 grudnia 1992 r.
     Od pewnego czasu niektórzy prywatni nadawcy powtarzali, że w odróżnieniu od innych działają legalnie. Właściciel „Radia Zet”  mówił w ostatnich tygodniach nawet o "tymczasowej koncesji". Legalnością, według "Gazety Wyborczej", miało się też wyróżniać „Radio RMF Kraków”, którego gospodarzem jest senator Kozłowski, były minister spraw wewnętrznych. Żeby nie było wątpliwości - jakakolwiek moc prawna tych zezwoleń Ministra Łączności (wybiórczo udzielonych) wygasła pod koniec r. 1991. Obie wielkie stacje personalnie związane są z partią rządzącą. Scenariusz, którego realizacja została wstrzymana, mógłby się kończyć tak: nadawcy, którzy wmówili organom państwa i opinii publicznej, że są legalni - działają bez przeszkód, a kiedyś tam usankcjonuje to pozytywnie Rada Radiofonii i Telewizji. Pozostali są uznani za "piratów" i zamykani. W ten sposób np. Radio WAWA przestaje nadawać i czeka co najmniej pięć miesięcy na koncesję. Gdy ją uzyskuje, podnieść się już nie może.
     Na łgarstwie i robieniu ludziom wody z mózgu nie zbuduje się ładu w eterze ani żadnego innego ładu demokratycznego. Prawo pozostaje prawem, a problem jego egzekucji jest kłopotem rządu, nie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Gdyby nie interesy nadawców, słuchaczy i telewidzów - można by zacytować Moliera: Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Złota rybka, przypisana członkom Rady Radiofonii i Telewizji, jest niestety nieskuteczna. Nie spełniła ani jednego z trzech życzeń wyrażonych w moim imieniu przez pana Jacka Waltosia w "Gazecie Wyborczej". Nie mam służbowego „luksusowego samochodu”, „ministerialnej pensji”, a Rada, jako konstytucyjny organ państwa, nie pracuje w „przestronnych gabinetach”, lecz siedzi kątem w budynku Kancelarii Prezydenta. Powiem całą prawdę: pracując od kwietnia nie dostałem do dziś żadnej pensji ani też grosza na wynajęcie warszawskiego mieszkania. Przyczyna tego stanu rzeczy nie jest fiskalna, lecz polityczna. Wiedzą o tym w „Gazecie Wyborczej”, więc wie i Waltoś (choć jak podali, nie z tej gazety, a z „Tygodnika Powszechnego”). Bez trudu odgadłby nazwiska osób, którzy są winni opisanego wyżej sabotażu wobec konstytucyjnego organu państwa. Był on jednak zadaniowany, przepraszam, skierowany do innego zadania. Celem jego recenzji z mojego felietonu było odgrzanie rewelacji o materialnym luksusie, jaki przypadł członkom KRRiT. Zrezygnuję z domagania się zapłaty za pracę i samochodu służbowego, jeśli ministrom odbierze się ministerialne pensje i limuzyny: mój młodszy kolega, Jan Rokita dorobi w rodzinnym Krakowie w Radiu RMF, a minister finansów  Jerzy Osiatyński dostanie prace zlecone w banku. Autobus też jest dla ludzi. Zdychaj, złota rybko.

PS. Mój recenzent oparł wyrafinowaną konstrukcję swojego tekstu na odróżnieniu „Dymarskiego Lecha - autora Tygodnika Solidarność” od „Lecha Dymarskiego - członka KRRiTv”. Tej figury nie rozumiem, nigdy nie podpisywałem się w kolejności: nazwisko, imię. Być może redakcyjny radca prawny zalecił Waltosiowi: dowal mu tak, żebym w razie pozwu mógł przed sądem wykazać, że pisałeś o postaci fikcyjnej.

     1993
______________________________
Na zdjęciu u góry Bolesław Sulik i Maciej Iłowiecki, KRRiTv "przesłuchuje" w Poznaniu wnioskodawców o koncesje radiowe. Na blacie telefony komórkowe pierwszej generacji, tzw. "brykiety". /fot. Romuald Świątkowski/.
Poniżej KRRiTv po wręczeniu powołań (od lewej Marek Siwiec, Rysazrd Miazek, Jan Szafraniec, Bolesław Sulik, Andrezj Zarębski, Marek Markiewicz, Ryszard Bender, Maciej Iłowiecki, Lech Dymarski). /fot. Ireneusz Sobieszczuk/.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz