wtorek, 14 kwietnia 2020

FELIETONY PUBLIKOWANE W LATACH 90. NA W "TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ"



     Wszystko można powiedzieć

    Wszystko można powiedzieć: Wałęsa? - Prostak. Papież? - Konserwatysta, który nie rozumie współczesnego świata. Glemp - Hamulcowy na drodze do Europy. Kuroń, Geremek? - Malowane ptaki. Iwaszkiewicz? - Lokaj. Dąbrowska? - Oportunistka i kobieta lekkich obyczajów. Wajda? - Skończony. Łapicki, Szczepkowski? - Kabotyni. Herbert? - Zwariował. Miłosz? - Człowiek Rosji. Owsiak? - Antykościelny reklamiarz. Ochojska? - Pijane dziecko we mgle albo prowokatorka. Urban? - Kanalia. Pawlak? - Prosto od gnoju. Oleksy? Postkomunistyczna gaduła. Itd., itp. Tak napisano w ulubionej "Polityce".
     „W Polsce nic nie jest politycznie poprawne. Upadek komunizmu i kryzys wartości otworzyły epokę złotej wolności: każdy mówi, co chce i nikt się nie zgadza" - ubolewa mój faworyt, mistrz politycznej poprawności Daniel Passent w artykule pt. „Brzydkie wyrazy”. Racja! Do tych niewczesnych żalów należy jednak odnieść pytanie: A kto zaczął, co? Kto, korzystając najpełniej ze złotej wolności przekazu wsączył w polskie życie publiczne najwięcej jadu nienawiści i pogardy? Toż każdy, kto nie przystawał do poprawności politycznej „Polityki”, „Gazety Wyborczej”, „Wprost”, okazywał się prostakiem, hamulcowym, lokajem, skończonym kabotynem, wariatem, reklamiarzem, pijanym dzieckiem we mgle, prowokatorem itd., itp. Nie pamiętamy? To przeglądajmy roczniki gazet od roku 1991. Zajrzyjmy jeszcze do gazet sprzed kilku i kilkunastu miesięcy - kto malował wizerunek Pawlaka „od gnoju”? Kołtuni, faszyści, klerykałowie? Nie, to jaśnie oświecona, w pierwszym pokoleniu wielmożna polityczna poprawność narzuciła opinii publicznej chamski styl politycznego sporu. A teraz lament. Okazuje się bowiem, że Kalego też boli, ale Kali przedtem tego nie wiedział. Bo gdy Kali gnoić bliźniego, to jest politycznie poprawne. Ale gdy bliźni gnoić Kalego, to jest kryzys wartości.
      A że kryzys jest, to prawda, z którą wielu się zgadza. Pochodną kryzysu wartości jest kryzys komunikacji: „wszystko można powiedzieć”, ale nie porządkuje to rzeczywistości - tak jak oczekiwaliśmy od ustrojowej wolności słowa i publicznego przekazu. Miałem kiedyś zaszczyt słuchać kardynała Macharskiego, który w rozmowie o trudności uporządkowania rzeczywistości przez język - zwrócił uwagę, że tak w wolnej Polsce się stało, że nie da się rzeczy nazywać po imieniu, bo nazywanie określa nazywającego. Rozumiem to tak w uproszczeniu, że gdybym np. wytknął jakiejś osobie publicznej zbyt liberalny stosunek do publicznej kasy, to w odbiorze społecznym odium złodziejstwa spłynie na mnie, bo przecież „kłócą się o koryto, a jeden wart drugiego”. Jeśli nazwałbym Urbana kanalią, on, jako orędownik walki z kołtuństwem, zacofaniem i hipokryzją kleru nawymyśla mi nie mniej dosadnie - a nie ma powszechnie uznawanego za wspólny systemu wartości, do którego można by się odnieść, szukając rozstrzygnięcia.
     Gdzież więc wypatrywać blasku prawdy? W „Słowie Powszechnym”, „Ładzie”, „Niedzieli” i „Radiu Maryja”? Nie przeczę. Są jednak oznaki, że i takie media wchodzą na popularną płaszczyznę sporu. Czyż nie było nieuzasadnionych oskarżeń, pomówień na antenie „Radia Maryja”; czy nie było nigdy fałszu w podniosłej melodii „Ładu”? A frontowa „Gazeta Polska”, w której na dziesięć strzałów armatnich celnych jest mniej niż połowa? Czy tak było zawsze? Nie. Sięgając do prehistorii przypomnę, że w antykomunistycznej nielegalnej prasie lat 70. i 80. każda próba pójścia na skróty poprzez fałsz, pomówienie, była natychmiast piętnowana. W legalnym „Tygodniku Powszechnym” nigdy nie podano niesprawdzonej informacji i nie była to przecież zasługa cenzury. Że wtedy, za komuny, łatwiej było nazywać rzeczywistość? Owszem, ale demokracja jest trudnym wyzwaniem.
     Kilka dni temu gościł w Poznaniu biskup Chrapek -wykładowca, specjalista w dziedzinie mediów z prelekcją na temat prasy katolickiej. Mówił o konieczności profesjonalizmu („Jeśli nie potrafimy, jeśli nie umiemy się uczyć, to powiedzmy to sobie otwarcie i przeprośmy Pana Boga”); o strukturze zła PRL-owskiej przeszłości; o zalewie wulgaryzmu i potrzebie „nowego języka”; o konieczności zbiorowego rachunku sumienia - wszystko w kontekście papieskiego blasku prawdy. Starszego słuchacza zbulwersowała kwestia rachunku sumienia. „Dobrze, ja im swój rachunek przedłożę - powiedział - ale czy ONI to samo zrobią przede mną? Nie, oni nie chcą się spowiadać”. Nie chodziło jednak biskupowi o to, aby zachęcać ludzi, którym w czasach PRL-u upłynęła aktywność zawodowa, rodzinna, społeczna, którzy pracowali, doznawali niesprawiedliwości czy zawierali kompromisy - do spowiedzi przed byłymi sekretarzami PZPR czy ubekami. Chodziło, jak się zdaje, o rachunek przed sobą: czy sami nie przenosimy z przeszłości narzuconej struktury zła, żeby się złu przeciwstawić? Powiedzmy, że z uzasadnionej niecierpliwości - bo skoro Oni nam w twarz z lewej, to My im w gębę z prawej, bo trzeba skutecznie czyli na skróty. Tego dotyczy - jak zrozumiałem - postulat właściwego języka, rozumianego ogólniej niż poprzez problem słów wulgarnych.
     Hasła w najmniejszym stopniu oddają blask prawdy. I nawet rozgłośnia radiowa słyszalna w każdym miejskim zaułku i w każdym miejscu Puszczy Białowieskiej nie uporządkuje rzeczywistości prostą modulacją, gdy lektor dyszkantem donośnym i groźnym wstrząśnie membraną i sumieniem: „Komuniści, ateiści, Barbara Labuda!”, a ukoi nas stonowanym i ciepłym barytonem: „Polacy, katolicy, profesor Bender...”
     „Społeczeństwo polskie wygrało wojnę z komunizmem (choć niektórzy nadal ją toczą), ale nie wydało jeszcze wojny swojej własnej hierarchii, strukturze wartości i obłudzie, nie tej narzuconej z zewnątrz, lecz swojskiej, tutejszej”. Tako rzecze Passent z „Polityki”. Deklaruję: wydam wojnę własnej, swojskiej hierarchii jeśli Passent przeciwstawi się zewnętrznej strukturze wartości i obłudzie, które wraz ze swoim kolegą Urbanem narzuca. I niech to będzie choćby najdłuższa, ale zimna wojna w Europie.
                                                                                                                 8.06.1995
_________________________________
Na zdjęciu biskup Jan Chrapek (1948-2001)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz