czwartek, 9 kwietnia 2020

FELIETONY Z LAT 90. PUBLIKOWANE NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"


     Z całą stanowczością

     Po największej od stanu wojennego demonstracji jej organizatorzy stwierdzili publicznie, że krwawe zajścia sprowokowane były przez „drugą stronę”. To poważne oskarżenie. Prowokowanie legalnej demonstracji do zamieszek przez osoby sprawujące władzę jest po prostu zbrodnią. Prowokację łatwo dostrzec, ale udowodnienie konkretnym osobom winy raczej nie jest w mocy demonstrantów. Dopóki zarzut nie zostanie zbadany przez właściwy organ państwa, pozostaje tylko oskarżeniem.
     W ustroju demokratycznym po tak drastycznych zajściach swoje dramatyczne „pięć minut” ma minister spraw wewnętrznych. Jego wtedy słucha społeczeństwo i inni sprawujący władzę. Zwykle, lojalny wobec podległych funkcjonariuszy nie obarcza ich winą, ale kierowany rutyną i polityczną roztropnością (o uczciwości nie wspominając) obiecuje „wnikliwe zbadanie przebiegu wydarzeń”. Andrzej Milczanowski bez zwłoki, „z całą stanowczością” przypisał całą winę organizatorom demonstracji, dając do zrozumienia (tego samego dnia!), że zna każdy jej szczegół. Nie okazał smutku, nie wyraził ubolewania, choć ranni byli po obu stronach.
     Gdy dwa lata temu, w rocznicę upadku rządu Olszewskiego legalna demonstracja ruszyła z Placu Trzech Krzyży Alejami Ujazdowskimi (zgodnie ze zgłoszeniem), najechały na ludzi wozy policyjne tak, aby odciąć czołówkę od tłumu. Widziałem to, ale zapytałem stojącą przy mnie doświadczoną dziennikarkę (wcale nie zwolenniczkę "olszewików"): Czy pani to też widzi? Widziała, była poruszona prowokacją i ona z kolei zapytała mnie: Kto i dlaczego to kazał im to robić? Nie znałem odpowiedzi i dziś nie znam. Widziałem jednak tego samego dnia w telewizji ministra spraw wewnętrznych: „z całą stanowczością” oznajmił, że to, co miało miejsce, to nieprawda.
     Wcześniej, 5 czerwca 1992 roku Andrzej Milczanowski powiadomił Polskę, że ekipa Olszewskiego przygotowała zamach stanu, co właśnie udaremniono. Wymachiwał przy tym jakimiś papierami. To miały być dowody (tak ja teraz – "śruby i mutry"). Nigdy nie przedstawiono społeczeństwu żadnych dowodów, a teza o zamachu stanu została oddalona, a nawet ośmieszona w parlamencie. Milczanowski - z całą stanowczością - przeszedł nad tym do porządku dziennego.
     Mowa jest o postaci zasłużonej dla Polski niepodległej i demokratycznej. W latach 80. kierował podziemnymi strukturami Solidarności regionu Pomorza Zachodniego. Znam go przecież i od tej, najlepszej strony. Cieszył się szacunkiem, znany jako człowiek odważny i opanowany, sprawny organizator. W historii Solidarności odegrał ważną rolę. Nie oskarżam go osobiście o prowokowanie zamieszek, bo nie mam ku temu danych i nie chciałbym mieć. Gdy jednak obserwuję wieloletniego szefa resortu spraw wewnętrznych rządu RP (a widzę to, co wszyscy; także wyrazistą mimikę i teatralną modulację głosu), nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Andrzej Milczanowski gra przed nami jakąś rolę... Jaka to rola, przez kogo napisana? Czy dowiemy się w co gra nowy Milczanowski?
                                                                                                                 2.06.1995






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz