poniedziałek, 25 maja 2020

        FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
 
      
    Archiwista Kiszczak

     Kilka lat temu Czesław Kiszczak udostępnił telewizji nagranie VHS, aby urozmaicić program, w którym wystąpił z Adamem Michnikiem. Kawałek filmu „operacyjnego” pokazywał aresztowanego opozycjonistę podczas szarpaniny z milicjantami i ubekami. Ten gest byłego szefa milicji i bezpieki potraktowano wtedy jako dowód jego wspaniałomyślności. Tylko jeden autorytet wyraził zaniepokojenie i oburzenie. Na tych łamach historyk prof. Tomasz Strzembosz pytał: na jakiej zasadzie pan Kiszczak jest depozytariuszem podobnych materiałów i co jeszcze będzie nam łaskawie ujawniał?
     Ot i właśnie ujawnił, telewizja pokazała, wywołując powszechne zgorszenie. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla Lech Wałęsa wyjaśnił narodowi, że w Magdalence wypił tylko dwa razy po 25 gramów wódki, a filmowano niejawnie. To ważne: ilość wypitego alkoholu warunkuje nie tylko klimat rozmów, ale też stanowi o ich charakterze. Dwa toasty wzniesione przy posiłku to przecież nie balanga. Ja wierzę Lechowi Wałęsie, ale opinia publiczna to także ludzie nieufni. Tacy zadają sobie pytanie: czy jest pewność, że były szef milicji i bezpieki pokazał nam już wszystko, co ma? To się właśnie Kiszczakowi udało: podtrzymanie wrażenia, że dysponuje nieograniczoną dokumentacją, w tym tak zwanymi „hakami”, na każdą rocznicę i wszelką okazję. Zarzut o niejawnym filmowaniu odpierał (dzielnie, jak ów myśliwy z martwą sarną na ramieniu, przyłapany przez niedźwiedzia) w kilku odsłonach. Najpierw zaprzeczył, jakoby filmowano w Magdalence cokolwiek. Za drugim razem przypomniał sobie, że w przerwach wpuszczano na chwilę fotografów. Wreszcie ujawnił, demonstrując cały stos kaset VHS na domowym stoliczku (długie były te przerwy w Magdalence), że w najlepszej wierze, świadom wagi historycznej wydarzenia, prywatnie polecił zarejestrowanie neutralnych scen. To, rzecz jasna, jeszcze bardziej zirytowało solidarnościowych architektów Magdalenki, ale i prasa tym razem odniosła się do Kiszczaka nieufnie.
     W komentarzu „Potrzeba prawdy” Krzysztof Gottesman („Rzeczpospolita”) napisał: W tym roku przypada dziesiąta rocznica nie tylko Okrągłego Stołu, ale również czerwcowych wyborów, które w konsekwencji doprowadziły do zmiany ustroju i zaprowadzenia w Polsce demokracji. Przez te wszystkie lata, pełne niezaprzeczalnych sukcesów, nie udało się w sposób czysty i klarowny doprowadzić nie tyle nawet do rozliczenia z przeszłością, ile do jej pełnego poznania. Społeczeństwo w dalszym ciągu nie zna odpowiedzi na wiele pytań. Kto jest winien śmierci stoczniowców w grudniu 1970 roku, górników z „Wujka” i wielu innych tragedii.  Czy Pietruszka, Piotrowski, Pękala i Chmielewski naprawdę są jedynymi odpowiedzialnymi za śmierć księdza Popiełuszki. Są ofiary, nie ma winnych (...) Żadne społeczeństwo, żaden naród nie będzie zdrowy, jeśli nie pozna prawdy o samym sobie. Nawet jeśli miałaby to być prawda gorzka. Obecny stan, pełen niedomówień i dwuznaczności, jest z punktu widzenia politycznego bardzo szkodliwy.
     Na ten błahy wypadek, który zanieczyścił atmosferę starannie przygotowanych obchodów rocznicowych w pałacu prezydenckim, należy spojrzeć z kryminalnego punktu widzenia. Czy kamerzysta pracował prywatnie dla ministra spraw wewnętrznych w czasie pełnienia służby? Czy kamera była prywatna, czy też resortowa? Czy kasety pobrano z magazynu MSW, a jeśli tak, to czy Kiszczak je odkupił? Wyjaśnienie tych dwuznaczności pozwoli być może na wszczęcie sprawy karnej: istnieje przecież podejrzenie (między innymi) przywłaszczenia mienia państwowego.
     Jeszcze raz posłużę się cytatem z komentatora „Rzeczpospolitej”: Generałowi Jaruzelskiemu i Kiszczakowi stan zdrowia nie pozwala stawiać się na procesach, ale nie przeszkodził bardzo aktywnie uczestniczyć - jak widać było - w wielogodzinnych jubileuszowych obchodach.
     Tym ludziom lat przybywa, a tupetu nie ubywa. W jednej prawdzie upewniamy się bez odkrywania skarbów starszego archiwisty Czesława Kiszczaka - czy pokażą zaświadczenie lekarskie, czy jakiś film - kpią sobie z nas, bo przecież włos im z głowy nie spadnie. Tego przekonania nabierali z każdym rokiem służby dla Polski Ludowej, ale też dobre samopoczucie zawdzięczają wsparciu moralnemu, jakie w latach emerytury otrzymywali od niektórych naszych architektów Okrągłego Stołu.

  2.02.1999

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz