Bajki na dzień dobry
Polak, jak przyjdzie wieczór, to zaraz wspomina
(Tadeusz Konwicki,
„Kompleks polski”)
27 grudnia
red. Andrzej Urbański zgromadził byłych premierów przed kamerami TVP. Poruszono
kwestię NATO i Wspólnoty Europejskiej. Krótko mówiąc: wszyscy są, byli i będą
za. Panowie Cimoszewicz i Oleksy wspomnieli, co w kontaktach osobistych wyznał
im kanclerz Kohl, a nawet, co młodemu Kohlowi, rozpoczynającemu karierę
polityczną w Chrześcijańskiej Demokracji powiedział Adenauer - że nowe Niemcy
muszą ustanowić przyjazne stosunki z Polską. Pani Suchocka przypomniała, że
drogę do pojednania, a więc do integracji wyznaczyli biskupi polscy swym orędziem w r. 1966. Zauważyła w końcu, że w dążeniach
do integracji europejskiej wszystkich łączy niespełnienie, bo - przypomniała
- każdy z nich był szefem rządu zaledwie
kilkanaście miesięcy. Jan Olszewski wyrazem twarzy dał do zrozumienia, że jest
za, choć trochę przeciw, zważywszy, że był premierem tylko przez pół roku.
Hanna Suchocka powiedziała jeszcze, że ustąpiły skrajności: hurraoptymizm co do
obecności w Unii i zdecydowana postawa na nie. Kto krzyczał „hurra” - pamiętam; próbowałem sobie jeszcze przypomnieć, kiedy
to społeczeństwo polskie i jakie jego wyłonione elity „skrajnie” protestowały
przeciw integracji gospodarczej z Europą? Jak się zdaje, wszyscy podzielili
wygłoszone w programie zdanie Jana Olszewskiego: w sprawie obecności Polski,
Czech i Węgier w Unii korzystna tak dla krajów zjednoczonych jak i aspirujących
jest cierpliwość.
Pierwsza część rozmowy dotyczyła jednak NATO. Premier
Oleksy przypomniał, że SDRP opowiedziała się za przystąpieniem Polski do
sojuszu już w roku 1992, zaś w roku 1993 wycofała się z pomysłu narodowego
referendum w tej sprawie dostrzegając, że polska opinia publiczna jest raczej
za. Pani Suchocka zwróciła uwagę, że dla
bezpieczeństwa Polski istotna jest
militarna obecność USA w Europie. Tu liczyłem jako telewidz, że kamera pokaże
śpiącego, pochrapującego demonstracyjnie Jana Olszewskiego. Nie, jako człowiek
dobrze wychowany zachował do końca czujny wyraz twarzy tak, jak Andrzej
Urbański, który pożegnał gości i telewidzów spostrzeżeniem: „A więc politykom
także nie jest obce - ludzkie przecież - poczucie niespełnienia”.
Gdyby program szedł rano, a nie późnym wieczorem,
dałbym mu tytuł: „Bajki na dzień dobry”.
Dołączyłbym do zestawu jeszcze wypowiedź Lecha Wałęsy: że przy rzucaniu tematu
„Nato-bis” owo „bis” przykleiło się bezwiednie i bynajmniej nie chodziło o
rekonstrukcję Paktu Warszawskiego. Nie mogłoby też zabraknąć wypowiedzi
Tadeusza Mazowieckiego, że obstając jako premier przy obecności wojsk
radzieckich w Polsce miał na myśli oczywiście wojsko duńskie, co zostało
zniekształcone przez nieuczciwych krytykantów tak, jak idea grubej kreski.
A teraz przypomnijmy sobie na poważnie: pierwszym
przywódcą, który sprawę przynależności Polski do NATO postawił jednoznacznie i
kategorycznie był premier Jan Olszewski. Pierwszym ministrem, który ten priorytet polityki zagranicznej
zaczął realizować był szef MON Jan Parys. Ale nie oni pierwsi usłyszeli od
zachodnich partnerów: bez lustracji nie ma integracji. Miałem zaszczyt pracować
dla tego właśnie premiera, który w sprawie NATO działał wbrew wszystkim
pozarządowym ośrodkom politycznym (a nawet wbrew swojemu ministrowi spraw
zagranicznych Skubiszewskiemu, który de facto podlegał prezydentowi Wałęsie). Inne więc zdanie w
kwestii NATO miał Belweder jak i
opozycja, czyli SDRP i Unia Demokratyczna - dla nich realizowanie suwerennej polityki
zagranicznej, nieakceptowanej przez Kreml - jeszcze w roku 1992 wydawało
się szaleństwem. Rząd Olszewskiego
został odsunięty od władzy jako grupa nieobliczalnych oszołomów. Niemal całe
ówczesne stado dziennikarskie z tej przyczyny wiwatowało. Monika Olejnik,
nagrodzona teraz przez kolegów za
profesjonalizm, umiejętność słuchania rozmówcy i brak napastliwości (są to
podstawy zawodu czy nieprzeciętne cnoty?) w roku 1992 zakończyła wywiad z
obalonym premierem w sposób dotąd niespotykany: zamiast „dziękuję za rozmowę”
było: „Pozwoli pan, że pozostanę przy swoim zdaniu”. Na szczęście ona także zmieniła zdanie - i to jest
najważniejsze!
1998
1998

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz