sobota, 16 maja 2020

        FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
     

   
   Wybierzmy przyszłość

     Swoistym obyczajem są „opłatki”. Te, które odbywają się poza domem, w instytucjach; nie w wigilię, lecz przed świętami Bożego Narodzenia. Trwają kwadrans, godzinę albo i do późnej nocy. Bywa tak, zwłaszcza w Warszawie, że jednego dnia wypada skorzystać z kilku zaproszeń - skacze się wtedy z opłatka na opłatek. A z ilu ludźmi trzeba się przełamać! Jest, dajmy na to, trzystu uczestników: daje to trzysta przełamań, tyleż uścisków dłoni i sześćset pocałunków (w lewy i prawy policzek). W domu, w gronie rodzinnym - wiadomo, czego życzyć. Poza domem, z którego przeniesiono wzruszający i szlachetny rytuał do biur, warsztatów, wszelkich instytucji państwa, życzymy sobie najczęściej „wszystkiego najlepszego”. Nawet, jeśli ręka wyciągnięta z opłatkiem będzie ręką politycznego czy wręcz śmiertelnego wroga. Lepiej już życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego, niż popełnić gafę, o którą w tłumie nietrudno. Jakże łatwo zrazić sobie - w opłatkowej atmosferze pojednania - na przykład zagorzałego ateistę, życząc mu opieki Ducha Świętego. Albo kogoś właśnie zdymisjonowanego i oskarżonego przez prasę o korupcję, a przez żonę o zdradę - życzeniem dalszej pomyślności w karierze zawodowej jak i w życiu osobistym. Z kolei, jakże trudno tym, których akurat spotykają niepowodzenia, spolegliwie przyjąć owo „wszystkiego najlepszego” od tych, którzy w tym czasie mają władzę czy choćby dużo do powiedzenia. Czy to będzie szef zmiany, czy szef rządu, tak chciałoby się ripostować: „Nie oczekuję, że wszystko będzie najlepsze, proszę zatem o konkrety!”
     Cóż, opłatki są, były i będą. Pamiętam, było to we wczesnych latach siedemdziesiątych... Dość!
     Tegoroczny opłatek w jednej, bliskiej mi redakcji znacznie się przedłużył. Kilka godzin po tym, gdy wszyscy się przełamali, doszło, jak to w opłatkowym zwyczaju często bywa, do pogłębionych rozmów. Wtedy dowiedziałem się od młodej dziennikarki, że piszę nie tak jak trzeba. „Wreszcie mam okazję panu powiedzieć: zamiast pisać o wyzwaniach czasu, pan w tych felietonach opowiada, co się panu kiedyś zdarzyło.” Próbowałem bronić się przewrotnie, że to, co się jeszcze nie wydarzyło, nie jest mi znane, ale przerwała mi kategorycznie: „Nie rozwodzić się nad sobą, a pisać o przyszłości!”. Moja beznadziejna już riposta, że od przeszłości uciec się nie da, została nazwana, nie bez racji, pustym sloganem. Pokonany i upokorzony zwróciłem się o pomoc: Zgoda - przyszłość, ale konkretnie o czym, żeby było dobrze? „Niech pan pisze - odezwał się młodszy kolega - niech pan pisze...- na przykład o teatrze alternatywnym”. Zdążyłem tylko powiedzieć, że nie zajmuję się tym od dwudziestu pięciu lat i zdaje się, że w ogólnym zgiełku usłyszałem: To niech pan sobie przypomni.
     Nie miałem wiary, że uda mi się wyjść naprzeciw postulatowi - do chwili gdy, w pewnym kalendarzu kulturalnym na rok 1999 przeczytałem: Styczeń. Teatr (...) rozpocznie realizację projektu edukacyjnego „Społeczeństwa alternatywne”. Jego celem jest zainspirowanie środowisk młodzieżowych do sprzeciwu wobec utartych wzorów życia. To samo w wersji angielskiej wzmogło moją trwogę: Its aim to inspire young people to rebel against conventional lifestyles.  Kiedyś, gdy w Europie działały Czerwone Brygady, taka zapowiedź na przykład w Republice Federalnej Niemiec zwracała uwagę tamtejszego Urzędu Ochrony Konstytucji... Ale może te wzory, które ja uważam za utarte już dawno zastąpiły inne, których ja (zatrzymany w przeszłości) nie znam?
      No, więc wtedy, we wczesnych latach siedemdziesiątych, brałem udział w opłatku, nazwijmy go, klubowym. W jednej części sali skupiło się grono byłych działaczy Zrzeszenia Studentów Polskich, którzy wstąpili do partii i zostali instruktorami KW PZPR. Gdy popili, zaczęli śpiewać kolędy. Podówczas grupka, w której znalazłem się ja, zaintonowała Międzynarodówkę. Wstał jeden z tamtych i zdumiony zapytał: Dlaczego wy, bezpartyjni, to śpiewacie?! Boście nas zainspirowali - wyjaśniłem - śpiewając: „Bóg się rodzi, moc truchleje”. My tylko kontynuujemy: „Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód.”

4.01.1999                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz