poniedziałek, 18 maja 2020

     FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
   

     Bez tytułu

     Karkonosze po czeskiej stronie są bardziej strome niż w Polsce, więc atrakcyjniejsze dla zimowej turystyki. Ceny są porównywalne z krajowymi, albo i niższe. Za darmo wszakże nie dają nic i jeśli płaci się za wyciągi pod górę (to jest najdroższe), pokój w pensjonacie ze śniadaniem i za to, co jeszcze trzeba zjeść w ciągu dnia łącznie z czeskim piwem (tańsze o 1/3) - to na dwie osoby przez tydzień trzeba wydać...
     To jest uniwersalny początek felietonu. Można go rozwinąć na rozmaite sposoby, zależnie od tytułu czasopisma, w którym miałby być opublikowany. Dla popularnego tygodnika kolorowego (na przykład „Twój Styl”) należałoby napisać dalej, na co jeszcze można wydać czeskie korony, czy wypada pojawić się na stoku w kurtce innej niż z goretexu, a w dyskotece w dresie. Dla „Magazynu Gazety Wyborczej” trzeba by, wzorem niedościgłego Piotra Bikonta, wyjaśnić ostatecznie tajemnicę konsystencji czeskich knedlików, także wykazać dobitnie, że w zupach południowi sąsiedzi są kiepscy, za to polędwica na grzance „Gniew Liczyrzepy” (po czeskiej stronie nasz Liczyrzepa to Karkonosz) za 180 koron w restauracji „U Zenka” jest naprawdę wyśmienita, ale bardziej pasuje do tego dania bukiet smakowy piwa tmavego niż svetlego. Czytelnicy poważnej gazety prawicowej powinni dowiedzieć się w rozwinięciu, że autor widział na wyciągu orczykowym Kwaśniewskiego z Ałganowem, a w schronisku na szczycie łysego polityka SLD żłopiącego „Becherowkę” w rosyjskojęzycznym towarzystwie. Wreszcie - byłoby poprawne, gdyby felietonista tygodnika związkowego wytłumaczył się w dalszej części, skąd ma pieniądze na takie wczasy i czy nie wstyd mu chwalić się tym w czasie, gdy lekarzom nie starcza do pierwszego, a rolnicy polscy ledwie powściągają swój gniew w oczekiwaniu na interwencyjny skup wieprzowiny. Tu wszakże nie ma nic do ukrycia: by dobrze żyć, wystarczy pisać do „Tygodnika Solidarność”. Proszę tylko spojrzeć na nazwiska. Taki Terentiew, ten co teraz pisze nade mną, porzucił pracę w telewizji, bo za grosze, które tam płacą, żyć już nie mógł. W „Tygodniku” co tydzień zarabia Zdzisław Najder po to, by w spokoju oddawać się pracy naukowej w domu. Dorabia też mecenas Piesiewicz, choć rzadko, bo ciągle pisze scenariusze filmowe. Czesław Niemen raz na miesiąc pisze do „Tysola” wiersz by, tak zapewniwszy sobie komfort materialny, komponować muzykę w skupieniu. Z „Tygodnika Solidarność” żyje Jan Pietrzak, bo odkąd ludzie nie śpiewają „Żeby Polska była Polską”, przestały przychodzić tantiemy. I wielu, wielu innych dobrych autorów.
     Powrót z czeskiej strony do Poznania był dłuższy niż zwykle, choć, trzeba przyznać, policja dobrze wytyczyła objazdy. Jeden zlekceważyłem, ryzykując postój z rolnikami i dojechałem do blokady kompromisowej. Demonstranci zagrodzili tylko jeden pas ruchu, a auta puszczali drugim. Było ich kilkunastu i wyglądało na to, że dobrze im się współpracuje z kilkoma policjantami. Niech mi rolnicy i policjanci wybaczą, ale kierowcy, który tydzień odpoczywał od krajowych napięć, ten akurat widok wydał się groteskowy. Nie ma nic do śmiechu, gdy protestantów jest tłum, a siły porządkowe używają tzw. przymusu bezpośredniego. Ale pewien jestem, że gdybym ja ustawił auto w poprzek jezdni, wszedłbym w konflikt z kodeksem drogowym. Włączam w końcu telewizor i dowiaduję się od przywódców Polskiego Stronnictwa Ludowego, że rząd, który nakazuje policji użycie siły gwałci demokrację i jest to sytuacja taka, jak w pamiętnym stanie wojennym. Nie wiem, z której strony barykady ci politycy ten stan obserwowali. Bynajmniej nie twierdzę, że rolnicy nie mają podstawowych powodów do protestu. Ale, jeśli determinacja popycha do łamania prawa (co zdarza się przecież także w innych, bogatszych krajach), to nawet w demokracji musi temu towarzyszyć świadomość ryzyka. My (a wśród nas także rolnicy) w stanie wojennym mieliśmy tę świadomość, a kiedy bili i zabijali, nie mogliśmy poskarżyć się na rząd przed kamerami telewizji. Tej różnicy polityczni przywódcy rolników jeszcze nie dostrzegli? Nie zauważyli, że zmienił się ustrój państwa?
     Wszyscy protestujący mają swoje racje i także ci, co jeszcze nie demonstrują niezadowolenia. Gdy jednak przeczytałem dziś w gazecie wypowiedź działacza oświatowej „Solidarności”, że także jego branża jest - jak się wyraził - prowokowana do jakiegoś protestu, począłem się zastanawiać, jak się to stało, że teraz, za kadencji tego rządu dochodzi do takiej kulminacji? Czy ten rząd, odwrotnie niż poprzedni, wszystko robi źle? Jeśli tak, jeśli rządzenie jest tylko lepszą lub gorszą grą ze społeczeństwem, to dlaczego opozycja nie domaga się natychmiastowego ustąpienia tego rządu i przywrócenia władzy koalicji SLD-PSL? Ha-ha-ha! - słyszę rechot i widzę gest Kozakiewicza.
      A co w Czechach? Tam przede wszystkim w żadnym z trzech kanałów czeskiej telewizji przez tydzień nie pojawiła się wzmianka o Polsce. Jedna stacja niemiecka powiadomiła o blokadzie przejść granicznych. Po tamtej stronie Karkonoszy zimowe miejscowości są bardzo dobrze urządzone i wydaje się, że prawie wszyscy żyją z turystyki. Przyjeżdżają głównie Niemcy z byłego DDR, Polacy i już Rosjanie a nawet Estończycy. Interes idzie, jak się patrzy, ale jak się słyszy... W trakcie transformacji ustrojowej pewien dzielny Czech wykupił od państwa prawie wszystkie pensjonaty w znanej mi miejscowości, po czym wydzierżawił je mieszkańcom. Wkrótce postawił im warunek: albo wykupią od niego nieruchomości, albo koniec dzierżawy. Wzięli ludzie ogromne kredyty i wykupili, zainwestowali w remonty niezbędne do osiągnięcia standardu atrakcyjnego dla zagranicznych turystów. Pracują od rana do nocy, pieniądze biorą, ale... zysk nie wystarcza na spłatę kredytu. Prawie wszyscy są bankrutami, a jeden się powiesił. Gdy to usłyszałem to zrozumiałem, dlaczego obsługa jest miła, grzeczna, ale smutna. Nie są to rolnicy, więc na Europę się nie skarżą, bo z niej żyją. W ogóle nie wiedzą, komu się wyżalić, aby zmieniło się na lepsze.

                                                                                                          31.01.1999
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz