Bez tytułu
Karkonosze
po czeskiej stronie są bardziej strome niż w Polsce, więc atrakcyjniejsze dla
zimowej turystyki. Ceny są porównywalne z krajowymi, albo i niższe. Za darmo
wszakże nie dają nic i jeśli płaci się za wyciągi pod górę (to jest
najdroższe), pokój w pensjonacie ze śniadaniem i za to, co jeszcze trzeba zjeść
w ciągu dnia łącznie z czeskim piwem (tańsze o 1/3) - to na dwie osoby przez
tydzień trzeba wydać...
To jest
uniwersalny początek felietonu. Można go rozwinąć na rozmaite sposoby, zależnie
od tytułu czasopisma, w którym miałby być opublikowany. Dla popularnego tygodnika
kolorowego (na przykład „Twój Styl”) należałoby napisać dalej, na co jeszcze
można wydać czeskie korony, czy wypada pojawić się na stoku w kurtce innej niż
z goretexu, a w dyskotece w dresie. Dla „Magazynu Gazety Wyborczej” trzeba by,
wzorem niedościgłego Piotra Bikonta, wyjaśnić ostatecznie tajemnicę
konsystencji czeskich knedlików, także wykazać dobitnie, że w zupach południowi
sąsiedzi są kiepscy, za to polędwica na grzance „Gniew Liczyrzepy” (po czeskiej
stronie nasz Liczyrzepa to Karkonosz) za 180 koron w restauracji „U Zenka” jest
naprawdę wyśmienita, ale bardziej pasuje do tego dania bukiet smakowy piwa tmavego niż svetlego. Czytelnicy poważnej gazety prawicowej powinni dowiedzieć
się w rozwinięciu, że autor widział na wyciągu orczykowym Kwaśniewskiego z
Ałganowem, a w schronisku na szczycie łysego polityka SLD żłopiącego
„Becherowkę” w rosyjskojęzycznym towarzystwie. Wreszcie - byłoby poprawne,
gdyby felietonista tygodnika związkowego wytłumaczył się w dalszej części, skąd
ma pieniądze na takie wczasy i czy nie wstyd mu chwalić się tym w czasie, gdy
lekarzom nie starcza do pierwszego, a rolnicy polscy ledwie powściągają swój
gniew w oczekiwaniu na interwencyjny skup wieprzowiny. Tu wszakże nie ma nic do
ukrycia: by dobrze żyć, wystarczy pisać do „Tygodnika Solidarność”. Proszę
tylko spojrzeć na nazwiska. Taki Terentiew, ten co teraz pisze nade mną,
porzucił pracę w telewizji, bo za grosze, które tam płacą, żyć już nie mógł. W
„Tygodniku” co tydzień zarabia Zdzisław Najder po to, by w spokoju oddawać się
pracy naukowej w domu. Dorabia też mecenas Piesiewicz, choć rzadko, bo ciągle
pisze scenariusze filmowe. Czesław Niemen raz na miesiąc pisze do „Tysola”
wiersz by, tak zapewniwszy sobie komfort materialny, komponować muzykę w
skupieniu. Z „Tygodnika Solidarność” żyje Jan Pietrzak, bo odkąd ludzie nie
śpiewają „Żeby Polska była Polską”, przestały przychodzić tantiemy. I wielu,
wielu innych dobrych autorów.
Powrót z
czeskiej strony do Poznania był dłuższy niż zwykle, choć, trzeba przyznać,
policja dobrze wytyczyła objazdy. Jeden zlekceważyłem, ryzykując postój z
rolnikami i dojechałem do blokady kompromisowej. Demonstranci zagrodzili tylko
jeden pas ruchu, a auta puszczali drugim. Było ich kilkunastu i wyglądało na
to, że dobrze im się współpracuje z kilkoma policjantami. Niech mi rolnicy i
policjanci wybaczą, ale kierowcy, który tydzień odpoczywał od krajowych napięć,
ten akurat widok wydał się groteskowy. Nie ma nic do śmiechu, gdy protestantów
jest tłum, a siły porządkowe używają tzw. przymusu bezpośredniego. Ale pewien
jestem, że gdybym ja ustawił auto w poprzek jezdni, wszedłbym w konflikt z
kodeksem drogowym. Włączam w końcu telewizor i dowiaduję się od
przywódców Polskiego Stronnictwa Ludowego, że rząd, który nakazuje policji
użycie siły gwałci demokrację i jest to sytuacja taka, jak w pamiętnym stanie
wojennym. Nie wiem, z której strony barykady ci politycy ten stan obserwowali.
Bynajmniej nie twierdzę, że rolnicy nie mają podstawowych powodów do protestu.
Ale, jeśli determinacja popycha do łamania prawa (co zdarza się przecież także
w innych, bogatszych krajach), to nawet w demokracji musi temu towarzyszyć
świadomość ryzyka. My (a wśród nas także rolnicy) w stanie wojennym mieliśmy tę
świadomość, a kiedy bili i zabijali, nie mogliśmy poskarżyć się na rząd przed
kamerami telewizji. Tej różnicy polityczni przywódcy rolników jeszcze nie
dostrzegli? Nie zauważyli, że zmienił się ustrój państwa?
Wszyscy
protestujący mają swoje racje i także ci, co jeszcze nie demonstrują
niezadowolenia. Gdy jednak przeczytałem dziś w gazecie wypowiedź działacza
oświatowej „Solidarności”, że także jego branża jest - jak się wyraził -
prowokowana do jakiegoś protestu, począłem się zastanawiać, jak się to stało,
że teraz, za kadencji tego rządu dochodzi do takiej kulminacji? Czy ten rząd,
odwrotnie niż poprzedni, wszystko robi źle? Jeśli tak, jeśli rządzenie jest
tylko lepszą lub gorszą grą ze społeczeństwem, to dlaczego opozycja nie domaga
się natychmiastowego ustąpienia tego rządu i przywrócenia władzy koalicji SLD-PSL?
Ha-ha-ha! - słyszę rechot i widzę gest Kozakiewicza.
A co w Czechach? Tam przede wszystkim w żadnym
z trzech kanałów czeskiej telewizji przez tydzień nie pojawiła się wzmianka o Polsce. Jedna stacja niemiecka powiadomiła o blokadzie przejść
granicznych. Po tamtej stronie Karkonoszy zimowe miejscowości są bardzo dobrze
urządzone i wydaje się, że prawie wszyscy żyją z turystyki. Przyjeżdżają
głównie Niemcy z byłego DDR, Polacy i już Rosjanie a nawet Estończycy. Interes
idzie, jak się patrzy, ale jak się słyszy... W trakcie transformacji ustrojowej
pewien dzielny Czech wykupił od państwa prawie wszystkie pensjonaty w znanej mi
miejscowości, po czym wydzierżawił je mieszkańcom. Wkrótce postawił im warunek:
albo wykupią od niego nieruchomości, albo koniec dzierżawy. Wzięli ludzie
ogromne kredyty i wykupili, zainwestowali w remonty niezbędne do osiągnięcia
standardu atrakcyjnego dla zagranicznych turystów. Pracują od rana do nocy,
pieniądze biorą, ale... zysk nie wystarcza na spłatę kredytu. Prawie wszyscy są
bankrutami, a jeden się powiesił. Gdy to usłyszałem to zrozumiałem, dlaczego
obsługa jest miła, grzeczna, ale smutna. Nie są to rolnicy, więc na Europę się
nie skarżą, bo z niej żyją. W ogóle nie wiedzą, komu się wyżalić, aby zmieniło
się na lepsze.
31.01.1999

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz