niedziela, 17 maja 2020

FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"


      Ojciec dziennikarki oskarżony o pedofilię

     Przed kilku laty pisałem felietony pod wspólnym tytułem „Kronika wypadków prasowych i telewizyjnych”. W tegorocznej „Kronice” nie zabrakłoby groźnych wydarzeń, w których ktoś doznaje uszczerbku na prestiżu. Oto najnowsze.
     „Syn posła oskarżony o kradzież i znieważenie policjantów” - doniosła na drugiej stronie „Rzeczpospolita”. Jak się dowiadujemy, do zdarzenia doszło jesienią ubiegłego roku, teraz dopiero na trop "afery" wpadła dziennikarka. Czy fakt, że prokuratura stawia zarzuty pańskiemu synowi, powinien mieć wpływ na pańską postawę? - zapytała posła AWS, ojca 32-letniego Krzysztofa. Mądre pytanie, prawda? I następne: - Jest pan osobą publicznego zaufania, czy nie zachodzi tu pewna kolizja? Na pewno tak - odpowiedział poseł. Mówił jeszcze o tym, że syn jest niepełnosprawny, o „rodzinnym nieszczęściu”... Dziennikarka idąc dalej tropem afery dotarła do posła Bogdana Pęka z Komisji Etyki Poselskiej, a ten musiał jej wyjaśnić, że jeśli poseł nie angażował się w obronę syna, w próbę uniknięcia przez niego odpowiedzialności czy wybronienia go przed karą, to  Komisja  Etyki nie rozpatruje związku między postępkiem syna a tym, że poseł jest osobą publiczną. Nie było to wcale oczywiste przed napisaniem sensacyjnego artykułu i opublikowaniem go na ważnej drugiej stronie poważnej „Rzeczpospolitej” obok doniesienia o kolejnym wybuchu na Pradze północ i zatrzymaniu „rurabombera”.
     Ku mojemu radosnemu zaskoczeniu, dziennikarkę upomniał dziennikarz. Następnego dnia Jarosław Kurski na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” w notce „Na tropie afery” zapytał i odpowiedział: Czy zdaniem autorki poseł Szelewicki powinien zrzec się mandatu? Cała „wina” Szelewickiego to ta, że jest ojcem. Na tej zasadzie do Sejmu trafiać będą tylko bezdzietni kawalerowie i stare panny. Za co odpowiada polityk - zapytuje w tytule gorliwa dziennikarka. Za wiele rzeczy, ale z pewnością nie za działania swych dorosłych dzieci. A za co odpowiada redaktor? Za to, by nie puszczać takich knotów jak ten podpisany nazwiskiem Anny Wielopolskiej.
     Zacytowałem to z osobistą satysfakcją. Kilka lat temu inna dziennikarka (także w „Rzeczpospolitej”) zdemaskowała kulisy mojego zatrudnienia w telewizji polskiej. Odkryła i ujawniła społeczeństwu, że dostałem pracę „za publiczne pieniądze”. Pisałem w tej sprawie sprostowanie: czy budżet TVP nazwiemy publicznym czy inaczej, nie mogę być wynagradzany na innych zasadach niż wszyscy pracownicy, na przykład z prywatnej kieszeni prezesa. Jak można było opublikować taką bzdurę, o co właściwie chodziło dziennikarce? Wytłumaczę. Jakiś czas wcześniej piastowałem funkcję państwową (skądinąd w nieodległej dziedzinie - KRRiTv). Gazetowa tropicielka zakwalifikowała mnie jako osobę publiczną i polityka. Jeśli jako taki podjąłem później pracę zgodną ze swoimi kwalifikacjami, to znaczy, że kryje się za tym jakiś szwindel. Jasne? Nie byłoby sprawy, gdybym nazywał się Beata Modrzejewska i cieszył wyłącznie tak chwalebną przeszłością, jak zatrudnienie w „Rzeczypospolitej”.
     W zeszłym roku w niepublikowanym referacie pt. „Wolność środków masowego przekazu - polskie doświadczenia” w rozdziale „Wolność słowa a odpowiedzialność za słowo” (III Międzynarodowa Konferencja Praw Człowieka w Warszawie, grupa problemowa "Prawo do informacji w społeczeństwach demokratycznych wobec malejącej roli państwa i rosnącej roli instytucji prywatnych") napisałem:
     Termin "czwarta władza" jest popularny w młodym świecie dziennikarskim, któremu poczucie misji społecznej nie jest obce. (Zdarzyło się nawet, że młody komentator popularnego tytułu, kończąc swoje wywody stwierdził, uwaga: A przecież to my, dziennikarze, jesteśmy reprezentantami społeczeństwa.)  Misję wyznacza  w pierwszej kolejności nie informowanie, nie bezstronny opis rzeczywistości, ale demaskacja. W tej infantylnej i fałszywej optyce w życiu publicznym ścierają  się  dziennikarze (wśród których nie ma kłamców, manipulatorów, łapówkarzy - zleceniobiorców, hochsztaplerów i ludzi nie przygotowanych zawodowo) z całą resztą osób publicznych (których nieprawość, nikczemność i niekompetencję w imię dobra  społecznego trzeba obnażyć).

1999
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz