FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
Ojciec dziennikarki
oskarżony o pedofilię
Przed kilku laty pisałem felietony pod wspólnym tytułem
„Kronika wypadków prasowych i telewizyjnych”. W tegorocznej „Kronice” nie zabrakłoby groźnych wydarzeń, w
których ktoś doznaje uszczerbku na prestiżu. Oto najnowsze.
„Syn posła oskarżony o
kradzież i znieważenie policjantów” - doniosła na drugiej stronie
„Rzeczpospolita”. Jak się dowiadujemy, do zdarzenia doszło jesienią ubiegłego
roku, teraz dopiero na trop "afery" wpadła dziennikarka. Czy fakt, że prokuratura stawia
zarzuty pańskiemu synowi, powinien mieć wpływ na pańską postawę? - zapytała
posła AWS, ojca 32-letniego Krzysztofa. Mądre pytanie,
prawda? I następne: - Jest pan osobą publicznego zaufania, czy nie zachodzi tu
pewna kolizja? Na pewno tak - odpowiedział poseł. Mówił jeszcze o tym, że syn
jest niepełnosprawny, o „rodzinnym nieszczęściu”... Dziennikarka idąc dalej
tropem afery dotarła do posła Bogdana Pęka z Komisji Etyki Poselskiej, a ten
musiał jej wyjaśnić, że jeśli poseł nie angażował się w obronę syna, w próbę
uniknięcia przez niego odpowiedzialności czy wybronienia go przed karą, to Komisja
Etyki nie rozpatruje związku między postępkiem syna a tym, że poseł jest
osobą publiczną. Nie było to wcale oczywiste przed napisaniem sensacyjnego
artykułu i opublikowaniem go na ważnej drugiej stronie poważnej
„Rzeczpospolitej” obok doniesienia o kolejnym wybuchu na Pradze północ i
zatrzymaniu „rurabombera”.
Ku mojemu radosnemu zaskoczeniu, dziennikarkę upomniał
dziennikarz. Następnego dnia Jarosław Kurski na drugiej stronie „Gazety
Wyborczej” w notce „Na tropie afery” zapytał i odpowiedział: Czy zdaniem autorki poseł Szelewicki
powinien zrzec się mandatu? Cała „wina” Szelewickiego to ta, że jest ojcem. Na
tej zasadzie do Sejmu trafiać będą tylko bezdzietni kawalerowie i stare panny.
Za co odpowiada polityk - zapytuje w tytule gorliwa dziennikarka. Za wiele
rzeczy, ale z pewnością nie za działania swych dorosłych dzieci. A za co
odpowiada redaktor? Za to, by nie puszczać takich knotów jak ten podpisany
nazwiskiem Anny Wielopolskiej.
Zacytowałem to z osobistą satysfakcją. Kilka lat temu inna
dziennikarka (także w „Rzeczpospolitej”) zdemaskowała kulisy mojego
zatrudnienia w telewizji polskiej. Odkryła i ujawniła społeczeństwu, że
dostałem pracę „za publiczne pieniądze”. Pisałem w tej sprawie sprostowanie:
czy budżet TVP nazwiemy publicznym czy inaczej, nie mogę być wynagradzany na
innych zasadach niż wszyscy pracownicy, na przykład z prywatnej kieszeni
prezesa. Jak można było opublikować taką bzdurę, o co właściwie chodziło
dziennikarce? Wytłumaczę. Jakiś czas wcześniej piastowałem funkcję państwową
(skądinąd w nieodległej dziedzinie - KRRiTv). Gazetowa tropicielka zakwalifikowała mnie
jako osobę publiczną i polityka. Jeśli jako taki podjąłem później pracę zgodną
ze swoimi kwalifikacjami, to znaczy, że kryje się za tym jakiś szwindel. Jasne?
Nie byłoby sprawy, gdybym nazywał się Beata Modrzejewska i cieszył wyłącznie
tak chwalebną przeszłością, jak zatrudnienie w „Rzeczypospolitej”.
W zeszłym roku w niepublikowanym referacie pt. „Wolność środków
masowego przekazu - polskie doświadczenia” w rozdziale „Wolność słowa a
odpowiedzialność za słowo” (III Międzynarodowa Konferencja Praw Człowieka w
Warszawie, grupa problemowa "Prawo do informacji w społeczeństwach
demokratycznych wobec malejącej roli państwa i rosnącej roli instytucji prywatnych")
napisałem:
Termin "czwarta
władza" jest popularny w młodym świecie dziennikarskim, któremu poczucie
misji społecznej nie jest obce. (Zdarzyło się nawet, że młody komentator
popularnego tytułu, kończąc swoje wywody stwierdził, uwaga: A przecież to my, dziennikarze, jesteśmy reprezentantami
społeczeństwa.) Misję wyznacza w pierwszej kolejności nie informowanie, nie
bezstronny opis rzeczywistości, ale demaskacja. W tej infantylnej i fałszywej
optyce w życiu publicznym ścierają
się dziennikarze (wśród których
nie ma kłamców, manipulatorów, łapówkarzy - zleceniobiorców, hochsztaplerów i
ludzi nie przygotowanych zawodowo) z całą resztą osób publicznych (których
nieprawość, nikczemność i niekompetencję w imię dobra społecznego trzeba obnażyć).
1999
1999

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz