czwartek, 28 maja 2020

      FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"
     
      
    Kryterium dobra i słuszności

     Radny wojewódzki, rolnik, wypowiadając się w sprawie ewentualnego karania osób blokujących drogi, przywołał opinię Lecha Falandysza: profesor miał rzekomo powiedzieć (czy napisać), że ponad  rygorystycznym egzekwowaniem prawa zadaniem państwa jest oswajanie obywateli z kryterium dobra i słuszności. Brzmi to  dobrze, słusznie i kontrowersyjnie.
     Protest społeczny nie może być niemy i niewidzialny, musi być widziany i słyszany. By zwrócić na siebie uwagę, rolnicy nie ogłoszą przecież strajku, nie użyją groźby przerwania pracy, bo nikogo w miastach to nie wzruszy: nie ma już socjalizmu, nie ma RWPG i odkąd Polska wyzwoliła się spod okupacji Związku Radzieckiego - żywności, o dziwo, w kraju nie brakuje. Producent rolny nie ogłosi głodówki, bo jeśli nie będzie jadł, to osłabnie, więc nie dopilnuje hodowli, na którą pobrał kredyt. Blokada dróg jest więc, według kryterium skuteczności protestu, słuszna. Stwarza problem społeczny: po drodze poruszają się inni, jeśli nie mogą przejechać, ponoszą straty, są niezadowoleni, oczekują od państwa natychmiastowego uregulowania sytuacji. Rząd znajduje się w sytuacji najpierw kłopotliwej: blokujący nie ustępują  na wezwanie, przetrzymują demonstrację policyjnej siły. Sytuacja zmienia się w tragiczną: bić czy nie bić? Co dobre, a co słuszne?
     Jak zauważyliśmy, opozycja bynajmniej nie doradzała rządowi stanowczości, a gdyby użyto siły na większą skalę, z ław poselskich polałyby się łzy strumieniami i złorzeczenia na "solidaruchów". Trudno byłoby oczekiwać czegoś innego: opozycja ma to do siebie, że dyskontuje każdy kryzys. Osobliwie reaguje jednak partner koalicyjny: obarcza się AWS odpowiedzialnością za sytuację na wsi (dobry pomysł: winien jest jeden obecny minister, wystarczy Janiszewskiego odwołać i sytuacja ulegnie poprawie) i oskarża o brak zdecydowania wobec naruszeń porządku publicznego. Starsi politycy tej partii raz już wzięli odpowiedzialność za „stanowczość” - Mława, rok 1990. Teraz młodsi, a już bardziej doświadczeni postulują: niech stanowczy będzie premier (AWS) i minister spraw wewnętrznych (AWS). Gdyby polała się krew, w żadnym stopniu nie odpowiadałby za to wicepremier Balcerowicz (UW), który odpowiada tylko za finanse, ani posłowie Czech czy Potocki, którzy odpowiadają tylko za to, co mówią.
     Krew się nie polała kosztem autorytetu rządu. Kto uważa, że dobre i słuszne byłoby, gdyby wzrósł respekt wobec władzy wykonawczej kosztem przelanej krwi - niech podniesie rękę i naciśnie guzik. Blokady ustąpiły, problemy polskiego rolnictwa jeszcze długo nie ustąpią. Byłoby największą złośliwością ze strony AWS, aby przy rekonstrukcji rządu oddać resort rolnictwa koalicjantowi, a nadzór nad realizacją programu dla polskiej wsi - wicepremierowi z Unii Wolności. W końcu rolnikom też chodzi o pieniądze, a na pieniądzach Leszek Balcerowicz się zna. Nie oszukujmy się: w kwestii wsi Unia Wolności żadnego programu nie miała i nie ma. Gdy taki się pojawi, będzie się o co spierać.
     Doraźnie ciąży nad rządem polityczny dylemat: karać, czy nie karać. Problem, czy orzekać winę, czy nie, jest wyłącznie prawny, nie polityczny. Prawo można oczywiście, według woli politycznej zmieniać. Przypomnę historię z roku 1980. Komisja Krajowa Solidarności usiadła do rozmów z ówczesnych rządem Pińkowskiego. Na postulat zarejestrowania związku rolników strona rządowa odpowiadała mniej więcej tak: może to słuszne i dobre, ale niemożliwe z braku podstaw prawnych. Mecenas Siła-Nowicki, jeden z doradców KK ripostował: gdy skonstruowano pierwszy samolot, nie było prawa lotniczego; najpierw zaczęły latać samoloty, a później skonstruowano prawo obsługujące ten fragment rzeczywistości. W tym wypadku chodzi o ruch naziemny i nie tylko o te różnicę. Prawa o ruchu drogowym nie można zmienić tak, aby ustawienie pojazdu w poprzek drogi było takim samym przywilejem użytkowników, jak poruszanie się wzdłuż pasów ruchu. Nie można też, z ważnych przyczyn społecznych, „zawiesić” stosowania jakiegoś przepisu prawnego wobec określonej grupy obywateli w określonej sytuacji. Pozostaje jedno: winę orzekać (chodzi tu o wykroczenia drogowe, a nie o np. rozbój czy napaść, jeśli takie czyny miały miejsce) i z ważnych przyczyn społecznych odstępować od karania (w tym wypadku grzywną). Każdy zbiorowy protest może przybierać jakieś znamiona chuligaństwa - to są przypadki do osobnego rozpatrzenia, a ogół protestujących nie może zbiorowo odpowiadać za nietrzeźwego wyrostka, który uszkodził czyjeś auto. Motywacje rolników nie były jednak chuligańskie; rząd uznał już publicznie przyczyny  protestu za słuszne, natomiast samych blokad władza, odpowiedzialna przed całym społeczeństwem, nie może uznać za dobre. Jak wytłumaczyłby rząd kierowcy TIR-a, że blokowanie drogi jest dobre i słuszne?
     Nie wspomniałem dotąd o Lepperze. Są dwie różne sprawy: postać przywódcy związku „Samoobrona” i realny problem społeczny. Problem polskiej wsi nie ustąpi, gdy Lepper wycofa się z życia publicznego. Przed laty mieliśmy zjawisko „Tymiński”. Wielu politykom warszawskim wydawało się wówczas, że ów magik zahipnotyzował prostych ludzi - wystarczy go ośmieszyć i obrzydzić, aby "chora cześć społeczeństwa" ozdrowiała. Osoba Leppera stała się wszakże powodem jeszcze jednego dylematu: czy Urząd Ochrony Państwa może zbierać informacje o przywódcy legalnej organizacji, traktując go jak figuranta "sprawy operacyjnego rozpracowania"? Cynicznie możemy odpowiedzieć: może, bo i tak nie będziemy o tym wiedzieli. Są jednak podstawy, o których można mówić publicznie. W II Rzeczypospolitej nieuchronność rozlewu bratniej krwi głosili komuniści. Gdy dostali z zewętrznegop nadania władzę, krew przelewali, a gdy akurat nie mieli ochoty brudzić  sobie rąk - tylko grozili. Jeśli ktoś - w formie groźby czy choćby złowrogiej przepowiedni - tę tradycję podchwytuje, winien się opamiętać.

1999


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz