
Nasz inny świat
11 marca
roku 1999 red. Jarosław Gugała zakończył swoją relację „na żywo” z gmachu
kancelarii prezesa rady ministrów zapowiedzią: Jutro świat będzie inny. Od
jutra, czyli od 12 marca Polska jest formalnie członkiem NATO. Słowo
„formalnie” używane z tej okazji tak przez dyplomatów jak dziennikarzy znaczy
dwojako: formalnie, czyli ostatecznie i... na razie bardziej formalnie niż
realnie.
Polska
zjednoczona w pakcie militarnym NATO może zaoferować do działań, prócz
reprezentacyjnej grupy „Grom”, kilka jeszcze sprawnych samolotów bojowych; jakieś służby medyczne
i chemiczne; być może coś z wywiadu i na pewno oficerów sztabowych oraz
liniowych, którzy mówią po angielsku. Prócz tego mamy 1700 czołgów, w tym 300
maszyn T-55A z początku lat 50. i ogromną ilość amunicji z tej samej epoki,
której nie da się ani wystrzelać, ani unieszkodliwić ze względu na poważne
koszty takiej operacji. Mamy już dobre wyżywienie żołnierza służby zasadniczej,
do której garną się tylko poborowi z wykształceniem podstawowym.
Za
wschodnią granicą mamy, ostentacyjnie Polsce wrogie, państwo-folwark pana
Łukaszenki, który dla nas jest postacią z zamierzchłej epoki, ale wielka liczba Białorusinów poddaje się jego propagandzie, bo jest, jak jest, ale jest spokój, a w moskiewskiej macierzy - bardach. Łukaszenko dysponuje takim
potencjałem bojowym, z którym do NATO nie wstyd byłoby przystąpić; ma także
wolę „partnerstwa do broni atomowej” z Moskwą. To się Rosji udało: miłujący
pokój Kreml nie musi nas straszyć z Moskwy, od tego ma placówkę w Mińsku.
Polska, z
armią odstającą od wojsk sojuszu, jest (i jeszcze pozostanie), wschodnią
rubieżą NATO. W takiej sytuacji gwarantem bezpieczeństwa jest nie sama
polityczna przynależność do Paktu, lecz stacjonujące jednostki sojusznicze.
Najlepsza dla nas doktryna obronna sojuszu nie zastąpi tego czynnika
odstraszającego, jakim może i powinna być symboliczna nawet obecność natowskich
żołnierzy w Polsce, przy czym mile widziane byłoby wojsko amerykańskie. Tylko
wtedy potencjalny agresor będzie miał pewność, że za jego zachodnią granicą
zaczyna się strefa obronna Paktu. Tymczasem Rosja nalega, aby w nowym traktacie
o ograniczeniu zbrojeń konwencjonalnych w Europie wykluczono możliwość
stacjonowania sił sojuszniczych na naszym terytorium. Z tego wynika, że z dniem
12 marca nie rozstrzygnęła się kwestia polskiego bezpieczeństwa. Ta data
oznacza wyzwanie: Polska musi sprostać przynależności do NATO, jeśli poczucie
bezpieczeństwa nie ma się oprzeć tylko na papierze. „Papierowe” pakty w naszej
historii zawodziły.
A jednak
chwila jest wielka. Nie tak dawno przecież, już w III Rzeczypospolitej pojawiła się złowroga alternatywa: koncepcja utworzenia
„NATO-bis”, czyli restauracji Paktu Warszawskiego. Później rosyjska dyplomacja zadeklarowała...
gotowość wstąpienia do NATO. Wyobraźmy sobie, że pod naciskiem nieprzejednanych
orędowników pokojowego współistnienia Zachód przyjmuje ofertę i... rosyjskie
wojska (sojusznicze) wracają na nasze terytorium.
Wchodzimy
do zachodniego sojuszu z - nie tylko militarnym - „innym światem” i nie można
nie docenić tolerancji, nawet pobłażliwości sojuszników. W przeddzień
formalnego wejścia do NATO premier wręcza okolicznościowy medal byłemu
premierowi, niegdyś oskarżonemu publicznie i z urzędu przez ministra spraw
wewnętrznych o działalność agenturalną na rzecz mocarstwa niesprzymierzonego.
(Ponadto byłego premiera demaskował nie tylko szef MSW, ale i popularne
czasopismo, kierowane przez byłego członka KC PZPR, oskarżonego z kolei przez
Jerzego Urbana o agenturalną współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie jest to
dziwny świat?) Pewien adwokat wylewa przed dziennikarzem żal, że umieszczono
jego nazwisko w „Monitorze”, choć przyznał się tylko do "wypełnienia
patriotycznego obowiązku": w latach 80., na życzenie ubeka złożył obszerne
sprawozdanie z tego, co robił za granicą i obiecał mu, potwierdzając to własnym
podpisem, że zrobi to za każdym razem. To co się teraz stało, jak twierdzi,
„wyleczyło go całkowicie z patriotyzmu” i dlatego „nigdy nie pozwoli, aby ktoś
z rodziny pomógł organom bezpieczeństwa państwa”. A więc za komuny można było
pomagać, a teraz nie warto, odkąd paszport jest własnością obywatela, a nie
tajnej policji. Inny obywatel otrzymuje dwa zaproszenia na ten sam dzień i
godzinę: jedno z kolegium do spraw wykroczeń w charakterze obwinionego, a
drugie do prezydenta Rzeczypospolitej w roli politycznego przywódcy. Pani
oficer dochodzeniowa policji państwowej dorabia w brukowym czasopiśmie, publikując i
opisując operacyjne fotografie zwłok ludzkich. Jej zwierzchnicy nie mówią o
zwyrodnieniu, lecz tylko o formalno-prawnej stronie sprawy. Według opublikowanych
badań CBOS, w polskim społeczeństwie nie ma przyzwolenia na adopcję dzieci przez pary homoseksualne, ani na homoseksualistów - nauczycieli
czy wysokich funkcjonariuszy publicznych, co odbiega od „standardów”
zachodnich tak samo, jak... powszechny u nas handel w niedzielę. To samo
społeczeństwo godzi się jednak na istnienie wysokonakładowego pisma „Zły”,
którego właścicieli i autorów, łącznie z panią oficer, można uznać za duchowych
przywódców młodocianych morderców - wyznawców szatana.
Dosyć...
Nie możemy popadać w kompleksy, w końcu, co kraj, to obyczaj. Demokratyczne
mocarstwo świata zachwiało się w swej państwowej równowadze z powodu witalności
prezydenta i niefrasobliwości eterycznej stażystki.* A u nas inaczej: niejaka
pani Domaros vel Potocka opisała w książce swoje niewłaściwe stosunki z elitą
polskiego parlamentu, także (w szczegółach) z obecnym prezydentem - i nic. Bo
nam, Polakom, pewne rzeczy, że się tak niefortunnie wyrażę, zwisają.
19.03.1999
_________________________________
* Bill Clinton, prezydent USA został publicznie oskarżony przez kobietę, że, podczas studenckiego stażu w Białym Domu, molestował ją w historycznym "gabinecie owalnym". Sprawa nabrała wielkiego rozgłosu na całym świecie, w USA Clintonowi groził wręcz "inpeachment", czyli detronizacja. Przesłuchania Komisji Senackiej były długie, żmudne i nader szczegółowe. Prezydent nie przyznawał się do odbycia stosunku seksualnego z młodą stażystką, niemniej powstała kwestia interpretacji sformułowania "uprawiać seks". Ostatecznie Clinton przyznał, że względem stażystki w gabinecie prezydenckim posługiwał tubką od cygara. Pierwsza dama Ameryki Hillary Clinton dała wiarę w niewinnośc męża i publicznie stanęła za nim murem, jak większość obywateli Zjednoczonych Stanów, która wybrała go na drugą kadencję. Z tego historycznego wydarzenia pozostał w światowej pop-kulturze zwrot "palił, ale się nie zaciągał". W trakcie przesłuchań pojawił się bowiem wątek używania marihuany. Prezydent przyznał się, że jako student dwa, może trzy razy palił "skręta", ale się nie zaciagał. Zostało to zapisane w raporcie senackiej komisji i podane w mediach.
Na zdjęciu Clintonowie już starsi - Hillary kandydatką Demokratów na urząd prezydenta.
* * *
Treść felietonu, przyznaję, archiwalna. Umieszczam dla zwrócenia uwagi młodzieży i starych pięknoduchów, że naprawdę nie wszystko w Polsce rozstrzygnęło się 4 czerwca roku pamiętnego 1989.
_________________________________
* Bill Clinton, prezydent USA został publicznie oskarżony przez kobietę, że, podczas studenckiego stażu w Białym Domu, molestował ją w historycznym "gabinecie owalnym". Sprawa nabrała wielkiego rozgłosu na całym świecie, w USA Clintonowi groził wręcz "inpeachment", czyli detronizacja. Przesłuchania Komisji Senackiej były długie, żmudne i nader szczegółowe. Prezydent nie przyznawał się do odbycia stosunku seksualnego z młodą stażystką, niemniej powstała kwestia interpretacji sformułowania "uprawiać seks". Ostatecznie Clinton przyznał, że względem stażystki w gabinecie prezydenckim posługiwał tubką od cygara. Pierwsza dama Ameryki Hillary Clinton dała wiarę w niewinnośc męża i publicznie stanęła za nim murem, jak większość obywateli Zjednoczonych Stanów, która wybrała go na drugą kadencję. Z tego historycznego wydarzenia pozostał w światowej pop-kulturze zwrot "palił, ale się nie zaciągał". W trakcie przesłuchań pojawił się bowiem wątek używania marihuany. Prezydent przyznał się, że jako student dwa, może trzy razy palił "skręta", ale się nie zaciagał. Zostało to zapisane w raporcie senackiej komisji i podane w mediach.
Na zdjęciu Clintonowie już starsi - Hillary kandydatką Demokratów na urząd prezydenta.
* * *
Treść felietonu, przyznaję, archiwalna. Umieszczam dla zwrócenia uwagi młodzieży i starych pięknoduchów, że naprawdę nie wszystko w Polsce rozstrzygnęło się 4 czerwca roku pamiętnego 1989.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz