
Ultra – Szmata
Niedawno przypomniałem mimochodem Marzenę D., która funkcjonowała w świecie
polityki jako Anastazja Potocka. Marzena-Anastazja była bohaterem medialnym
jednego tylko sezonu, poza tym mnie
wtedy w sejmie nie było i znam ją tylko z telewizji. Lepiej zapamiętali
skandalistkę na pewno ówcześni parlamentarzyści, a kto z nich nawiązał
niewłaściwe stosunki - tego ostatecznie nie ustalono, bo jedynym źródłem
informacji z tym związanych była książka Marzeny D. wydana prze Urbana. Ze
zwierzeń autorki wynikało, że żaden z polityków nie dał jej tego ciepła,
którego potrzebowała, choć przeszła przez pokoje szerokiego spektrum
politycznego. Kochankowie (rzekomi) postępowi i liberalni wystąpili w książce
jako niezbędne tło dla obnażenia hipokryzji polityków konserwatywnych, którzy
co innego mówili z trybuny sejmowej, a co innego do ucha powabnej Anastazji.
Nie będę przypominał nazwisk osób pomówionych, na pewno nie było wśród nich
Marka Jurka, bo nie był wtedy posłem, a gdyby był, to być może wyszło by na
jaw, że podczas gdy lubieżnie torturował Marzenę D., zwabioną do poselskiego
pokoju obietnicą pokazania znaczków poczty watykańskiej, napastowana ujrzała
pod jego zdartą koszulą krzyż wiszący na
szyi górą do dołu. Cała sprawa z Anastazją
P., która podawała się za dziennikarkę urodzoną we Francji, pachniała od
początku ubecko-urbanową intrygą. Kres jej położył wtedy (bądźmy sprawiedliwi)
ówczesny marszałek Józef Oleksy, wydając polecenie straży, że do parlamentu III
Rzeczypospolitej kurwy wpuszczać nie wolno.
Tak, jak zapomnieliśmy o Anastazji, tak nie pamiętaliśmy już,
że Marek Jurek bije swoje dzieci, ale przypomniał o tym Zbigniew Hołdys, kiedyś lider zespołu
„Perfect”, dziś - jak się dowiaduję - redaktor naczelny pisma rockowego o
nazwie „Ultra-Szmata”. Hołdys zapewnił, że on swoich nie bije, ale nie o bicie
chodziło, lecz zabijanie - dzieci przez
dzieci. „Gazeta Wyborcza” spytała kultowego rockmana, co sądzi o postulacie,
który zrodził się po zbrodni w Nowej Rudzie, żeby zakazać występów zespołom
satanistycznym. Nie oskarżajmy muzyki - protestuje artysta. Bo czy rzeczywiście muzyka ma taki wpływ na
ludzi? Skoro jest tyle piosenek o miłości, to dlaczego ludzie się nie kochają?
Muzyk jest za tym, żeby nie zakazywać, lecz polemizować z kimś, kto zaśpiewa „zabij, zgwałć, ukradnij”.
Owszem, ludzie kochali się przed wynalezieniem piosenki o miłości, ale jak
polemizować z tezą Hołdysa , że teraz
się nie kochają? Zgoda, nie było satanistów, a ludzie się mordowali. Artyści z kapeli o nazwie „Kat”, którzy
wieszają sobie na szyi odwrócone krzyże, nie są ani pierwszym, ani ostatnim
wymysłem szatana. Ma on dać za wygraną z powodu zakazu jakichś występów? Popatrz, ile jest zbrodni po wódce, a nikt
nie zakazuje sprzedaży alkoholu - zwraca uwagę Hołdys. I to warto
uzupełnić: z jednej strony - ludzie popełniali zbrodnie, nim poczuli smak
alkoholu; z drugiej strony - odkąd go wynaleziono, nie ma dobrego wesela bez wódki. Hołdys
przypomina, że Charles Manson, sprawca masakry, podczas której on i jego
wyznawcy zabili ciężarną żonę Polańskiego i innych, wyrósł na radosnej hipisowskiej muzyce.
I tu dodam: Al Capone wyrósł na pogodnym jazzie, a radosnego kozaczoka w całej historii tańczyli tak
ludzie źli, jak i dobrzy. Sprawę komplikuje jeszcze inny przykład
historyczny: „Starsi Panowie” już w
latach 60. śpiewali: dręcz mnie ręcznie, katuj butem, knutem,
znęcaj się nad ciałem mym zepsutem - i nie tylko nie było to w PRL zakazane,
ale nawet nikt z panami Wasowskim i
Przyborą nie polemizował.
To wszystko - tak spostrzeżenia Zbigniewa Hołdysa, jak i moje
uzupełnienia - prowadzi nas, ludzi otwartych, do wniosku, że wszelki zakaz to
zawracanie głowy, mimo, że historia naszej kultury jest także historią zakazów.
Zatem dopiero teraz, u progu trzeciego (chrześcijańskiego) tysiąclecia sięgamy
po rozum do głowy by otworzyć epokę dialogu, polemiki i wyważania wszelkich
racji. Jednakże drugi indagowany artysta, czołowy przedstawiciel "rocka chrześcijańskiego" Dariusz
Malejonek - wobec postawionej kwestii, czy każdy może nawoływać do czego chce -
twierdzi, że powinny być zakazane organizacje satanistyczne (tak jak faszystowskie
i komunistyczne), ale nie zespoły, z nich nie należy czynić zakazanych owoców.
On nie chce z nimi polemizować, ale jego
zdaniem lepsza od zakazów jest droga
pozytywnych kontrpropozycji. Malejonek jest gotów zagrać na jednej
estradzie z zespołami satanistycznymi. Każdy może głosić swoje? - zapytał
ostatecznie dziennikarz. - Tak. I wtedy
wyjdzie, kto ma lepszy przekaz i większą moc.
Nie pytamy, jakiej mocy muszą być wzmacniacze rocka
chrześcijańskiego, żeby zagłuszyć na estradzie rock satanistyczny; zostawiamy
na później wątpliwość, czy to, co jest
zakazane, ma być dozwolone z chwilą wejścia na estradę i podłączenia się do
prądu - bo nasuwa się przecież głębsze pytanie: jeśli to, co od Boga, zawsze ma lepszy
przekaz i większą moc, to
dlaczego szatan jeszcze ma coś do powiedzenia?
Do tego problemu zapewne będziemy wracać. Tymczasem red. Jerzy
Lachowicz stawia pytanie: Jaką rolę w
inwigilowaniu prawicy przez UOP w latach 1992-93 odegrała Marzena D., bardziej
znana jako Anastazja Potocka? Odpowiada mu na razie anonimowy wysoki
urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości: z materiałów śledztwa przekazanych
prokuraturze wynika, że Marzena D. spotykała się w tym czasie z oficerami
Urzędu Ochrony Państwa i przekazywała im informacje na temat polityków. Do tej
sprawy też wrócimy. (Pomyśleć: nikt by nie wiedział o istnieniu Anastazji P.,
gdyby UOP nie wyrobił jej wtedy sejmowej
przepustki).
1999
____________________________
Na zdjęciu: w duchu dialogu Boga z szatanem. Ks. Adam Boniecki i czołowy satanista Nergal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz