środa, 10 czerwca 2020

             FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"   

       
    Dzień dobry, panie Papieżu

     Trudno nie pisać o papieskiej pielgrzymce, gdy tłumy wiernych (jak zawsze) sprawiają wrażenie, że na spotkanie z Janem Pawłem II wychodzi "cały naród"; witają go wszelkie władze, parlamentarzyści, radni; salutują wojskowi. Papież odwiedza siedzibę prezydenta, pielgrzymuje po Sejmie. Pani Kwaśniewska klęka, Józef Zych całuje rękę Ojca Świętego. Jedność moralno-polityczna - można by z satysfakcją powiedzieć językiem propagandy lat 70. I sekretarz Gierek pragnął tej jedności nie tylko w szeregach partii, ale w całym społeczeństwie. Cały naród miał być tak moralny i tak polityczny, jak siła przewodnia, PZPR. W 1976 roku robotnicy Radomia i Ursusa okazali się niemoralni i trzeba było ich bić, osadzić w więzieniu, a rodziny sterroryzować. A potem przybył do Ojczyzny polski Papież z postulatem moralnej jedności, ale pod przewodnictwem Chrystusa, a nie Biura Politycznego KC PZPR. Podczas transmisji telewizyjnych spiker powtarzał do znudzenia: Jan Paweł II, syn polskiej ziemi. To sformułowanie miało usprawiedliwiać "władzę ludową", dlaczego podejmuje obcego ideologicznie Papieża - jest przecież synem tej ziemi, tej ziemi, której partia jest gospodarzem. Taktownie nie użyto zwrotu: syn Polski Ludowej. Ale gdy Ojciec Święty, przemawiając do rzędu najważniejszych towarzyszy, wymienił pełną nazwę tamtego państwa, słowo "ludowa" wypowiedział z naciskiem. Nie jest wykluczone, że wieloma "ludźmi partii" targały sprzeczne uczucia: wrogości do Kościoła, zazdrości o rząd dusz i - narodowej dumy: Papież Polak!
    Potem pod szyldem stoczni imienia Lenina powieszono papieski portret i cały świat zobaczył na ekranach telewizyjnych, na pierwszych stronach gazet, że w państwie komunistycznym ujawniła się sprzeczność nie do rozwiązania w drodze kompromisu. Ktoś musiał w Polsce ustąpić: Lenin albo Chrystus. Termin zamachu na Jana Pawła II był dobrze wybrany. Strzelano do niego, gdy delegacja Solidarności z Lechem Wałęsą (m.in. szefowie regionów: Bujak, Frasyniuk, Rulewski; Tadeusz Mazowiecki - wówczas redaktor naczelny "Tygodnika Solidarność") przebywała na drugim końcu świata, w Japonii. Wiadomość o zamachu przekazali wieczorem (według tamtego czasu) gospodarze, ale nie wiedzieli od razu, czy strzały były śmiertelne. Pan Tadeusz dzwonił do Osservatore Romano, ja do Onyszkiewicza w Warszawie. Dowiedziawszy się w końcu, w jakim stanie jest Papież, napisaliśmy oświadczenie, nasz tłumacz Henryk Lipszyc przepisał je po japońsku i - po nieprzespanej trwożnej nocy - przeczytał tamtejszym dziennikarzom. Byli niepocieszeni, że nie chcemy odpowiadać na pytania, ale chyba nas rozumieli. Kilka lat później podziemną prasę solidarnościową obiegła sentencja z homilii księdza Małkowskiego: Trzy były zamachy - wiosną 1981 roku na Ojca Świętego, 13 grudnia na Solidarność i teraz na księdza Jerzego. Sprawca wszystkich trzech jest znany. Lenin w końcu ustąpił. Czy ostatecznie?
     Uczestniczyłem w papieskim nabożeństwie w Szwecji, w Uppsali. Msza odbyła się pod miastem, zgromadzeni obsiedli niewielkie wzgórze nad skromną konstrukcją ołtarza. Papież zmierzał do niego wśród pojedynczego zaledwie szpaleru ludzi, wśród nich byłem ja z aparatem fotograficznym. Gdy był w odległości metra, może dwóch, usłyszałem swój okrzyk: Niech żyje Papież! Potem przemieszczałem się w szpalerze razem z Nim i kilka razy, zaraz po pstryknięciu zdjęcia, życzenie to spontanicznie powtórzyłem, jak się zdaje, coraz głośniej. Na ostatniej fotografii z tej serii Papież patrzy z bliska w mój obiektyw i prócz zwykłego gestu powitania da się dostrzec w wyrazie twarzy pewne rozbawienie. Jego przemarsz odbywał się, inaczej niż u nas, w ciszy, co najwyżej przerywanej kameralnymi oklaskami, a tu co kilka kroków wyrasta ten sam człowiek i po polsku wiwatuje. Gdyby wszakże mnie tam nie było, to Ojciec Święty mógłby pomyśleć, że uniwersyteckie, małe miasto Uppsala w Szwecji jest tym jedynym miejscem na świecie, gdzie nie witają go Polacy. Tamtejsze parafie są także ośrodkami administracyjnymi i, rzec można, towarzyskimi. Typowy, nowy kościół na osiedlu, o niewyszukanej bryle, w architekturze wnętrza sprawia na Polaku wrażenie bardziej miejskiego "domu kultury", niż świątyni takiej, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Po nabożeństwie niedzielnym rodziny bynajmniej się zaraz nie rozchodzą, w przyległych do sali sakralnej pomieszczeniach piją kawę, pojadają słodycze i gaworzą. Religijność Skandynawów, jak sądzę, jest mniejsza (czy: chłodniejsza?) niż u nas, fizycznie obecny Jan Paweł II nie wywołuje tam takich emocji i wzruszeń, jakich tu doznajemy, ale nie zauważyłem wśród Szwedów znamion wojującego ateizmu, antykościelnej fobii - czy antykatolicyzmu w tym chrześcijańskim jednak kraju, gdzie wyznaniem narodowym, dominującym jest luteranizm.
     Papież wróci z Polski do Stolicy Piotrowej i znów odżyją, po krótkim stanie spoczynku, hibernacji leninowskie resentymenty. Dwa lata temu bohaterem mediów poznańskich był przez chwilę pewien rajca miejski, który w dyskusji w sprawie przemianowania ulicy zwrócił uwagę, że Armia Czerwona popełniła drobne wykroczenia wobec zbrodni, jakich w ciągu dziejów dopuściło się chrześcijaństwo. Mimo, że wielu obywateli, także ateistów, agnostyków, innowierców uznało go za umysłowo niepełnosprawnego, po raz kolejny zjednał sobie jakiś elektorat. W tym roku radny wojewódzki, emerytowany generał Ludowego Wojska Polskiego zaprotestował przeciw finansowaniu przez samorząd kościoła katolickiego, w aspekcie dotacji dla festiwalu muzyki organowej. Gdzieś z galerii odezwały się nawet oklaski. W Polsce przedwojennej nie wszyscy chodzili do kościoła. Był też antyklerykalizm i byli księża, którzy snadnie go pobudzali. Sądzę jednak, że te pokłady nienawiści do kościoła rzymskokatolickiego, do chrześcijaństwa, które we współczesnej Polsce są eksploatowane, są stosunkowo świeże, pozostawione przez PRL, jak złoża toksycznych odpadów produkcyjnych.
     A jednak pani posłanka Sierakowska z SLD przywitała Ojca Świętego głośnym, dobitnym: Dzień dobry! 

                                                                                                          13.06.1999

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz