Rada Etyki Mediów ma rozstrzygnąć, która instytucja jest
nieetyczna: Telewizyjna Agencja Informacyjna TVP czy Polska Agencja
Prasowa. Obie państwowe agencje
poskarżyły się na siebie za sprawą Ligi Republikańskiej, która w skardze do
KRRiTv oskarżyła TAI o manipulację. Gdy PAP powiadomiła o tym w depeszy,
"Wiadomości" i "Panorama" powtórnie wyemitowały zaskarżony materiał,
zmuszając telewidzów do wyrobienia sobie
opinii na temat rzekomej manipulacji. Dano do zrozumienia, że PAP spiskuje
z Ligą Republikańską, ale nie powiedziano telewidzom, co się Lidze nie podobało
w relacji z wydarzeń pierwszomajowych. Liga poczuła się zmanipulowana do
kwadratu i w drugiej skardze do KRRiTv poskarżyła się na recydywę TAI. KRRiTv
po przeanalizowaniu materiałów informacyjnych TVP z 4 maja podjęła uchwałę, w
której stwierdziła naruszenie zasady rzetelności dziennikarskiej w programach
TAI. O tym także - o zgrozo - PAP powiadomiła w depeszy, na którą powołały się
gazety. I tym razem TAI dała odpór, powiadamiając miliony telewidzów, że lider
Ligi kłamie, a PAP wprowadza w błąd opinię publiczną. Cierpliwość stracił
jednak wiceprzewodniczący (p.o. przewodniczącego) KRRiTv Witold Graboś (SLD), który w liście do prezesa zarządu TVP
Roberta Kwiatkowskiego (SLD) wyraził nadzieję, że programy przygotowywane przez TAI będą realizować wyłącznie ustawowe
zadania dostarczania informacji. Krajowej Radzie nie spodobało się to, że
TVP odwołuje się do opinii telewidzów, gdy skargi jeszcze nie rozstrzygnięto,
nie dając zresztą widzom szansy, by zrozumieli, o co chodzi w sporze.
Spodziewaliśmy się, że w reakcji na arogancką postawę organu
konstytucyjnego (KRRiTv) w "Wiadomościach" wystąpi osobiście dyrektor
TAI Jacek Snopkiewicz, jedyny apolityczny bohater konfliktu - w przeszłości
uczestnik Marca 1968 (po stronie Moczara), delegat na zjazd PZPR w r. 1981,
niestrudzony działacz na rzecz niezależności mediów. Pokaże gest Kozakiewicza i powie krótko lecz
dobitnie: Na drzewo! Tak się nie stało, co może znaczyć, że prezes Kwiatkowski
odradził podwładnemu dyrektorowi
wypowiadanie wojny całemu światu.
Osiem lat wcześniej PAP kierowana była przez wyznawcę "grubej kreski",
który chronił podległą kadrę przed zwierzęcym antykomunizmem. Prezydentem był
Lech Wałęsa, premierem J.K. Bielecki - "człowiek prezydenta",
ministrem spraw zagranicznych prezydencki Skubiszewski. PAP niespodziewanie
doniosła w depeszy, że między rządem i urzędem prezydenckim wystąpiły poważne
różnice w kwestii polityki zagranicznej. Za PAP-em sensacyjną wiadomość podały
"Wiadomości". Zagotowało się. Rozdzwoniły się "rządówki".
Do dyrektora DPI (dzisiejsza TAI) telefonowali rzecznicy rządu i prezydenta z
pytaniem, skąd "Wiadomości" wiedzą to, czego nie wiedzą oni. Dyrektor
tłumaczył, że dla podległych mu wydawców PAP ciągle, jak w PRL jest wyrocznią -
jeśli depeszuje o czymś, co się dzieje na szczycie władzy, to znaczy, że robi to, co władza
każe. Wyszło jednak na to, że PAP, mówiąc politycznym slangiem, "wpuściła
szczura". Po tym incydencie szef dzienników wydał polecenie - odczytane w
"Wiadomościach" - aby, cytuję, dziennikarze
i wydawcy porównywali depesze PAP z informacjami innych wiarygodnych źródeł.
Nie doniesiono bynajmniej telewidzom, że PAP nie jest wiarygodna, a tym
bardziej nie powiedziano wprost, że agencja wprowadza media w błąd i prowokuje polityczne zamieszanie w
najwyższych organach władzy państwowej. Wewnętrznie zwrócono uwagę dziennikarzom,
że PAP jest największym źródłem agencyjnych informacji krajowych, ale nie jest
już wyrocznią, tak jak nie jest już propagandowym narzędziem władzy. Rozmawiano
na odprawie także o tym, że dzienniki telewizyjne, które przemawiają do takiej
ilości odbiorców, jakiej nie mają wszystkie gazety codzienne razem, nie mogą
padać ofiarą agencyjnej pomyłki, czy wręcz politycznej prowokacji. Zatem
informacja polityczna, która ma wagę sensacyjną, musi być sprawdzana wszelkimi
sposobami, na które czas pozwoli. Jednym z tych sposobów, którego wówczas
zaniechano były... telefony do rzeczników prezydenta i rządu z prośbą o
komentarz do treści depeszy PAP.
Przypominam, że działo się to dawno temu, w roku 1991 i wtedy zasadnicze różnice w kwestii polityki
zagranicznej nie były tak subtelne, jak dzisiejsze stopniowanie
eurosceptycyzmu. W Polsce stacjonowały potężne liczebnie, ale zdemoralizowane,
czy w pewnym stopniu już skryminalizowane, wojska ZSRR. A dopiero co (mamy
początek roku 1991) nasz premier Mazowiecki publicznie ostrzegł Zachód, że na połączenie Niemiec
Polska może odpowiedzieć przedłużeniem militarnej więzi ze Wschodem. (Skądinąd
cała postępowa "Warszawa" solidaryzowała się z tą linią
dalekowzrocznej roztropności).
Nie jestem w stanie
zataić, że tym nieodpowiedzialnym dyrektorem informacji telewizyjnej w roku
1991, który targnął się na wypracowany przez
dziesięciolecia Polski Ludowej autorytet PAP, byłem ja (wtedy postrzegany jako "czlowiek Wałęsy) . Jeśli cierpliwego
czytelnika stać na wyrozumiałość, to
opowiem, co się później stało.
Później - nazajutrz po tym, jak
na końcu "Wiadomości" odczytano to jedno zdanie o poleceniu
dyrektora porównywania treści depesz PAP z informacjami "innych
wiarygodnych źródeł" - na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej"
komentator dyżurny zaalarmował opinię publiczną. Stwierdził, że miara się
przebrała i powstałej sytuacji dłużej nie można tolerować. Doszło bowiem
do podważenia autorytetu jednej
instytucji naszego młodego demokratycznego państwa przez inną państwową
instytucję - telewizję. A wszystko to za sprawą jednego dyrektora, który wykorzystuje antenę telewizyjną do
aroganckiego demonstrowania swojej władzy. Temu trzeba się przeciwstawić, jak
wszystkiemu, co zagraża młodej demokracji ze strony odradzających się ciągot
totalitarnych pod patriotycznym płaszczykiem. Na koniec, że tak dalej być nie
może a opinia publiczna oczekuje od władz podjęcia stosownych działań.
Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Demokracja okrzepła,
przybyło tolerancji i niezależności. A nade wszystko najzupełniej niezależna
jest wreszcie państwowa telewizja, więc jak komu przyjdzie do głowy, żeby się
na nią poskarżyć, to niech wie, że w
odpowiedzi telewizja powie mu o 19.30, co o nim myśli. Usłyszą krewni, sąsiedzi
i znajomi i będzie mu łyso.
1991
____________________________
Nie ma nic starego, co byłoby zupełnie nieaktualne - to nie cytat, sam sobie doraźnie wymyśliłem. Komentarz jednak konieczny. Od r. 1993, gdy weszła w życie ustawa o radiu i telewizji, w wyniku czego telewizję podległą rządowi zastapiła telewizja publiczna, nic się nie zmienia. To znaczy, zmieniają się rządy, ale zawsze opozycja skarży się, że publiczna telewizja nie jest publiczna, bo w treści jest rządowa, co woła o pomstę do nieba. Ustawę skrojono w najlepszej intencji, ale od trzech dekad coś jest nie tak. Ustawa ustawą, a materia stawia opór. Po latach obserwacji (i udziale w kształtowaniu ładu w eterze w I poł. lat 90.) dochodzę do postulatu, aby pogodzić się z rzeczywistością i orzec bez hipokryzji: obywatele, telewizja abonamentowa wyraża stanowisko rządu, a telewizje prywatne wyrażają stanowisko opozycji. Gdy zatem rząd utworzy obecna opozycja, nastąpi ceremonialne przekazanie jej telewizji publicznej. Będzie ład? Będzie. Jeden szkopuł: czy TVN będzie wtedy, tak jak teraz, postrzegana jako telewizja opozycyjna?
1991
____________________________
Nie ma nic starego, co byłoby zupełnie nieaktualne - to nie cytat, sam sobie doraźnie wymyśliłem. Komentarz jednak konieczny. Od r. 1993, gdy weszła w życie ustawa o radiu i telewizji, w wyniku czego telewizję podległą rządowi zastapiła telewizja publiczna, nic się nie zmienia. To znaczy, zmieniają się rządy, ale zawsze opozycja skarży się, że publiczna telewizja nie jest publiczna, bo w treści jest rządowa, co woła o pomstę do nieba. Ustawę skrojono w najlepszej intencji, ale od trzech dekad coś jest nie tak. Ustawa ustawą, a materia stawia opór. Po latach obserwacji (i udziale w kształtowaniu ładu w eterze w I poł. lat 90.) dochodzę do postulatu, aby pogodzić się z rzeczywistością i orzec bez hipokryzji: obywatele, telewizja abonamentowa wyraża stanowisko rządu, a telewizje prywatne wyrażają stanowisko opozycji. Gdy zatem rząd utworzy obecna opozycja, nastąpi ceremonialne przekazanie jej telewizji publicznej. Będzie ład? Będzie. Jeden szkopuł: czy TVN będzie wtedy, tak jak teraz, postrzegana jako telewizja opozycyjna?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz