poniedziałek, 8 czerwca 2020

                   FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"

                                               Gustaw Herling-Grudziński (22914) - Lubimyczytać.pl
      
    Gustaw I Niepoprawny

     „Inny świat” Gustawa Herlinga - Grudzińskiego to pierwsza jego książka i pierwsza moja lektura literatury tzw. „bezdebitowej”. Pierwsza i najważniejsza. Wydana przez Instytut Literacki w Paryżu trafiła do moich rąk na początku lat 70. Po raz pierwszy zetknąłem się z nazwiskiem autora, ono przecież oficjalnie w Polsce nie istniało, a do paryskiej „Kultury”, która drukowała „Dzienniki pisane nocą” nie miałem jeszcze dostępu. Sołżenicyna „Archipelag Gułag” czytałem później, zapoznany już ze światem sowieckiego łagru przez Herlinga.
     „Inny świat”, owinięty w gazetę (tak się te paryskie książki, w jednakowej, charakterystycznej szacie graficznej, maskowało, aż po kilku latach wtajemniczeni rozpoznawali je po gazetowej „obwolucie” właśnie, a nie po oryginalnej, szarej oprawie), pożyczyłem swojej uniwersyteckiej nauczycielce, osobie zaufanej, bardzo mi przychylnej i darzonej przeze mnie szacunkiem. Oddała mi ją z lekceważącym komentarzem: to byłoby do strawienia, gdyby nie ten nieznośny język, jakiego autor używa... Tak jakbym popełnił nietakt, nadużył zaufania, zmuszając badaczkę literatury do czytania jakiejś tandety. A była to reakcja obronna - przed prawdą. Pierwsze francuskie wydanie „Innego świata” pozostało bez echa - paryska elita intelektualna, która przełknęła „referat Chruszczowa” i wciąż komunizowała, zareagowała podobnie, jak moja pani docent. Postępowy umysł odrzucał wsteczną prawdę. Język byłby znośny, gdyby zamiast o tym, co przeżył, Herling przypomniał ogólnie o błędach i wypaczeniach „minionego okresu”. Byle nie było opisu rzeczywistości, konkretnych zdarzeń, faktów, liczb i nazwisk.
      Tamta rzeczywistość „naszego bloku” broniła się w końcu już nie przed „wsteczną ideologią”, ale przed prawdą materialną. Instytucjonalna cenzura była powołana do zasłaniania obrazu rzeczywistości kłamstwem, półprawdą i aluzjami, ale też ludzie, zwłaszcza wykształceni, sami bronili się przed prawdą, przeczuwając, że jest ona „moralnie niepokojąca”. Gdy w drugiej połowie lat 70. rozwinął się w Polsce tzw. drugi obieg wydawniczy, szykiem było sięgać po „bibułę”, ale poprawny model dyskursu społecznego dla ogółu inteligencji wyznaczał tygodnik „Polityka”; jej autorzy dawali do zrozumienia, że znane im są rozliczne „wypaczenia” i „nieprawidłowości”, choć nigdy o nich wprost nie pisali. Ostatecznie utarło się, że rozmawianie o niecenzuralnych faktach nie jest w dobrym guście. Po 1976 r. biuletyny „korowskie” i podobne opisywały konkretne przestępstwa milicji i SB, ścieżki zdrowia, tortury, także zabójstwa: były nazwiska ofiar, adresy, opisy zdarzeń. Janusz Weiss (wtedy zablokowany cenzorskim „szlabanem”) pożyczył wówczas „Czarną księgę bezprawia” (czy coś podobnego), sąsiadowi, młodemu reżyserowi filmowemu. Ten oddał bibułę z następującym komentarzem: Po pierwsze, bardzo jest wdzięczny, że mógł się z tym zapoznać - to, co przeczytał jest wstrząsające; po drugie: nie może opisanych faktów przyjąć do wiadomości, bo gdyby to wszystko uznał za prawdę, to, jako człowiek wrażliwy, musiałby zmienić swoje życie, porzucić pracę w telewizji, a nie zrobi tego, bo uważa się za człowieka uczciwego. Nie można się dziwić, że Weiss, też wrażliwy, był pod wielkim wrażeniem tej niesamowitej figury, jaką wykonał inteligentny sąsiad. Jego organizm to odrzucił  i on przyszedł zwymiotować do mnie do domu - spointował relację Weiss. - W dodatku de facto ja wyszedłem na oszusta.
      Warto też przypomnieć, jak na nieocenzurowane wydawnictwa reagowali uprzywilejowani czytelnicy - funkcjonariusze SB, którzy je konfiskowali. Na podstawie własnych doświadczeń mogę stwierdzić, że także ich postawa poznawcza ulegała swoistej ewolucji. Pewien młody ubek, kartkując mój egzemplarz (oprawione ksero z wydania „Kultury”) „Człowieka zbuntowanego” Alberta Camusa odezwał się w te słowa: To pana podręcznik, co? A ja panu mówię, że ludzie to czytają i się śmieją! W jednym domu się śmieją, w innym nie - odpowiedziałem. Im bliżej lata 1980 r. ubecy, jak pamiętam, śmiali się coraz rzadziej. I tak zimą 1979/80, gdy nie chciały odpalać nawet służbowe fiaty 125, pewien major pochwalił się podczas przeszukania domu: Wy myślicie, że my nie wiemy, jak jest? My dużo wiemy - zakończył z nutą rozgoryczenia. Niedawno obecny prezydent, Aleksander Kwaśniewski wyjawił, że i on "wychował się na paryskiej „Kulturze”
     „Rzeczpospolita” („Plus-Minus”) uczciła urodziny Gustawa Herlinga - Grudzińskiego między innymi krótkimi wypowiedziami krytyków, znajomych autora i przyjaciół. Arcybiskup Józef Życiński przypomniał pewien epizod. W sierpniu 1990 r. napisał w wolnej chwili kilkustronicowy tekst o zachodzących w Polsce przemianach społecznych. Posłał go do redakcji, która w nurcie tamtych przemian wydawała mu się szczególnie bliska ideowo. Redakcja zaproponowała jednak całkowite usunięcie odniesienia do wypowiedzi Herlinga z „Dziennika pisanego nocą”. Jak wspomina arcybiskup, nie skorzystał z propozycji ocenzurowania Herlinga. O co chodziło? Oddaję głos Józefowi Życińskiemu: W cytowanym fragmencie przywoływałem wtedy wypowiedź emerytowanego pracownika UB, który podsumowywał swój okres aktywności zawodowej lakonicznym stwierdzeniem: Gdzie drwa rąbią, tam drzazgi lecą. Komentując ją, Herling dodawał z goryczą, że najprawdopodobniej chodzi tu o drzazgi wbijane podczas przesłuchań za paznokcie więźniów. Nie mogłem wówczas pojąć, dlaczego niestosowne jest wspominanie tej tematyki w artykule mówiącym o dramatycznym wymiarze naszych najnowszych dziejów. Naiwnie łudziłem się, że po odejściu ideologów prawda, choćby najbardziej bolesna, stanie się czynnikiem jednoczącym wszystkich, którzy przeszli przez gehennę zakłamania. Tymczasem, na przekór złudzeniom, na miejsce dawnej praktyki dworu wchodziła już dyskretnie etykieta nowych salonów. Poprawność polityczną ceniono w niej znacznie wyżej niż gorzką prawdę. Pryncypialny Herling ze swym świadectwem innego świata wydawał się zbyt archaiczny dla pewnego typu mentalności, poszukującej nowych eksperymentów etycznych. Trudno było przewidzieć to w okresie, kiedy łączył nas powszechny entuzjazm. Już wtedy można było jednak rozwijać archeologię obecnych polskich podziałów patrząc, jak niewiele wspólnego ma głęboka etyczna refleksja autora „Innego świata” z beztroskim stylem salonów, w których ceni się przede wszystkim konwenanse i bruderszafty.
     Gustaw Herling - Grudziński skończył 80 lat. Wiwat! Niech nam pisze i króluje!
                                                                                             27.05.1999

              Gustaw Herling-Grudziński – Wikipedia, wolna encyklopedia    
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz