środa, 17 czerwca 2020

      FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"

               Archiwum egzystencji | Tygodnik Powszechny
    
    Przecier z mózgu i płodu

     Tytuł nie zapowiada koszmarnego przepisu na wakacyjne przetwory, jego drastyczność sprowokowało „przebudzenie", "ocknięcie się" i "przetarcie oczu" przez kilka pań: sędziwej prof. Marii Janion i młodszych, nietuzinkowych kobiet - m. in. filozofki Joanny Bator i socjolożki Kingi Dunin. O tym że, zdaniem Marii Janion, "Solidarność" odwróciła się od kobiet, wzmiankowałem tydzień temu, traktując problem z urlopową ulgą. Czerwcowo - lipcowa dyskusja na łamach "Gazety Wyborczej" odbyła się jednak na poważnie.
     Zaczęło się od niejakiej Shany Penn, amerykańskiej feministki, która po rozmowach m.in. z redaktorkami podziemnego "Tygodnika Mazowsze" doszła do wniosku, że kobiety dyskryminowali komuniści, a potem mężczyźni, działający w podziemnej "Solidarności". Kilka lat temu pani Penn opublikowała swoje odkrycia w krakowskim piśmie feministycznym "Pełnym głosem". Według niej, kobiety - konspiratorki nie zauważyły dyskryminacji płciowej, bo nie miały feministycznej świadomości. Autorka powołuje się na jaskrawy przykład Danuty Winiarskiej, która przyjęła męski pseudonim konspiracyjny dla wzmocnienia swojej pozycji w patriarchalnej strukturze. Pani Penn chciała dobrze, ale bohaterki jej artykułu poczuły się ośmieszone. Minęło kilka lat i do głosu doszło młodsze pokolenie pań - już świadomych. Jedna z nich, Agnieszka Graff, zainspirowana tamtym artykułem Amerykanki, napisała do "Gazety Wyborczej" o tym, jak to polscy mężczyźni, ignorując kluczową rolę kobiet w podziemiu, zafałszowali historię ostatnich dwudziestu lat - i  w końcu odebrali im owoce  zwycięstwa. Tylko bowiem Barbara Labuda weszła w świetle jupiterów na polityczną scenę, a pozostałe bohaterki skromnie ustąpiły mężczyznom. Wśród ofiar męskiego spisku pani Graff wymieniła zwłaszcza Joannę Szczęsną - obecnie redaktorkę i publicystkę "Gazety Wyborczej". Młoda feministka dobrze rozumie ten mechanizm ustępowania patriarchatowi, bo i ona doznała kiedyś upokorzenia ze strony męskich szowinistów. Jako "dziewczyna opozycjonisty" została kiedyś wyniesiona z demonstracji wbrew swojej woli. Po latach zrozumiała tamto zdarzenie: zaplątała się na chwilę w szeregi rycerskie, ale przywołana do porządku zgodziła się wrócić do roli damy. (I ja pamiętam, jak jeszcze w latach 70., gdy milicja i ubeckie bojówki wkraczały na wykład Towarzystwa Kursów Naukowych, krzyczało się: Kobiety do środka!)
     Do tej chwili było śmiesznie. Szczęsna nie okazała jednak wdzięczności solidarnej feministce. Od lat 70. sama była opozycjonistką i, jak się zdaje, nie potrzebuje od egzaltowanej, młodszej o pokolenie dziewczyny współczucia, że działając w konspiracji nie zauważyła dyskryminacji płci. Tu warto wyjaśnić, że o ile szkolni koledzy pani Graff ją dyskryminowali, chroniąc przed zomowską pałką, to komuniści wcale nie byli tak wsteczni, jak twierdzą wszystkie wymienione feministki. Nasze panie z konspiracji dostawały wyroki nie mniejsze, niż mężczyźni. Jeden z pierwszych wyroków stanu wojennego otrzymała kobieta: dziesięć lat za dziesięć ulotek. Nie słyszałem, aby któraś z pań, które doświadczyły aresztu, internowania, odsiadki wyroku, czerpała satysfakcję z tamtego równouprawnienia. Jest coś żenującego w tym, że przebudzone dziś feministki, które wzmiankowanych dolegliwości nie doświadczyły, pochylają się teraz z troską nad losem upośledzonych rzekomo, odważnych kobiet. Joanna Szczęsna odpisała w swojej gazecie, że kiedyś udało się jej ugasić prawdziwy pożar, ale nie została strażakiem, bo nie miała na to ochoty, a nie z powodu dyskryminacji kobiet. Jej przejawy, owszem, w Polsce dostrzega, jak i akty męskiej przemocy. To, co ją poważnie skłoniło do polemiki to nieakceptowanie feminizmu jako ideologicznego wytrycha do objaśniania świata. Jej zdaniem dyskryminacją kobiet i walką płci nie da się wytłumaczyć wszelkich niepokojących zjawisk współczesnej Polski. Bardzo się cieszę, że Szczęsna - kobieta w stu (albo i więcej) procentach - dostrzegła taką pokusę u radykalnego odłamu feministek (wymienione autorki zastrzegają, że feministkami nie są, co najwyżej "akademickimi"!) Polemicznie zareagowała także inna dziennikarka "Gazety Wyborczej", Dominika Wielowieyska.
     Wydawałoby się, że nie jest to tylko walka płci, skoro polemika odbywa się między kobietami. Feministki nie-feministki w swoich artykułach spierają się z posłankami AWS. Nie traktują ich jednak partnersko, a może nawet odbierają atrybut kobiecości - bo jeśli prawicowe niewiasty mówią to, co mówią, to znaczy, że czynią to pod dyktando patriarchatu. W żadnym wypadku nie mogą to być ich własne, kobiece poglądy, jeśli nie są zbieżne z zapatrywaniami naszych doktrynerek. One, żaląc się w każdym akapicie, że ich poglądy się upraszcza; że niesłusznie, jak to robi Szczęsna, nazywa się je ideologią, bo jest to zaledwie "filozofia różnicy" (Maria Janion) - światopogląd posłanek AWS sprowadzają do rzekomego przesłania, że miejsce każdej kobiety jest w domu, przy dzieciach i przy garach. Sama rzeczywistość temu przeczy, skoro zacofane panie znalazły dla siebie miejsce także w parlamencie - tym gorzej dla rzeczywistości.
     Ta dyskusja, jak widać, nie odbyła się w politycznej próżni. Wrogiem wymienionych pań jest rządząca koalicja, a zwłaszcza AWS. Zdaniem pani Graff, popartej przez pozostałe, zdominowany przez prawicę parlament kolejnymi decyzjami zwiększa dyskryminację kobiet i utrwala patriarchalny podział na mniej i bardziej uprzywilejowanych obywateli. Pani Dunin, bardziej literacko, zarzuca prawicy utrzymywanie nierównego (dla kobiet i mężczyzn) dostępu do konfitur. Najwcześniej jednak przejrzała na oczy najstarsza dyskutantka, pani prof. Janion. Przyznaje ona, że kiedyś, w obliczu zniewolenia za poważne uznawała dążenia niepodległościowe, a nie walkę o prawa kobiet. Jeszcze pod koniec lat 80. na konferencji feministycznej w Berlinie tłumaczyła, że "Solidarność" musi najpierw wywalczyć niepodległość i demokrację dla całego społeczeństwa, a potem dopiero wspólnie zajmiemy się kwestię kobiecą. Rozczarowała się gorzko: Parę lat później "S" istotnie zajęła się kwestią kobiecą - wszyscy wiemy, z jakim skutkiem. Okazało się, że w wolnej Polsce kobieta nie jest jednostką ludzką, lecz "istotą rodzinną", która zamiast polityką powinna zajmować się domem. Jeśli idzie o starsze panie, prof. Maria Janion nie jest jedyną, od której "S" się odwróciła, gdy chodziło już nie o poświęcenie, ale "o władzę, przywileje, pieniądze". Zacytujmy: Pamiętamy przecież, że Zofia Kuratowska, reprezentantka lewicowego skrzydła UW, zajmująca się między innymi prawami kobiet, nie chciała po raz kolejny kandydować do Senatu i wyjechała z kraju, gdyż, jak powiedziała, nie mogła już więcej stykać się z kolegami z "Solidarności", którzy tak bardzo zmienili poglądy polityczne. Po tym zdaniu dyskusja nie mogła już rozbawiać nawet antyfeministów, klerykałów i konserwatystów wszelkiej maści. Zofia Kuratowska nie może już się bronić przed ośmieszeniem. Nie wierzę, żeby publicznie potwierdziła wersję prof. Janion: ucieczka z kraju przed "Solidarnością" aż do południowej Afryki, azyl w ambasadzie polskiej, przyjęcie skromnej posady ambasadora (ambasadorki?).
     Byłoby uproszczeniem twierdzić na podstawie kilku artykułów, że feministkom - ekstremistkom chodzi o konfitury, przywileje, pieniądze i władzę. Starsze mają nieprzeciętną pozycję społeczną, młodsze karierę przed sobą. Żadna nie skarży się na swój los. Chodzi więc o wyzwolenie spod ucisku patriarchatu wszystkich kobiet. Tych świadomych swojej płci i tych, które trzeba płciowo uświadomić. Kinga Dunin: Wielowieyska niczego nie rozumie z liberalnego podejścia do aborcji, po raz kolejny prezentując stare argumenty obrońców życia. Maria Janion: Ocuciła mnie uchwała o ochronie życia poczętego, którą przyjął zjazd "S" w 1990 roku. Więc tu jest płód, przepraszam, pies pogrzebany.

                                                                                                          25.07.1999
_____________________________
Na zdjęciu u góry: prof. Maria Janion

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz