
Ręce precz od telewizji
Nasza
cywilizacja u końca XX wieku podzieliła ludzkość (choć zapewne nie ostatecznie)
na dwie kategorie: pracowników mediów i resztę ludzkości. Ci pierwsi obserwują,
notują, fotografują, filmują, informują, przekazują i sprawozdają. Porównują
między sobą zapamiętane sceny, zarejestrowane obrazy, zasłyszane zdania,
podsłuchane rozmowy i, naturalnie, komentują, co widzieli i słyszeli. Populację
tę łączy solidarność branżowa, wspólnota grupowego interesu, ale też jej
członków cechuje psychiczne uwarunkowanie - voyeuryzm, czyli oglądactwo. Ta - jak się dzisiaj mówi - "orientacja", najogólniej polega na szczególnym doznawaniu
przyjemności podczas podglądania, przyglądania się czynnościom innych ludzi.
Innym uwarunkowaniem członków tej grupy jest ponadprzeciętna skłonność do
plotkowania, obmowy i publicznego donosu. To, co zobaczyli, usłyszeli, czego
się domyślili i co im się zdaje - natychmiast rozpowszechniają wszelkimi
dostępnymi im sposobami. To, co nazwaliśmy uwarunkowaniem, u niektórych osób
podczas pracy w mediach rozwija się w kierunku dewiacji, zwłaszcza kopromanii,
nekrofilii i sadyzmu; te schorzenia rozpoznaje się na przykład u reporterów
specjalizujących się w fotografowaniu okaleczonych zwłok ludzkich czy
filmowaniu skrajnie bezbronnych, bo konających ludzi. Ludzie mediów mają
jednakże na swoją obronę koronny argument: a czy wy, normalni rzekomo ludzie,
zawsze zachowujecie się normalnie? Hodujecie kury, łatacie swoje dachy, regularnie
wychodzicie do biur i fabryk, odpoczywacie jak trzeba, grzecznie się bawicie i
nic ponadto?
Jak by nie
było to demagogiczne (bo nie usprawiedliwia wszystkiego, co robi „medialna”
mniejszość ludzkości), to trudno zaprzeczyć, że większościowa reszta populacji
ludzkiej, mimo doświadczenia ostatniego wieku, zachowuje się infantylnie, by
nie rzec: dziwacznie. Ostatnio na przykład uprawia najbardziej absurdalną
wojnę, jaką można było sobie wyobrazić na posiedzeniach redakcyjnych prasy,
radia i telewizji. Wojnę prawdziwą, w której giną, prócz żołnierzy, inni ludzie
(gdybym napisał: niewinni, to by znaczyło, że każdy szeregowy żołnierz z
założenia kwalifikuje się do winnych). Wojna ta byłaby bardziej normalna, gdyby
po jednej stronie stały państwa normalne, a po drugiej takie, w których nie
działa telewizja. Byłaby wojną ze wszech miar słuszną i niebudzącą moralnego
niepokoju: państwa, wszelkie ludzkie wspólnoty zorganizowane bez telewizji -
jeśli można sobie takie wyobrazić - zagrażałyby przecież (jako barbarzyńskie)
cywilizowanej ludzkości, zwłaszcza jej przywiązaniu do ładu, spokoju, obfitości
towarów konsumpcyjnych i godziwych zarobków.
Każda wojna
w historii przynosi coś nowego, czego nie dało się przewidzieć. Pierwsza wojna
światowa zaskoczyła ilością zabijających się żołnierzy. Nowością drugiej wojny
było celowe mordowanie ludności cywilnej, niszczenie substancji materialnej i
żywej miast, a w ogóle nieprzewidziana przez państwa demokratyczne była
planowa zagłada Żydów. Współczesne konflikty wewnętrzne czy
lokalne (w Kambodży, Afryce) pokazały jeszcze inny charakter wojny: wojsko w
ogóle nie walczy z innym wojskiem, li tylko wycina w pień ludność
nieuzbrojoną. Nowością wojny w Zatoce Perskiej było samoograniczenie strony
zwyciężającej, czyli faktyczne odstąpienie od wygrania wojny dyktowane
kalkulacjami politycznymi. Po militarnym zmiażdżeniu armii agresora w Kuwejcie,
pozostawiono w spokoju państwo irackie, by pozostało elementem równowagi w
regionie. Skutkiem tego pokonany Saddam Hussajn mógł ogłosić swojemu narodowi
zwycięstwo i zabrakło możliwości propagandowych, by zmienić mentalność
izolowanych od świata Irakijczyków.
W
najnowszej wojnie sztabowcy NATO niespodziewanie złamali niepisaną zasadę
eksterytorialności i nietykalności telewizji, wzbudzając uzasadniony niepokój
załóg telewizyjnych na całym świecie. Można oczywiście dyskutować, czy
telewizja serbska przekazuje informacje, czy też jest narzędziem dezinformacji,
ale to przecież sprawa drugorzędna wobec faktu, że telewizja jest wartością
samą w sobie. Nie dziw więc, że Monika Olejnik zapytała ministra Geremka wprost
i z właściwą sobie stanowczością: wojna wojną, ale czy trzeba było bombardować
budynek telewizji w Belgradzie, w końcu to przecież telewizja?! Dodajmy: co innego przecież, gdy ginie od bomby
krawiec, który szyje mundury dla wojska - to jest militarnie uzasadnione.
Przypuszczam, że z powyższym wywodem zgodzi się niemal każdy pracownik
telewizji.
A teraz
całkiem poważnie: trzeba przyjąć do wiadomości, że media wprzęgnięte w wojnę są jednym z jej najgroźniejszych instrumentów.
Wszyscy pracownicy gazet, radia i telewizji, które uprawiają propagandę wojenną
są żołnierzami, a nie cywilami. W osobnym porządku rozważa się problem winy
poszczególnych osób, tak jak różnicuje się odpowiedzialność zmobilizowanego do
Wermachtu Niemca od tego, który dobrowolnie wstąpił do SS. Nie są to nowe
odkrycia. Można snuć uzasadnione przypuszczenie, że Hitler nie zbudowałby
Trzeciej Rzeszy, gdyby Goebels nie docenił radia. Gdyby alianci rychło i
skutecznie unicestwili rozgłośnie, nadajniki i drukarnie wroga, ofiar II wojny
światowej - także wśród Niemców - byłoby mniej.
7.05.1999
________________________________
Na zdjęciu: w stanie wojennym (1981) lektorów dziennika telewizyjnego przebrano w mundury i umieszczono w ciasnym wnętrzu. Żartowano, że studio jest w czołgu.
________________________________
Na zdjęciu: w stanie wojennym (1981) lektorów dziennika telewizyjnego przebrano w mundury i umieszczono w ciasnym wnętrzu. Żartowano, że studio jest w czołgu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz