niedziela, 21 czerwca 2020

               FELIETONY Z LAT 90. NA ŁAMACH "TYGODNIKA SOLIDARNOŚĆ"       


    
   Ocalenie w sumieniu i odszkodowaniu

     Na Jasnej Górze arcybiskup Józef Życiński* przestrzegł przed ludźmi pozbawionymi skrupułów, którzy są gotowi wystawić na sprzedaż nawet wielkie wartości. Mówił o próbach instrumentalnego traktowania wartości wielkich i pięknych w imię kariery, sukcesu, osiągnięć materialnych. Podał przykłady. Jeden to postawa kogoś, kto wytacza proces i żąda rekompensaty, bo był internowany. Jak można zrozumieć, jest to dla Niego przykład żenujący i zawstydzający dla wszystkich innych represjonowanych w PRL, którzy "wartości na sprzedaż nie wystawili". Gdyby jeden wygrał proces, to wyrok sądowy stałby się niejako wykładnią dla wszystkich. A jeśli wszystkim należałoby się materialne zadośćuczynienie, to musiałyby powstać taryfikatory. Ile należy się za jeden dzień, za miesiąc, czy przysługuje dodatek za stanie w skarpetkach na mrozie? Jaka stawka za wyważenie drzwi mieszkania łomem, jak wycenić szok doznany przez rozespane dzieci? Ile za pobicie, ile za złamanie ręki, za trwały uszczerbek na zdrowiu? Czy stawka za odsiadkę wyroku miałaby być z zasady wyższa niż za internowanie - tu sprawa skomplikowana, bo niektórzy twierdzą, że odsiadka "bezterminowa" też jest nieznośna. Różne były też warunki internowania, czy np. to, że Lecha Wałęsę przetrzymywano w warunkach lepszych niż więzienne, nie bito go i nie ubliżano, stanowi, że przysługuje mu stawka mniejsza? A jak wycenić wszelkie inne represje i prześladowania? Wyrzucenie z pracy, mieszkania, pozbawienie możliwości zarobkowania, terroryzowanie bliskich?
     Oceniając swoje doświadczenia z lat 70. i 80. - i podejmując próbę ich wyceny - dochodzę do wniosku, że nie ma takiej kwoty, która stanowiłaby pełne, czy jakoś tam adekwatne zadośćuczynienie. Ale, może ktoś powiedzieć, nie chodzi o taryfikatory, stawki, bo doznana krzywda w każdym ludzkim wypadku jest osobna, w zasadzie obiektywnie niewycenialna, chodzi o sprawiedliwość. Tu wszakże pojawia się problem polityczny, ale i moralny. Kto ma płacić? Państwo, dysponujące finansami pochodzącymi z moich także podatków. Tak więc hipotetyczny kolega NN, domagając się od sądu orzeczenia odszkodowania, sięga do mojej kieszeni. Nasuwa się zatem oczywisty wniosek, że ewentualne odszkodowanie powinno zapłacić TAMTO państwo: Polska Rzeczpospolita Ludowa. Tamto państwo, którego długi zresztą spłacamy, nic jednak nikomu już nie zwróci.
     Tamto państwo przeszło do historii, powiedzmy, że istnieje tylko w słodkich wspomnieniach zgorzkniałych komuchów. A jednak sprawa krzywdy i winy nie musi być zamknięta, dopóki żyją poszkodowani i winni. Zostawmy w tych rozważaniach twórców wojennego dekretu i  jego żarliwych wykonawców, choć, moim zdaniem, ich obecne, mniejsze czy większe dochody powinny być obciążone kosztami wspomagania rodzin zamordowanych górników kopalni "Wujek" i innych ofiar. Czy pozwanie o odszkodowanie dyrektora fabryki, kierowniczki szkoły za represyjne zwolnienie z pracy na życzenie SB, budziłoby moralne rozterki - jeśli uznalibyśmy, że bardziej tu chodzi o sprawiedliwość, niż o pieniądze i że nie jest to wystawienie wartości na sprzedaż? Nie polemizuję z arcybiskupem, ja z Nim rozmawiam, nie wystawiam rachunku za krzywdy doznane w PRL, stawiam znaki zapytania.
     A jeśli ktoś, wyobraźmy sobie, wystawiłby na sprzedaż wartości, bo nic już nie ma do sprzedania, a coś sprzedać musi, żeby żyć? Pół roku temu zwrócił się do mnie solidarnościowy kolega z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy. Oto jego curriculum vitae. Z wykształcenia technik, w roku 1980 organizował NSZZ"S", w 1981 internowano go jako przewodniczącego Komisji Zakładowej w oddziale przedsiębiorstwa. Niedługo po wyjściu na wolność z pracy go zwolniono, zarzucając, że konspiruje i demoralizuje załogę. Człowiek zaradny, pracowity (na przedmieściu zbudował dom rodzinny "systemem gospodarczym"), wziął sprawy w swoje ręce - otworzył zakład rzemieślniczy. Zakład przynosił minimalne, choć wystarczające na życie zyski do czasu, gdy wywalczona transformacja ustrojowa nie postawiła warunku: albo "ucieczka do przodu", czyli rozmach, albo uciekać z rynku. Kolega nie miał kapitału ani na inwestycje, ani na spekulacje, zakład zamknął i zatrudnił się w czyjejś rozwojowej firmie na stanowisku administracyjnym. Po latach przedsiębiorstwo przegrało jednak z silniejszą konkurencją, splajtowało. Człowiek ten od roku rozmawia z pracodawcami, którzy doceniają jego kwalifikacje, doświadczenie tak długo, dopóki nie wyjawi swojego wieku. Ma 50 lat i słyszy: dziękujemy, jest pan za stary. Nic to, że jest zdrowy i ma energię. Powiem krótko: nic nie załatwiłem, choć się starałem. Znajomi przedsiębiorcy wykazywali zrozumienie, lecz w końcu odpowiadali tak samo: koniunktura teraz taka, że się zwalnia, a nie zatrudnia; żeby zatrudnić twojego kolegę, trzeba by kogoś pracy pozbawić, a w mojej firmie pracują tylko ludzie niezbędni.
     Kolega ten (rówieśnik, więc nie trudno mi go zrozumieć) zadał mi przez telefon przewrotne pytanie: Powiedz mi, kto wygrał tę rewolucję, bo ja nie. Czy tylko retoryczne? Czy jego sarkazm nie jest zwielokrotniony tym, że ostatnie wybory wygrała AWS, a rząd mają "nasi"? Podkreślam: jego frustracja nie wynika z tego, że - jako człowiek, który wolnej Polsce się przysłużył, za swoją działalność zapłacił - czuje się niedoceniony i politycznie niepotrzebny. On się poczuł (i stan ten się przedłuża) w ogóle niepotrzebny. Jest dumny - po zasiłek dla bezrobotnych się nie zgłosi. Wiem, jaka należy mu się nagroda (nie odszkodowanie) - praca. Nie ma niestety organizacji, organu, instancji, która takie nagrody rozdziela.                                                   

22.08.1999
_____________________________                                                           
* Nota a.d. 2020: Abp Józef Zyciński (1948-2011), mój rówieśnik, był jednym z najbardziej obecnych w mediach hierarchów Kościoła. W swoich wystąpieniach dał się poznać jako nieugięty przeciwnik lustracji. Z dokumentów MSW PRL wynika, że przez 13 lat był zarejestrowany jako TW "Filozof". Arcybiskup przyznawał, że odbył wiele nieformalnych spotkań i rozmów z oficerami SB, ale stanowczo zaprzeczał, jakoby był tajnym współpracownikiem. Sprawa nie została publicznie rozstrzygnięta, ponieważ teczka personalna i teczka pracy TW "Filozofa" zostały zniszczone w r. 1990.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz