sobota, 14 listopada 2020

                                           Alfabet "Solidarności"    

               


Porozumienie warszawskie.  

Zawarte 30 marca 1981 r. w Warszawie między rządem a przedstawicielami „S”.  Kończyło ono stan gotowości strajkowej i nagle znosiło rosnące napięcie. Stanowiło faktycznie o rezygnacji ze  strajku generalnego.  Wcześniej, 27 marca  odbył się 4-godzinny powszechny strajk ostrzegawczy w całym kraju. Wszystko to było następstwem „kryzysu bydgoskiego", „prowokacji bydgoskiej”  czyli poturbowania przez ZOMO  działaczy Związku w sali obrad WRN, którzy uczestniczyli w sesji jako goście (19 marca).  „Porozumienie warszawskie” było aktem, który rozstrzygał w sposób zasadniczy o możliwości presji społecznej na władzę. Poszczególne strajki (czy groźby ich podjęcia)  stanowiły presję na dyrekcję fabryki, władze województwa czy centralne, , innym razem nie wywierały wrażenia, były wręcz prowokowane przez władze do wywoływania chaosu, oskarżania Związku o anarchię i powstrzymywania jego długofalowych poczynań. Jedynie wizja strajku generalnego o zasięgu krajowym formułowana w oświadczeniach KKP i rozmowach z władzami stanowiła o sile nacisku. Powstały we wrześniu 1981 r. ogólnokrajowy NSZZ”S” zatrzymał pracę w całym kraju godzinnym strajkiem ostrzegawczym z żądaniem rejestracji Związku. Te demonstrację zorganizowania „świata pracy” kazały liczyć się władzy z tym, że podparcie żądań powszechnym strajkiem  „aż do skutku” jest możliwe.  Ewentualność rozpoczęcia strajku ciągłego wymusiła ustępstwo w sprawie rejestracji, a później, jeśli podobne zapowiedzi nie powodowały spektakularnych ustępstw, to pozwoliły Związkowi krzepnąć i organizować się, co de facto było ustępstwem władz największym. Co, wobec powyższego, zmienił marzec 1981? Społeczeństwo, znużone władzą komunistyczną, ale -  świadome swojej podmiotowości - spoliczkowane, osiągnęło stan powszechnej gotowości do…  Emocje nie pożegnały się z rozumem.  Dlatego Polacy nie przymierzali się do powstania narodowego, świadomi, że obalenie komunistycznej władzy i zastąpienie jej inną, „naszą”, nie jest możliwe, jak nie jest możliwa zamiana panującego trzydzieści kilka lat ustroju na inny. Możliwe są tylko zmiany w kierunku ustroju znośnego, bliższego „ideałom socjalizmu” i demokratycznego. Tak wtedy myśleli Polacy, uformowani w PRL . „Doły” przymierzały się do presji silniejszej  niż dotąd, żeby, posyłając do stołu obrad przedstawicieli, zmiany te ostatecznie wymusić. Chciano negocjacji i czekano na zasadnicze ustępstwa. I dlatego tak nagle, jeśli nie z godziny na godzinę, to  z dnia na dzień emocje raptownie opadły, gdy przedstawiciele ogłosili w TV, że nie będzie strajku, bo są ustępstwa. Dopiero wczytanie się w sformułowania i i obserwacja ich praktycznego później znaczenia przyniosły spostrzeżenie, że rozładowanie napięcia i satysfakcja opierały się  w gruncie rzeczy na logicznym błędzie w interpretacji tego co się stało: ponieważ odwołujemy strajk, to znaczy, że są ustępstwa. Od „Porozumienia warszawskiego”  Związek nie groził już strajkiem generalnym, bo w duchu (nie w literze przecież)  tego  porozumieniu zawarta była jakby doktryna:  strajk generalny = sowiecka inwazja.  Od tamtego czasu pozostały postulaty, ale Związek nie miał już narzędzia ich egzekucji. Stało się coś jeszcze: w sformułowaniu porozumienia kluczową rolę odegrali doradcy i Wałęsą z pominięciem wybranych przez KKP członków negocującego zespołu. Na burzliwym późniejszym posiedzeniu Komisji (odwołanie strajku generalnego wobec zaistniałego faktu dokonanego było tylko formalnością) stwierdzono, że doszło do jaskrawego złamania zasad podejmowania decyzji, stawiano pytanie o perzyszłość: czy decyzje będą podejmować statutowe organa Związku, czy nieformalne grupy otaczające przewodniczącego. Wałęsę  krytykowano, ale KKP odwołała jego zaufanego z funkcji sekretarza Komisji Andrzeja Celińskiego (który delegatem do KKP nie był). Z funkcji rzecznika KKP zrezygnował cieszący się autorytetem Karol Modzelewski. 

Na zdjęciu Andrzej Gwiazda odczytuje treśc porozumienia przed kamerami TVP. Na posiedzeniu KKP Andrzej Gwiazda przyznał, że z tekstem zapoznał się dopiero w trakcie czytania, a przeczytał - dodał sarkastycznie - bo on akurat czytać umie. W istocie Gwiazda (odsunięty wcześniej przez doradców Przewodniczącego od ostatecznych ustaleń) obawiał się nie tyle o mniejszą umiejętność Wałęsy w tym zakresie, ile  o rozpad Związku. To kalkulowali faktyczni autorzy porozumienia, jako ewentualną cenę za uniknięcie militarnej "bratniej pomocy" ZSRR. Politycznym zwycięzcą był na pewno widoczny na zdjęciu po prawej tow. M.F.Rakowski. 

Chronologia tamtych zdarzeń (od „prowokacji bydgoskiej” do „porozumienia warszawskiego” - choć to tylko dziesięć dni) nie zmieściłaby się w ramach objętości hasła.

                                         * * *


Wiecej w tekście publikowanym w r. 1986 w londyńskim "Aneksie". Dostępny w: Aneks - archiwum on line (nr 44/1986).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz